Nowe fakty ws. afery podkarpackiej. To nie „Cygan” wypisał nazwiska

Nowe fakty ws. afery podkarpackiej. To nie „Cygan” wypisał nazwiska

Dawid „Cygan” Kostecki
Dawid „Cygan” KosteckiŹródło:Newspix.pl / Michal Stawowiak
Okazuje się, że to nie sam Dawid „Cygan” Kostecki ujawniał nazwiska bohaterów głośnej sprawy korupcyjnej. Miał to robić Marek K., nazywający siebie „ostatnim świadkiem afery podkarpackiej”.

Popularny bokser Dawid „Cygan” Kostecki w 2012 roku miał stoczyć pojedynek z Royem Jonesem Jr., a walka miała otworzyć Polakowi drogę do pasa mistrzowskiego. Nie pozwolono mu jednak na to starcie, ponieważ sąd zdecydował, że powinien pozostać w areszcie w związku z poważnymi zarzutami. Wściekły sportowiec na swoim koncie na Facebooku zaczął więc ujawniać informacje na temat korupcyjnych powiązać policjantów z gangsterami, a jego rewelacje rozpoczęły sprawę, nazywaną przez media „aferą podkarpacką”.

Kostecki i afera podkarpacka

Po wpisach Kosteckiego przed sądem stanęli m.in. byli funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji. Do dziś toczy się sprawa Daniela Ś., naczelnika wydziału do zwalczania przestępczości narkotykowej CBŚP w Rzeszowie. Chodzi m.in. o łapownictwo, nielegalne pozyskiwanie informacji czy zaniechanie czynności służbowych. We wszystko wplatani mieli być też ukraińscy bracia, którzy przez lata czerpali korzyści z prostytucji oraz handlu ludźmi na Podkarpaciu.

„Uliczny Fighter”. To nie Kostecki wypisał nazwiska

W książce „Uliczny Fighter” dziennikarz Mateusz Fudala z redakcji sportowej TVP ujawnia nowe informacje na temat tamtych zdarzeń. Pisze m.in., że to nie sam Kostecki tworzył pamiętną wiadomość na Facebooku. Miał to być Marek K., rzeszowski biznesmen. – Twierdzi, że jest ostatnim żyjącym świadkiem afery podkarpackiej. Trudno to zweryfikować, natomiast na pewno jest osobą, która nie boi się mówić – oświadczył w Interii Fudala.

Biznesmen prowadził profil „Cygana”

– Dawid dał mi wolną rękę. Być może wynikało to z tego, że nie za bardzo potrafił napisać sensownie zdanie, zawsze go to stresowało (...). Miał do mnie zaufanie i zawsze podpisywał się pod tym, co napisałem w jego imieniu – podkreślał Marek K. – Od piątej rano zacząłem przedstawiać na Facebooku cały układ podkarpacki razem z nazwiskami. Pierwszy wpis w kilka godzin zobaczyło kilkadziesiąt tysięcy ludzi na całym świecie, a media trąbiły o tym, że Kostecki przemawia zza krat – wspomina na kartach książki.

Fudala podkreśla, że „Cygan” nigdy nie wycofał się ze słów napisanych przez Marka K. Choć ujawnił sporo nazwisk, miał nie mieć szczegółowej wiedzy m.in. na temat klientów agencji towarzyskiej ukraińskich braci. Wśród nich wymieniano ważnego polityka Prawa i Sprawiedliwości. We wrześniu ubiegłego roku prokuratura zarzuciła składanie policjantowi opowiadającemu o tych osobach składanie fałszywych zeznań, ujawnianie dziennikarzom tajemnic służbowych oraz pomówienie byłego marszałka Sejmu. Książka „Dawid »Cygan« Kostecki. Uliczny Fighter” ukaże się 25 stycznia.

Śmierć Dawida Kosteckiego

Dawid Kostecki zmarł 2 sierpnia 2019 roku nad ranem w celi Aresztu Śledczego Warszawa-Białołęka. Bokser miał powiesić się na pętli z prześcieradła, leżąc w łóżku pod kocem. Sekcja zwłok Kosteckiego, którą zleciła prokuratura, wykluczyła udział w jego śmierci osób trzecich. Rodzina nie wierzy jednak w taką wersję wydarzeń.

Pełnomocnicy krewnych boksera – Roman Giertych i Jacek Dubois twierdząili, że Dawida Kosteckiego obezwładniono, a jego samobójstwo zostało upozorowane. Przekonywali w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że „ich hipoteza jest sensacyjna”. – Kostecki został porażony paralizatorem domowej roboty, a gdy stracił przytomność, powieszono go, pozorując samobójstwo. Motywem miała być zemsta przestępców. Wykończyła go subkultura więzienna na polecenie człowieka, przeciwko któremu zeznawał. Zrobiono to z zemsty albo żeby nie dopuścić do dalszych zeznań. To najbardziej prawdopodobna wersja – tłumaczył Giertych.

„Gazeta Wyborcza” donosiła z kolei, że prokurator przeprowadzający sekcję zwłok dostrzegł na szyi byłego boksera dwa ślady, które mogły powstać w wyniku wkłucia igły. „Przed laty podobne ujawniono na ciele niejakiego Tadeusza M., ps. Sasza (domniemanego zabójcy byłego ministra sportu Jacka Dębskiego), który powiesił się na pętli z prześcieradła w warszawskim areszcie. Takie ślady pozostawia np. użycie paralizatora” – komentowali dziennikarze „Rzeczpospolitej”.

Czytaj też:
Kuchciński odcina się od podkarpackiej seksafery. Grozi kolejnymi pozwami
Czytaj też:
„Wybrano mnie na ofiarę”. Czy śmierć Brunona K. była samobójstwem?