„Grosik”, który przynosi szczęście Pogoni Szczecin

„Grosik”, który przynosi szczęście Pogoni Szczecin

Kamil Grosicki (na pierwszym planie)
Kamil Grosicki (na pierwszym planie) Źródło:Newspix.pl / Jakub Piasecki/ CYFRASPORT
Pogoń Szczecin wciąż ma szansę na zdobycie mistrzostwa Polski. W dużym stopniu zawdzięcza to dobrej postawie Kamila Grosickiego, który ostatnio w każdym meczu „Portowców” strzela bramkę. Ale kiedy w sierpniu ubiegłego roku przychodził do Pogoni, nadziei, że jest w stanie pomóc klubowi ze Szczecina, było tyle samo, co poważnych wątpliwości. Zdania i opinie ekspertów były podzielone pół na pół. Jedna i druga strona miała swoje argumenty.

Optymiści mówili: to dobry piłkarz, tylko nieco „przykurzony”. Jednak jeśli się dobrze przygotuje do sezonu, to będzie dużym wzmocnieniem Pogoni, bo umiejętności ma nawet przekraczające wymagania, jakie stawia Ekstraklasa.

Ci wątpiący podkreślali, że Grosicki przez ostatnie dwa sezony grał mało, nie wiadomo jak duże ma zaległości i jak wielką determinację do pracy wykaże. Nikt nie miał też pewności, że demony z przeszłości – czyli kłopoty z hazardem – to już na pewno zamknięty rozdział. Bo swego czasu właśnie to uzależnienie mocno wyhamowało karierę zdolnego skrzydłowego.

Dostał po schabach

Doszło nawet do tego, że w czasie gdy był zawodnikiem Legii, musiał przerwać treningi, bo trzeba było go wysłać na leczenie do Ośrodka Terapii Uzależnień w Starych Juchach na Mazurach. A gdy trafił do Jagiellonii, ówczesny prezes klubu z Białegostoku Cezary Kulesza, postawił sobie za punkt honoru przypilnowanie, by Grosicki nie wrócił do hazardu.

Kulesza, jako mocna postać w mieście, miał swoich ludzi w różnych lokalach. Mieli oni zawiadamiać prezesa „Jagi”, jeśli zawodnik pojawiłby się, w którymś z miejsc, w których profesjonalny piłkarz wieczorem przebywać nie powinien. I gdy pewnego dnia Kulesza dostał informację, od takiego „sygnalisty”, że „Grosik” bawi się w mieście, natychmiast tam pojechał w asyście ówczesnego trenera Jagiellonii Michała Probierza.