Pojedynek nienawiści

Pojedynek nienawiści

Dodano:   /  Zmieniono: 
W mediach wojna okazuje się niezwykle fotogeniczna. Występuje niczym gwiazda i zawsze powie jedno słowo za dużo
Kiedy przed laty wszedłem do redakcji pewnego tygodnika, zawiadamiając kolegów, że leciałem samolotem, który został porwany, i tylko dzięki błyskawicznej akcji komandosów szczęśliwie wylądowaliśmy, usłyszałem: "Ty to masz dziennikarskie szczęście". Rzeczywiście, zaraz ową dramatyczną przygodę opisałem, a mój artykuł trafił na pierwszą stronę pisma. Miałem dziennikarskie szczęście, jakkolwiek dziwnie i okrutnie by to brzmiało.
Podobne szczęście ma Mariusz Walter i uruchomiony przezeń na początku września informacyjny kanał telewizyjny TVN 24. Prawie natychmiast po inauguracji nastąpiły zamachy terrorystów na World Trade Center w Nowym Jorku i na Pentagon w Waszyngtonie. Prawdziwe dziennikarskie szczęście - o istnieniu TVN 24 dowiedzieliśmy się błyskawicznie i zaraz zaczęliśmy korzystać z tej polskiej wersji CNN. Z każdym wystrzałem amerykańskiego pocisku w Afganistanie, z każdym oświadczeniem bin Ladena nadawane przez całą dobę serwisy informacyjne ogląda coraz więcej osób. Nie trzeba żadnej reklamy! Bo najlepszą reklamą okazała się wojna. Jakkolwiek dziwnie i okrutnie by to brzmiało.
Wojna to dla mediów jedno wielkie cover story. Można na niej nieźle zarobić i zbudować na całe lata doskonałą pozycję na rynku. Wystarczy przypomnieć, jak zbawienny wpływ na los CNN miała wojna w Zatoce Perskiej. Ted Turner i jego sukcesorzy do dziś odcinają kupony od tamtego sukcesu i mogą - gdy trzeba - wypełniać hojne czeki. Prawda o wojnie jest trudna, a właściwie nie ma jednej prawdy. Słowo "wojna" to zaklęcie, które równocześnie otwiera wiele sezamów: z nieszczęściem i łzami, ale i ze skarbami. I choć ciągle słyszymy to samo słowo, za naszymi plecami uruchamia ono wciąż nowe ciągi znaczeń i zdarzeń.
Zauważyłem, że w mediach wojna zyskuje własne życie, chciałoby się powiedzieć - drugie życie. Dostaje skrzydeł i okazuje się niezwykle fotogeniczna. Zaczyna "występować" na ekranie i w nagłówkach niczym gwiazda i zawsze powie jedno słowo za dużo. W efekcie media, a szczególnie telewizja, wpływają na losy wojny, stają się jej pożywką, wywołują konkretne działania wojenne. Nie bez powodu prezydent Bush wezwał amerykańskie stacje telewizyjne, by nie transmitowały przemówień Osamy bin Ladena ani jego przedstawicieli - władze obawiają się, że mogą być w nich zaszyfrowane rozkazy dla następnych terrorystów. Dowodziłoby to, że telewizja już została świadomie użyta jako narzędzie wojny. Dlatego mówienie o wojnie i relacjonowanie jej przebiegu powinno być szczególnie ostrożne i powściągliwe. Powinno się unikać sensacji i przesady, chłodzić, a nie rozgrzewać nastroje. A przede wszystkim - nie rozpalać wzajemnej nienawiści.
Nienawiść jest jednak uczuciem, które zdobywa w ostatnich dniach umysły ludzi centymetr po centymetrze. Przekonałem się o tym, gdy kolejna osoba w sposób bardzo emocjonalny opowiadała mi, jaki rodzaj satysfakcji i wewnętrznego oczyszczenia przeżyła, czytając w "Gazecie Wyborczej" artykuł Oriany Fallaci "Wściekłość i duma". Ta wybitna dziennikarka włoska, która zasłynęła niegdyś serią bezkompromisowych wywiadów z wielkimi tego świata (byli wśród nich Chomeini i Arafat), od lat mieszka w Nowym Jorku i pisze książki. Ma dziś 70 lat i walczy z rakiem. Przez ostatnie dziesięć lat nie zabierała głosu na tematy publiczne. Teraz zabrała. Z pasją i nienawiścią ostrzegając nas, obywateli kultury zachodniej, przed wyznawcami islamu. Fallaci nie wierzy, że mamy do czynienia z grupą terrorystów. Uważa, że wszyscy mahometanie są tacy sami i dążą do zniszczenia kultury chrześcijańskiej. Wzywa więc do krucjaty przeciwko nim, bo jest przekonana, że oni już ruszyli przeciwko nam. Dziwnie się czyta takie słowa w dobie "poprawności politycznej" (a może tę epokę mamy już za sobą?). Artykuł Fallaci jest doprawdy niepoprawny. Jest podjęciem rękawicy nienawiści, rzuconej przez terrorystów 11 września w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Zapowiada pojedynek nie na argumenty, lecz na oskarżenia. Pojedynek, w którym nikt nie może zwyciężyć. Ów błyskotliwy bluzg nienawiści Oriany Fallaci także dotarł do nas przez media. Poruszył i wielu zachwycił (niestety). Wojna zrobiła kolejny ruch na szachownicy, nie używając żołnierzy. Użyto nas. Gdybyśmy wszyscy byli dziennikarzami, powiedziałbym, że mamy dziennikarskie szczęście.

Więcej możesz przeczytać w 42/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.