Krzywa strachu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co ma zrobić osoba grająca na giełdzie, gdy zdarzy się katastrofa na miarę ataku terrorystów na World Trade Center? Historia giełd dowodzi, że bardziej przestraszyły się one wystrzelenia przez Rosjan pierwszego sputnika niż inwazji Niemiec na Francję w 1940 r. Przeszło połowa ze stu załamań giełdowych, do jakich doszło w ostatnich 105 latach, była spowodowana paniką.
Panika uzasadniona i bez powodu
Panika na rynku może wybuchnąć jedynie w dwóch wypadkach: gdy jest powód i gdy nie ma powodu. Tym wszystkim, którzy mieli pecha żyć w ustroju powszechnej szczęśliwości, pierwszy wypadek jest dobrze znany. Od trzynastego roku życia kojarzyłem dwa fakty: jeśli w domu częściej niż zwykle słychać było zagłuszarki Wolnej Europy, wiedziałem, że rodzice poślą mnie po sól. A ponieważ nie byłem jedynym dziecięciem wykorzystywanym w Polsce w tym celu, wiadomo mi było także, że w kolejce postoję kilka godzin. I tak odstałem swoje 21 października 1962 r., 21 sierpnia 1969 r. i 11 grudnia 1970 r. 11 grudnia 1981 r. po sól nie poszedłem.
Nie ma tego dobrego, co by na złe nie wyszło. A zatem najgorsze może nas spotkać także wtedy, kiedy jest zbyt dobrze. Tyle że o wybuchu kryzysu informuje inny indykator niż kolejka po sól: najpopularniejszy indeks giełdy nowojorskiej - Dow Jones (ściślej Dow Jones Industrial Average - DJIA). Od 26 maja 1896 r., kiedy po raz pierwszy opublikowano ów wynalazek Charlesa Dowa, informuje on mieszkańców rynkowego świata o koniunkturze.

Źle, gdy za dobrze
Co się jednak dzieje, kiedy koniunktura jest zbyt dobra i kursy giełdowe rosną zbyt szybko? Na akcjach zarobić można wtedy sporo, a więc liczba kupujących rośnie i kursy jeszcze zwyżkują. Ponieważ jednak pojemność rynku ma swoje granice (których, niestety, ex ante nikt nie zna), na rosnącym rynku byka zaczyna rosnąć bąbel.
A bąbel ma to do siebie, że kiedyś pęka.
Od jesieni 1998 r. do stycznia 2000 r. indeksy giełdowe rosły nieprzerwanie. I to rosły coraz szybciej. W pierwszej połowie lat 90. DJIA potrzebował czterech lat, by jego wartość wzrosła o kolejne tysiąc punktów. W drugiej połowie dekady już tylko od 4 do 12 miesięcy. W maju 1999 r. indeks skoczył o tysiąc punktów przez miesiąc. Co prawda każdy następny tysiąc oznacza coraz mniejszy przyrost procentowy, w dolarach jest to jednak mniej więcej tyle samo. Wprawdzie od lutego zeszłego roku wykres kursów stał się zygzakowaty, lecz DJIA kilkakrotnie w tym czasie zbliżał się (ostatnio 21 maja tego roku) do rekordowego poziomu.

Wielki kryzys, czyli jak pękają bąble
Najbardziej znanym (choć nie największym) pęknięciem bąbla był Wielki Kryzys. Dow Jones, który na otwarcie (26 maja 1896 r.) wynosił 40,9 punktu, mimo kilku spadków (na przykład 8 sierp-nia 1896 r., kiedy osiągnął "historyczne" minimum - 28,5 punktu, oraz 12 grudnia 1899 r., gdy obniżył się o 8,7 proc.) mozolnie piął się w górę. Rekord - 381,2 punktu - został ustanowiony 3 września 1929 r. I gdy wydawało się, że wszystko dalej będzie piękne, nastąpiła seria "czarnych" dni. W czarny poniedziałek 28 października 1929 r. nastąpił spadek indeksu o 12,8 proc. Następnego dnia indeksy obniżyły się o kolejnych 11,7 proc., a po tygodniu, w czarną środę 6 listopada, zmniejszyły się o 9,9 proc. Potem Dow Jones pikował w dół, by osiągnąć dno (41,2 punktu) 8 lipca 1932 r. Oznaczało to, że przez trzy lata inwestorzy stracili 90 proc. swojego kapitału.

Najczarniejszy poniedziałek
Do największego spadku kursów w historii Wall Street doszło jednak w inny czarny poniedziałek - 19 października 1987 r. Wtedy Dow Jones spadł o 508,3 punktu, czyli stracił 22,6 proc. wartości. Spadek ten kończył pięcioletni okres rynku byka, w którym DJIA potroił się, rosnąc z 776,9 punktu w sierpniu 1982 r. do 2 722,4 punktu w sierpniu 1987 r. Owo załamanie z jesieni 1987 r. można zatem uznać za typowe pękniecie bąbla. Huk był szczególnie duży ze względu na rozpow-szechnienie się komputerowych technik obsługi portfeli inwestycyjnych. Aby zminimalizować ewentualne straty, większość funduszy inwestycyjnych przygotowała się na spadek wartości akcji przekraczający pewną wartość krytyczną. Dlatego, gdy taki spadek nastąpił, z komputerów popłynęła komenda: "Natychmiast sprzedawać za każdą cenę". To w oczywisty sposób sprawiło, że kursy poszły w dół bardziej niż podczas wcześniejszych eksplozji paniki. Trzeba było aż dwóch lat, by Dow Jones powrócił do poziomu sprzed krachu. Nauczka dana przez komputery sprawiła jednak, że na giełdzie nowojorskiej wprowadzono mechanizmy automatycznego zawieszania notowań - na godzinę, gdy Dow Jones spada o więcej niż 250 punktów, i na dwie godziny przy spadku przekraczającym 400 punktów.

Echa wojny
A jak giełda reagowała na konflikty zbrojne? Czy w czasach, kiedy w Polsce kupowano sól, wielka finansjera sprzedawała swoje akcje? Odpowiedź jest nieco zaskakująca - na ogół nie. Jedyną paniczną reakcją na wojnę była decyzja o zawieszeniu nowojorskiej giełdy, podjęta w 1914 r. Po czterech i pół miesiąca przerwy pracę wznowiono i nic specjalnego się nie zdarzyło. 2 września 1939 r. Dow Jones wzrósł o 0,6 proc. Co gorsza (daje to wyobrażenie o naszej roli w świecie), indeksy rosły dalej także po upadku Polski. Wprawdzie, jakby przeczuwając kampanię na zachodzie Europy, pojawił się trend spadkowy (od 9 maja 1940 r.), ale sam fakt inwazji na Francję zaowocował czteroprocentowym wzrostem kursu. Wzrostowej tendencji nie zahamowało rozpoczęcie Blitzkriegu (23 czerwca 1941 r. Dow Jones wzrósł o ponad 1 proc.). Interesujące jest przy tym, że dopóty, dopóki Niemcy zwyciężali, obroty giełdy rosły. Wyhamowanie nastąpiło dopiero 6 grudnia 1941 r. - na wieść o klęsce Hitlera pod Moskwą. Wbrew późniejszym mitom, również atak na Pearl Harbor nie wstrząsnął zbyt mocno giełdą. Absolutnie neutralnymi dla notowań okazały się zarówno D-day, jak i kapitulacja III Rzeszy.
Wybuch wojny koreańskiej początkowo (26 czerwca 1950 r.) spowodował spadek o 0,2 proc., a w następnych dwóch tygodniach nastąpiła dwunastoprocentowa korekta. Podobnie było z kryzysem kubańskim (półprocentowa obniżka i miesięczna korekta o 9,4 proc.) i wojną w Zatoce Perskiej (nie było natychmiastowej reakcji i dwutygodniowa korekta o 4,3 proc.). Natomiast na takie wydarzenia, jak bratnia pomoc dla Czechosłowacji w 1968 r. czy wojna w Afganistanie, Wall Street w ogóle nie zareagowała.

Obszary wrażliwe
Czego obawia się giełda, jeśli nie wojny? Trochę obawia się tego, co dzieje się z prezydentami: zawał Dwighta D. Eisenhowera spowodował 26 września 1955 r. obniżkę notowań o 6,5 proc., zamach na Johna Fitzgeralda Kennedy’ego - o 3 proc., a rezygnacja Richarda Nixona wywołała trzytygodniową korektę (spadek o 15,5 proc.).
Giełda reaguje nerwowo także na to, co się dzieje z ropą naftową; powstanie OPEC odpokutowała dwumiesięczną chorobą (-17,9 proc.). Obawia się większych kryzysów finansowych, na przykład azjatyckiego z sierpnia 1997 r. (przez dwa tygodnie spadek wyniósł 12,4 proc.) czy rosyjskiego z sierpnia 1998 r.
Giełda przeraziła się też wystrzelenia pierwszego sputnika - 7 października 1957 r. DJIA spadł o 2 proc., a ponaddwutygodniowa korekta wyniosła 10 proc. Był to jednak szok jednorazowy. Lot Gagarina nie wywołał już żadnej reakcji, podobnie jak lądowanie Neila Armstronga na Księżycu.

Atak na giełdę
Atak terrorystyczny 11 września trafił także w giełdę. Trafił boleśnie, bo w najgorszym momencie. Był to bowiem okres, gdy notowania po długotrwałym wzroście znajdowały się w fazie spadkowej (od 21 maja do 7 września DJIA zmniejszył się z 11 373 do 9066 punktów, czyli o 20,3 proc.). Otwarcie giełdy po tygodniowej przerwie przyniosło dalszy spadek Dow Jones o 8,8 proc. 25 września DJIA był już jednak o 190 punktów powyżej dna. Nikt jednak nie odważy się dzisiaj na prognozy, czy jest to początek ożywienia, czy tylko chwilowy przestój.
I o tym trzeba uczciwie powiedzieć tym wszystkim, którzy pytają, czy będzie kryzys; czy kupować dolary czy franki, a może złoto? Jedyna racjonalna odpowiedź brzmi: jeżeli ludzie nie wpadną w panikę, paniki nie będzie.

Więcej możesz przeczytać w 41/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.