Rok 2013. W Sejmie trwa burzliwa dyskusja, w której Anna Grodzka przekonuje, że osobom transpłciowym nie można „odmawiać prawa do życia w zgodzie z własną tożsamością”, bo to naruszałoby konstytucję. Elżbieta Rafalska z PiS grzmi, że projekt jest „skrajnie ideologiczny, sprzeczny z konstytucją i ma odwrócić uwagę od zmian w emeryturach”. Małgorzata Kidawa-Błońska wypowiada się z dystansem. Ocenia, że „wiele zapisów wymaga doprecyzowania”. Ostatecznie posłowie nie odrzucają projektu ustawy o uzgodnieniu płci w pierwszym czytaniu. Trafia do komisji, a na posiedzenie Sejmu wraca po ponad dwóch latach. Podczas trzeciego czytania 252 posłów głosuje za ustawą, przeciw jest 158. Wstrzymuje się 11.
W lipcu Senat wprowadza poprawki. Sejm przyjmuje część z nich i przekazuje ustawę do podpisu Andrzejowi Dudzie, który ogłasza swoje pierwsze weto. Na tym proces legislacyjny zamiera. Prezydent uznał, że projekt jest „pełen luk i nieścisłości”, do tego „stoi w sprzeczności z dotychczasową praktyką orzeczniczą”.
„Ustawa dopuszcza także zawarcie małżeństwa przez osoby tej samej płci biologicznej oraz adopcję przez takie pary dzieci" – stwierdził Duda.
Po niemal siedmiu latach temat ustawy powrócił. Wszystko za sprawą dziennikarza TVN24 Piotra Jaconia, który odbierając Nagrodę Wolności Słowa przypominał, że wraz z wetem Dudy „osoby transpłciowe w Polsce i wszystkie ich rodziny straciły możliwość godnego życia w Polsce”.