Rozłam w białoruskiej opozycji

Rozłam w białoruskiej opozycji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kongres białoruskiej opozycji demokratycznej potwierdził w niedzielę rozłam w jej szeregach. Wejścia do władz opozycyjnej koalicji odmówił Alaksandr Milinkiewicz, jej były kandydat na prezydenta i lider, gdy obradujący w Mińsku delegaci uchwalili odrzucaną przez niego strategię. Milinkiewicz zapowiedział, że poświęci się rozwijaniu swojego ruchu "O wolność".

"Nie widzę tragedii, ale nie tak łatwo będzie pracować. Nie odchodzę w niebyt" - powiedział dziennikarzom po zakończeniu kongresu. Zadeklarował gotowość współpracy z pozostałymi ugrupowaniami Zjednoczonych Sił Demokratycznych. "Będę współpracował ze wszystkimi i będę uczestniczył w tym, co robią. Będziemy wykonywać to, co oni będą proponować" - zapewnił.

Wyjaśnił, że sprzeciwił się strategii proponowanej przez organizatorów kongresu, gdyż nie wyznacza ona celów działalności. Jak podkreślił, jego ruch "O wolność" i jego sojusznicy mają własną strategię i wyznaczone cele, którymi są demokratyczne wybory i integracja z Europą. "To nie jest przeciwko kongresowi, to dodatek do kongresu" - przekonywał.

Według niego kongres zjednoczył siły partyjne, a celem ruchu "O wolność" jest zjednoczenie tych, którzy nie byli partyjnymi działaczami, lecz uczestniczyli w kampanii w czasie zeszłorocznych wyborów prezydenckich. Zapowiedział, że będzie walczyć o włączenie do sił demokratycznych tych ludzi, którzy nie byli reprezentowani na kongresie.

Przypomniał, że - w odróżnieniu od obecnego zgromadzenia - na poprzednim, pierwszym kongresie, który w październiku 2005 roku wybrał go na wspólnego kandydata na prezydenta, ponad połowa delegatów była bezpartyjna. W jego przekonaniu wynik obecnego kongresu został zdeterminowany przez dobór delegatów, o który toczyły się zażarte walki.

Dosadniej określił to popierający Milinkiewicza lider socjaldemokratów Mikoła Statkiewicz, który ostatnie dwa lata spędził w kolonii karnej. "Drogą manipulacji sztucznie stworzono większość, żeby pozbyć się Milinkiewicza i podrzucić tę strategię, strategię bezczynności. Ale część aktywu się z tym nie pogodzi i będzie pracować dla demokracji" - powiedział PAP. "Formalnie jedność opozycji zostanie zachowana" - zastrzegł Statkiewicz.

Reprezentujący przeciwny obóz Wincuk Wiaczorka, lider partii Białoruski Front Narodowy (BNF), pozytywnie ocenił kongres, bo "jednak uchwalono strategię". Według niego rola ruchu "O wolność" w zjednoczonej opozycji będzie zależała od samej tej organizacji, jej gotowości współpracy.

Proponowana przez organizatorów strategia zyskała niemal dwukrotnie więcej zwolenników niż przeciwników pośród 611 delegatów zarejestrowanych do głosowania. Za strategią głosowało 365 osób, przeciw było 185, a wstrzymało się od głosu 20.

W ocenie niezależnego politologa Walerego Karbalewicza, na kongresie toczyła się walka o władzę. "Liderzy partii chcieli tak przeformować koalicję, żeby nie było jednego lidera, i umocnić pozycję dużych partii, które dotąd w Radzie Politycznej sił demokratycznych miały taką samą siłę głosu jak drobne, nawet efemeryczne ugrupowania" - wyjaśnił w rozmowie z dziennikarzami.

Na kongresie wybrano 45-osobą Radę Polityczną, która wyłoni czterech współprzewodniczących. Będą nimi zapewne przywódcy największych partii: Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, BNF, komunistów i Partii Socjaldemokratycznej "Hramada" drugiego z dawnych opozycyjnych kandydatów na prezydenta, Alaksandra Kazulina, który od wyborów siedzi w więzieniu za poprowadzenie demonstracji.

Karbalewicz zwrócił uwagę, że kongres był wydarzeniem wewnątrzopozycyjnym, ale nie dla społeczeństwa, któremu "nie zaproponował żadnego nowego posłania, pozytywnej alternatywy". "Opozycja po długim pobycie w politycznym getcie oduczyła się apelować do społeczeństwa" - powiedział politolog.

Na kongresie byli obecni dyplomaci państw unijnych i USA. Charge d'affaires ambasady RP w Mińsku Aleksander Wasilewski ocenił, że kongres ujawnił "bardzo głęboki podział organizacyjny, programowy i ideowy miedzy poszczególnymi frakcjami i partiami". "Najważniejsze, że zbyt mało miejsca poświęcono strategii, a górę wzięły emocje liderów" - powiedział polskim dziennikarzom.

Milinkiewicz nie ma złudzeń, że wynik kongresu zaszkodzi jego międzynarodowym kontaktom. Spory w opozycji "już zaszkodziły w ciągu tego roku. Wcześniej mnie przyjmowali jako demokratycznie wybranego człowieka, nazywali prezydentem demokratycznej części Białorusi. Teraz takiego człowieka nie ma. To źle - dla narodu i dla zagranicy" - ocenił.

pap, ss