McSex

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dwieście tysięcy młodych Polek uznało zawód prostytutki za najlepszą ofertę na rynku pracy
Gdy zaczynałam pracę w warszawskiej agencji, do domu miałam pięćset kilometrów. Musiałam wyjechać tak daleko, by nikt ze wsi i okolicy nie wiedział, czym się zajmuję. Ludzie nie daliby mi żyć - mówi 26-letnia Marzena Marciniak, mieszkanka wsi Babica, leżącej między Rzeszowem i Krosnem. Minęły cztery lata. Teraz Marzena ma do pracy tylko trzynaście kilometrów. - Większość osób w okolicy wie, że pracuję w agencjach, ale nikt nie robi mi przykrych uwag. Mogę się nawet pokazać w kościele - opowiada Marzena. Ewenementem jest także to, że agencje, w których pracuje, znajdują się w podrzeszowskich wsiach.
Tylko w byłym województwie rzeszowskim w taki sposób jak Marzena Marciniak zarabia na życie przynajmniej 400 kobiet. - A co innego mamy robić? Mam zawodowe wykształcenie rolnicze. W urzędzie pracy była dla mnie jedna oferta: pomywaczki w mleczarni za 700 zł na miesiąc. Do pracy musiałabym dojeżdżać 50 km. Więcej bym wydała na dojazdy, niż zarobiła. Teraz do pracy mam tylko 20 km, a miesięcznie zarabiam 5-7 tys. zł - mówi 25-letnia Agnieszka Ignaczak, pochodząca z okolic Niska. Już po roku stać ją było na wynajęcie mieszkania w Rzeszowie i kupno używanego fiata cinquecento.

Sklep, kościół, piwiarnia i agencja towarzyska
Budziwój, Lubenia, Zarzecze, Trzebownisko, Rudna Mała - w każdej z tych podkarpackich miejscowości, które odwiedziliśmy, mieszka najwyżej tysiąc osób. W każdej jest sklep spożywczy, kościół i pijalnia piwa. W każdej znajduje się też agencja towarzyska. Agencje te nie są nastawione na klientów z dużych miast czy zagranicznych turystów. Odwiedzają je mieszkańcy okolicznych miejscowości. Dlatego ceny są o 40-50 zł niższe niż w Warszawie czy Krakowie. Jeżdżąc po Podkarpaciu i Lubelszczyźnie znajdowaliśmy gminy, gdzie agencje towarzyskie były prawie w każdej wsi.
Na naszych oczach na polskiej prowincji dokonała się przemiana obyczajów: co najmniej od dwóch lat prostytucja nie jest potępiana przez większość mieszkańców. Z badań przeprowadzonych na zlecenie Katedry Kryminologii Uniwersytetu Jagiellońskiego wynika, że prostytucja jest dziś traktowana jako rynkowa profesja (68 proc. badanych), zajęcie świadomie wybierane (62 proc. badanych), gwarantujące godziwe utrzymanie (61 proc.). Na tę ścieżkę kariery - według danych Komendy Stołecznej Policji - najczęściej decydują się osoby z małych i średnich miast (57 proc.), gdzie bezrobocie jest o 30-70 proc. wyższe niż przeciętnie w kraju. Młode kobiety wybierają prostytucję, bo im się to po prostu opłaca. Wedle policyjnych danych oraz informacji zebranych przez nas, prostytucją z wyboru para się w Polsce ponad 200 tys. młodych kobiet oraz około 5 tys. mężczyzn.

Zwyczajna praca
Niedaleko Rzeszowa leży Budziwój, niewielka miejscowość, w której legalnie działa Night Club Olimp. Za dnia przychodzi się tu na pizzę, a wieczorem można się zabawić w towarzystwie dziewczyn. Do odwiedzenia lokalu zapraszają podświetlane szyldy. W promieniu kilometra są jeszcze przynajmniej dwa lokale, o których wiedzą tylko wtajemniczeni. Znajdują się w zwykłych wiejskich domach, na zewnątrz nie ma żadnych tabliczek. Do jednego z takich miejsc zaprowadził nas 45-letni Józef Szewczyk, rolnik z pobliskiej wsi. - Tu jest nawet o połowę taniej niż w legalnie działających agencjach - za striptiz płaci się tylko 10 zł, a pełną usługę można wytargować za 60 zł. Poza tym tu są same swojskie dziewczyny, z pobliskich wsi i miasteczek - opowiada Szewczyk.
W środku spotykamy cztery młode kobiety. Przyznają, że w całym województwie nie znalazłyby lepiej płatnego zajęcia. - Przez trzy miesiące udawałam przed rodzicami, że pracuję w mleczarni. Potem się przyznałam. Niezbyt im się to podobało, ale kiedy zaczęłam im oddawać co miesiąc 2 tys. zł, zmienili zdanie - opowiada Ilona Wypiorek. Cztery lata temu skończyła zawodową szkołę gastronomiczną, lecz w zawodzie pracowała tylko przez pół roku. Do agencji trafiła dwa lata temu. Od tego czasu zaoszczędziła 60 tys. zł. W jej wsi to prawdziwa fortuna. Chce pracować w ten sposób jeszcze rok, a potem zamierza otworzyć bar w Rzeszowie.

Wzorowe matki i żony czy prostytutki?
Większość mężczyzn (70 proc.) i nieco ponad połowa kobiet akceptuje istnienie agencji towarzyskich - potwierdzają to badania przeprowadzone przez Zbigniewa Izdebskiego, seksuologa.
- Przyzwolenia na legalizację agencji nie byłoby bez przyzwolenia na samą prostytucję - mówi Izdebski. - Jesteśmy społeczeństwem katolickim i potępiamy handel seksem, ale przyzwalamy na tę formę zarobkowania, szczególnie wtedy, gdy bezrobocie jest wysokie. Tego rodzaju hipokryzja była już zresztą obecna w małych środowiskach - mówiono: rób, co chcesz, byle po cichu - zauważa Andrzej Samson, psycholog.
Dla młodych kobiet ze wsi i miasteczek prostytucja to często jedyny sposób ratowania domowego budżetu.
- Ciało jest ich jedynym atutem: nie są przecież dobrze wykształcone, nie mają dobrego zawodu. Problemem może być tylko kwestia popytu, ale - co zaskakujące - w ubogich regionach potrafi się utrzymać wiele agencji - mówi Andrzej Samson. Z rozmów, które przeprowadziliśmy z klientami agencji, wynika, że większość z nich wydaje tam pieniądze zarobione w szarej strefie lub pochodzące z dodatkowych zajęć.

Bieszczadzkie przybytki rozkoszy
Wiejskie i małomiasteczkowe agencje towarzyskie nie przeszkadzają mieszkańcom. W miejscowościach, które odwiedziliśmy, nie było ani jednego wypadku obrzucania ich kamieniami, oblewania farbą czy agresji wobec samych kobiet. Nie zdarzyło się też, aby agencje lub pracujące w nich kobiety były napiętnowane z ambon. - Wszyscy się do tych przybytków po prostu przyzwyczaili. Skoro policja ich nie zamyka, to znaczy, że jest to zajęcie jak każde inne - mówi sprzedawca ze sklepu spożywczego w Trzebownisku.
W słabo zaludnionych Bieszczadach i w okolicach Krosna naliczyliśmy przynajmniej 40 agencji towarzyskich. Mniej niż połowa działa legalnie. Najbardziej znane znajdują się w Iwoniczu Zdroju, Jaśle i Czarnorzekach, czyli w miejscowościach turystycznych. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że klientami tych lokali są wyłącznie turyści. W ubiegłym tygodniu w Iwoniczu turystów i kuracjuszy można było policzyć na palcach jednej ręki, a miejscowy Night Club był pełny do białego rana. - Turyści są tylko latem i zimą, a na miejscowych można liczyć cały rok. Wolimy ich, bo są grzeczni, nie awanturują się, zawsze płacą, ile trzeba, a czasem nawet więcej, bo bardziej niż przyjezdni cenią sobie dyskrecję - mówi 25-letnia Małgorzata Zubrzycka, która kilka lat temu pracowała w iwonickim uzdrowisku. Obecnie zarabia w agencji towarzyskiej w Krośnie, ale dojeżdża też do klientów w Iwoniczu.

Legalne domy publiczne
Szybki rozwój rynku usług seksualnych w Polsce dowodzi, że najprostszym rozwiązaniem byłaby legalizacja prostytucji i przekształcenie agencji w normalnie funkcjonujące domy publiczne, które i tak działają już jak zwykłe przedsiębiorstwa. Legalizacja prostytucji byłaby tym bardziej uzasadniona, że akceptuje ją większa część społeczeństwa. Administracyjne zwalczanie prostytucji w demokratycznych krajach nie przynosi efektów. W 1999 r. w Szwecji tak zmieniono prawo, że świadczenie usług seksualnych jest tam wprawdzie legalne, ale korzystanie z nich podlega karze grzywny lub aresztu. To klient popełnia przestępstwo. Szwedzi coraz częściej więc odwiedzają agencje towarzyskie na Łotwie, Litwie oraz w Polsce.

Więcej możesz przeczytać w 44/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.