Piliśmy piwo w butelkach z Białorusi i Ukrainy. Browary mają teraz problem, który może wpłynąć na ceny

Piliśmy piwo w butelkach z Białorusi i Ukrainy. Browary mają teraz problem, który może wpłynąć na ceny

Szklane butelki
Szklane butelkiŹródło:Pixabay
Do niedawna producenci piwa sprowadzali szklane butelki przede wszystkim z Ukrainy, Białorusi i Rosji. Dziś dwa ostatnie kraje są poza dyskusją, a producenci mają problem, bo zachodnie huty liczą sobie więcej. Od kilku lat spada spożycie piwa, więc podnoszenie jego ceny brzmi jak taniec na krawędzi.

Kilka dni temu ostrzegaliśmy, że w najbliższych miesiącach browary mogą być zmuszone do podniesienia cen. Producenci innych towarów, np. pieczywa, zrobili to, gdy tylko wystrzeliły ceny zbóż i energii, ale browary mają ograniczone pole manewru. Dla większości kupujących piwo nie jest towarem pierwszej potrzeby, więc gdy zdrożeje, ograniczą jego spożycie.

Podnoszenie cen piwa jest ryzykowne

Zresztą już dziś Polacy piją mniej niż jeszcze kilka lat temu. W 2020 roku konsumpcja piwa spadła do poziomu 93,6 litra na jednego mieszkańca i była to najniższa wartość od 10 lat. Wolumen spożycia piwa zmniejsza się od 2017 roku, a najszybciej tracącą konsumentów kategorią są piwa mocne. Za spadek sprzedaży w ostatnich latach w ogromnej mierze wpłynęły pandemiczne ograniczenia: przez kilkanaście miesięcy zamknięte były lokale gastronomiczne, nie odbywały się spotkania rodzinne, ludzie rzadziej spotykali się nawet w kameralnym gronie. Swoje robi też zdrowy tryb życia: coraz więcej osób całkowicie rezygnuje z alkoholu albo przynajmniej zamienia piwo (o mocnych alkoholach nie wspominając) na wino.

Browary są więc w niełatwej sytuacji: choćby chciały podnieść ceny, to stąpają po cienkim lodzie. Nie dość, że coraz trudniej im wyjść na swoje, to piruetów wymaga codzienne planowanie produkcji. Browary chętnie kupowały szklane butelki z Ukrainy, Białorusi i Rosji. Tańsze niż zachodnie, a jakościowo nawet lepsze. Po 24 lutego zakupy z dwóch ostatnich krajów stały się niemożliwe, a dostawy z Ukrainy są mniej regularne. O tym, że problem istnieje, mówił pod koniec marca Janusz Palikot, właściciel Browaru Tenczynek, w rozmowie z „Portalem spożywczym”.

– Kupujemy butelki z Ukrainy, Rosji, Białorusi, krajów bałtyckich. Mamy zapasy, przerzucimy tę produkcje do innych hut, poza obszarem wojennym, ale to wszystko nie ułatwia nam życia, a je komplikuje. Jedno jest pewne – niczego nie będziemy kupować z Rosji. Istotna część przemysłu w Polsce, nie tylko alkoholowego, ale też związanego z napojami, zaopatruje się w hutach ukraińskich, rosyjskich i białoruskich. Wojna uderza więc w istotny segment polskiej gospodarki – powiedział.

Ze szklanych opakowań nie korzystają wyłącznie browary, ale także producenci przetworów i niektórych soków. Problem dotyczy różnych branż.

Trudno od ręki kupić nietypowe butelki

Serwis zwraca uwagę, że o ile zwykłe butelki można w miarę szybko pozyskać z innych hut (choć mogą więcej kosztować), to wyzwaniem są butelki „na miarę”, np. z grawerunkiem albo o nietypowym kształcie itp. „Przedstawiciel największego dystrybutora alkoholi na Ukrainie zdradził Portalowi Spożywczemu, że coraz ciężej o takie opakowania w Ukrainie, a przeniesienie produkcji samych opakowań trwałoby na tyle długo i było na tyle drogie, że może się okazać nieopłacalne” – czytamy.

Nadzieja w powszechnym systemie kaucji

Pewnym rozwiązaniem jest powszechny system zwrotu butelek za kaucją, który zwiększy szanse na to, że po umyciu w odpowiedni sposób butelki trafią ponownie do użycia, a nie będą od razu rozbijane w koszu przeznaczonym do wyrzucania szkła.

W Polsce szkoło „wraca” na rynek średnio 10 razy na rynek, podczas gdy średnia europejska to 22 razy. W Niemczech jedna butelka jest wykorzystywana ponad 30 razy i dopiero później jest przetapiana na nowe butelki – wyjaśniał w rozmowie z Wprost z Polskiego Stowarzyszenia Zero-Waste.

Czytaj też:
Napoje znów podrożeją. Są wstępne założenia systemu kaucyjnego

Opracowała:
Źródło: Portal Spożywczy / Wprost