Człowiek orkiestra

Człowiek orkiestra

Dodano:   /  Zmieniono: 
Krzesimir Dębski: jednoosobowe przedsiębiorstwo muzyczne
Nie ma w polskim świecie muzycznym drugiego tak wszech-stronnego i pracowitego fachowca. Każdy telewidz słyszał jego muzykę w "Złotopolskich" i "Na dobre i na złe", każdy kinoman zna ją choćby z filmów Juliusza Machulskiego. Miłośnicy jazzu pamiętają go jako skrzypka zespołu String Connection. Bywalcy snobistycznych koncertów z udziałem takich gwiazd, jak José Carreras, Ewa Małas-Godlewska, Adam Makowicz czy Nigel Kennedy, widzieli go za pulpitem dyrygenckim. Jego utwory można także usłyszeć na festiwalach poważnej muzyki współczesnej. - Czasem we śnie boję się, że wyskakuję z lodówki jak w tym starym powiedzeniu - zwierza się Krzesimir Dębski.

Skrzypek
Jazz zaczął grać jeszcze w czasie studiów w Poznaniu. String Connection, gdyby istniał, obchodziłby właśnie dwudziestolecie. Jako jazzman Dębski koncertował z zespołem na całym świecie, w latach 80. nagrał kilka płyt. W roku 1983 wygrał konkurs jazzowy w Belgii. W ankietach pisma "Jazz Forum" wielokrotnie zdobywał tytuł najlepszego skrzypka, kompozytora lub aranżera roku, a w 1985 r. w słynnym amerykańskim piśmie "Down Beat" znalazł się wśród dziesięciu najlepszych skrzypków jazzowych na świecie. Na skrzypcach zdarzało mu się też grać muzykę awangardową - wystąpił na przykład ze znakomitym kwartetem Arditti. - Dziś coraz mniej gram, chociaż bardzo to lubię. Po prostu nie mam czasu - mówi.
Ostatnio na TP SA Film & Music Festival poprowadził koncert w Sali Kongresowej z orkiestrą Sinfonia Varsovia i z udziałem siedmiu skrzypków, w tym Jeana-Luca Ponty’ego, Pierre’a Blancharda i Vadima Repina; sam także grał jako ósmy. - Po takim występie dopiero zachciało nam się pomuzykować - opowiada. - Poszliśmy do klubu na Mazowiecką, gdzie prawie nikogo nie było.
I sami dla siebie zrobiliśmy takie jam session, że żałowaliśmy potem, iż nikt - poza żonami i menedżerami - tego nie usłyszał ani nie nagrał.

Dyrygent
Dębski studiował dyrygenturę u Witolda Krzemieńskiego, ale zaczął się sprawdzać w tej roli dopiero podczas pracy dla filmu. - Muzykę filmową pisze się do ostatniej chwili, bo trzeba czekać na obraz - tłumaczy. - Głupio dawać ołówkowy szkic dyrygentowi i go mu tłumaczyć, żeby on potem tłumaczył orkiestrze. Lepiej to zrobić samemu, zwłaszcza że często trzeba coś na gorąco zmieniać.
Z czasem zaczął być zapraszany do dyrygowania koncertami muzyki filmowej, a także jazzowej i rozrywkowej. Z Adamem Makowiczem i Sinfonią Varsovia (którą najczęściej dyryguje) odbył trzy trasy po polskich filharmoniach z programami "Makowicz plays Gershwin", "Makowicz plays Berlin" i "Makowicz plays Cole Porter". Ze słynną sopranistką Ewą Małas-Godlewską nagrał płytę z kolędami "Witaj, gwiazdo złota" oraz "Fuego" z repertuarem hiszpańskim. Filharmonie zapraszają go, by prowadził monograficzne koncerty swojej muzyki filmowej i poważnej. Dzięki temu zaistniał z własną twórczością poza festiwalami muzyki współczesnej.

Kompozytor "poważny"
- Jestem własnym sponsorem - deklaruje Dębski. - Twórczością użytkową zarabiam na luksus pisania muzyki, jaka mnie interesuje. Miło jest stworzyć przebój złożony z kilkunastu nutek, ale inny rodzaj satysfakcji sprawia komponowanie przez kilka miesięcy koncertu skrzypcowego zawierającego tysiące nut.
Koncert skrzypcowy napisał właśnie na zakończenie tegorocznego Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu (wykona go Daniel Stabrawa, koncertmistrz Filharmoników Berlińskich). W ostatnich latach Dębski skomponował kilkadziesiąt utworów. Dzięki kontaktom nawiązywanym na koncertach współpracuje z wybitnymi muzykami. Wynton Marsalis zamówił u niego koncert na trąbkę, a znakomity młody wiolonczelista Adam Klocek - koncert wiolonczelowy. Sam kompozytor twierdzi jednak, że uważa się w tej dziedzinie za twórcę czwartoligowego. - Szczególną frajdę takiemu kompozytorowi może sprawić fakt, że na przykład w Słupsku w sali na trzysta osób mój kolega ze studiów Bohdan Jarmołowicz poprowadził prawykonanie mojego koncertu podwójnego, w którym skrzypek Tomasz Tomaszewski, koncertmistrz opery berlińskiej, zagrał na stradivariusie King George, a altowiolista Andriej Gridczuk na stradivariusie Gustav Mahler.
Wykonawcy lubią utwory Dębskiego, bo napisane są z dużą znajomością rzemiosła, a jednocześnie nie zawsze są do końca poważne - jedną z dominujących cech kompozytora jest poczucie humoru. Dlatego również publiczność przyjmuje tę muzykę ciepło.
Dębskiemu zdarza się też być pedagogiem - kiedyś wziął udział w legendarnych Wakacyjnych Kursach Nowej Muzyki w Darmstadt, a w najbliższym czasie wy-biera się na letnie kursy w Loma Point University w San Diego (jednego z największych wydziałów muzycznych w USA). - Do długotrwałego nauczania się nie nadaję, bo szybko tracę cierpliwość - deklaruje.

Filmowiec
Krzesimir Dębski przede wszystkim jednak znany jest z muzyki lżejszej. Najpierw pisał piosenki, potem poprzez jazz trafił do świata teatru i filmu. Stworzył ilustracje do wielu spektakli tea-tralnych, muzykę symfoniczną do około 55 filmów, a do 20 kameralną. Najczęściej komponował muzykę do obrazów Andrzeja Maleszki (za "Maszynę zmian" otrzymał nominację do Emmy Award) i Juliusza Machulskiego. Z każdym reżyserem, z którym zetknął się na planie, nawiązywał dalszą regularną współpracę.
Uchodzi za kompozytora, który potrafi wszystko. Pisywał muzykę "sycylijską" do filmów o mafiosach, stylizowaną na średniowiecze, renesans, barok, nawet na Czajkowskiego czy Wagnera. W muzyce do "Alchemika" Jacka Koprowicza wykorzystał stylistykę zbliżoną do opery Pendereckiego "Diabły z Loudun". Do polsko-niemieckiego serialu "Tajemnica Sagali", którego każdy odcinek toczył się w innej epoce, tworzył hipotetyczną muzykę Scytów, starożytnych Greków czy Rzymian. W "Ogniem i mieczem" przywoływał atmosferę kresów, a w "W pustyni i w puszczy" - Afryki. Potrafi też sięgnąć do estetyki niemal discopolowej, jak w piosence z "Klanu". - Kiedyś koledzy się naśmiewali, że pewnie nie umiałbym napisać prostej muzyki - opowiada. - Musiałem udowodnić, że to potrafię, i spodobało mi się. Nie ma bardziej efektywnej działalności: komponowanie piosenki trwa tyle, ile ona sama, a bywa, że po kilku dniach poznają ją miliony słuchaczy i telewidzów.

Po amerykańsku
Na Zachodzie, a zwłaszcza w USA, kompozytor nie tworzy sam całej muzyki do filmu; pracę dzieli się między kilka osób. Są specjaliści od tematów muzycznych, instrumentacji na smyczki, perkusji. Nierzadko zdarza się też, że muzycy nie znają nut. Dębski zajmuje się więc również aranżowaniem cudzej twórczości filmowej (m.in. w "Psach" Władysława Pasikowskiego, "Całkowitym zaćmieniu" Agnieszki Holland, serialach amerykańskim i angielskim).
- W Stanach Zjednoczonych, gdzie przemysł rozrywkowy zajmuje czwarte miejsce w gospodarce przed przemysłem chemicznym, preferowana jest bardzo wąska specjalizacja - mówi Dębski. - Agenci wręcz nie lubią, kiedy człowiek zajmuje się różnymi dziedzinami. Musiałem na ich użytek wykreślić z życiorysu, że zajmuję się też jazzem i muzyką współczesną. A kiedy przedstawiam im taśmę demo z moją muzyką, muszę dokładnie opisać nastrój - na przykład muzykę do sceny miłosnej z "Ogniem i mieczem" określiłem jako "seventeen century love story". Taki klimat musi być jednoznaczny - skomplikowane, złożone emocje są nie do przyjęcia. Kiedy już dochodzi do samej pracy, wymagana jest stała obecność przez pół roku, kiedy rodzi się film. Dlatego teraz będę pewnie więcej czasu spędzał za oceanem. Najwyższy czas zrobić tu miejsce kolegom.

Więcej możesz przeczytać w 31/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.