Próba Internetu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Globalna sieć najlepiej przetrwała atak terrorystyczny na Amerykę
Pierwszą wiadomość o ataku na World Trade Center znalazłem w waszym serwisie internetowym, kwadrans po zdarzeniu. Moi koledzy z pracy w tym momencie jeszcze o niczym nie wiedzieli, jako że w bibliotece, gdzie pracuję, nie słucha się radia ani nie ogląda telewizji" - napisał do serwisu "Wprost" Józef Zając, pracownik Uniwersytetu Harvarda, tuż po tragedii, jaka zdarzyła się we wtorek na Manhattanie. Globalna sieć spełniła swoje zadanie. Gdy w Nowym Jorku zamilkły nawet telefony komórkowe, nadawał tylko jeden program lokalnej telewizji, sparaliżowana została komunikacja miejska, a ludzie ginęli pod zwałami gruzu, Internet wciąż działał. Działała też internetowa telefonia Voice over IP.

Sieć wzajemnej pomocy
Obecnie wiele osób dzięki sieci dowiaduje się, że ich bliscy uratowali się z tej hekatomby, i przesyła pieniądze na pomoc ofiarom. "Płonie północna wieża. Nie działają telefony. Ratujcie nas"! - list tej treści zdążył wysłać jeden z pracowników World Trade Center. Godzinę później Twin Towers przestały istnieć. Odcięci od świata ludzie na Manhattanie przez Internet mieli możliwość powiadomienia bliskich o swoim losie. "Nie możecie się do mnie dodzwonić, ponieważ Światowe Centrum Handlu było również centrum telekomunikacyjnym (na dachu WTC znajdowały się stacje transmisyjne). Zadzwonię, jak tylko będę mógł, ale chyba nieprędko" - zakomunikował swoim znajomym rozsianym po świecie Dominik Skwarnicki. Z Nowego Jorku płynęły też krótkie, ale przez wielu wyczekiwane maile o treści podobnej do tego, jaki wysłała Stephanie Klein, psychoterapeuta ze szpitala na Long Island: "Żyję! Kochani, jestem OK".
Wszystkie serwisy informacyjne aktualizowały co kilka minut wiadomości napływające z agencji informacyjnych i przekazywane przez stacje radiowe i telewizyjne. Ustały rozmowy na czatach i listach dyskusyjnych. "Co się dzieje? Czy to wojna?" - pytali siebie internauci. Najpopularniejsze witryny były tak przeciążone, że po kilkunastu minutach połączenie z nimi graniczyło z cudem. Niektóre w pośpiechu likwidowały elementy graficzne, by ułatwić ściąganie swoich stron. W tym dniu strony serwisu internetowego "Wprost" odwiedziło trzy razy więcej osób niż zwykle.
W sieci od razu zaczęto oddawać hołd ofiarom tragedii. Właściciel domeny www.wtc.com, która do niedawna była wystawiona na sprzedaż, zrezygnował z tych planów. Obecnie znajduje się tam pierwszy w historii internetowy pomnik upamiętniający wydarzenia na Manhattanie.

Listy żywych
Bez Internetu niemożliwe byłoby zorganizowanie na tak szeroką skalę akcji ratunkowej i poszukiwanie zaginionych osób. Na witrynie How You Can Help umieszczono odnośniki do stron Czerwonego Krzyża. Znajdują się tam informacje o tym, gdzie można oddać krew, jak szukać zaginionych i w jaki sposób zostać wolontariuszem niosącym pomoc ofiarom. Po wypełnieniu specjalnego formularza ludzie z całego świata mogą też wpłacać pieniądze na fundusz akcji ratunkowej. Na oficjalnych stronach Nowego Jorku funkcjonuje "lista żywych" - znalezienie się na niej oznacza, że dana osoba przeżyła katastrofę. Obok każdego nazwiska jest adnotacja o stanie zdrowia. Obecnie widnieje tam prawie 20 tys. nazwisk, w tym wiele polskich. Lista aktualizowana jest co 15 minut i wciąż się wydłuża. Osobna lista przeznaczona jest dla ludzi, którzy pracowali w zniszczonym budynku. Nie wszyscy jednak zrozumieli, że listy te dla wielu są jedynym źródłem informacji o losach ich bliskich. Pojawiły się tam wulgaryzmy i niewybredne żarty. Niestety, również Polacy mieli w tym swój udział, wpisując Bolka i Lolka oraz Kubusia Puchatka. Żenującym dowcipem - już niepolskiego autorstwa - było wpisanie Osamy bin Ladena na listę rannych w zamachu.

Wyszczekane kundle
Ludzie z całego świata niemal natychmiast po ataku terrorystów zaczęli komentować to wydarzenie. Internet stał się lustrem, w którym odbijają się sympatie, uprzedzenia i stereotypy dotyczące Amerykanów. Internauci korzystający z serwisu "Wprost" znajdowali specjalny odnośnik umożliwiający przekazanie Amerykanom wyrazów współczucia. "Kochani, nie mogę znaleźć właściwych słów. Chcę tylko powiedzieć, że jestem wstrząśnięta tym, co się stało. Kilkoro moich przyjaciół mieszka w waszym kraju. Mam nadzieję, że z nimi wszystko w porządku. Łączę się w bólu ze wszystkimi, którzy ucierpieli przez ten straszny atak, oraz z ich rodzinami" - napisała po angielsku na naszej stronie internetowej Anna Stefańska z Warszawy. W polskiej sieci nie brakowało, niestety, odmiennych głosów. Ich autorzy przypominali, że Amerykanie bombardowali Serbię, zrzucili bomby atomowe na Japonię i prowadzili okrutną wojnę w Wietnamie. "Okazało się, że Amerykę można rzucić na kolana. Dobrze im tak. Mam nadzieję, że ten kraj szybko upadnie" - stwierdził gość forum dyskusyjnego w jednym z polskich portali. Inni internauci nie zostawiali suchej nitki na autorach podobnych opinii.
Nienawiść do Stanów Zjednoczonych wylewała się natomiast z rosyjskich i białoruskich list dyskusyjnych. "Gdyby naszym krajem rządzili ludzie z jajami, a nie takie mięczaki jak Putin, to po ataku na WTC wysłaliby tam jeszcze kilka rakiet balistycznych" - można było przeczytać w serwisie vesti.ru. "Uważamy się za wielkie mocarstwo, szczycące się wielką historią, a teraz podle i prymitywnie - jak wyszczekane kundle - usiłujemy bronić i wychwalamy tchórzowskie ciosy w plecy. To nie są słowa silnego i mądrego narodu! Jesteśmy kundlami" - odpowiedział na to Denis. Z kolei Czeczeni na swojej witrynie Kavkaz.org o inspirowanie zamachu oskarżyli... Rosjan.
Atak terrorystyczny na Stany Zjednoczone ujawnił, że w najbardziej ekstremalnych sytuacjach Internet może się okazać niezastąpiony w niesieniu pomocy, utrzymywaniu kontaktu i przekazywaniu informacji. Dotychczas globalna sieć nie była poddana takiej próbie. Wyszła z niej zwycięsko.

Więcej możesz przeczytać w 38/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.