Tożsamość i duma

Tożsamość i duma

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zamachowcy z Nowego Jorku i Waszyngtonu niechcący uruchomili na Zachodzie proces określania własnej tożsamości
Być może Oriana Fallaci mogła napisać nieco bardziej eleganckim językiem tekst opublikowany ponad miesiąc temu w "Corriere della Sera". Być może nie musiała upokarzać jednych, żeby podkreślić zalety i zasługi drugich - bo te zasługi bronią się same. Być może. Gdyby jednak nie popadła w przesadę, nie byłoby jej wspaniałego krzyku. Krzyk nie jest czynnością umiarkowaną i wyważoną. Fallaci krzyczy jak ktoś, kto stoi na bocianim gnieździe i widzi nadciągającą wysoką falę. Nie dba się wtedy o wyszukane sformułowania. Opis tej fali wydał mi się jednak w tym tekście mniej ważny niż sam krzyk. O ile można dyskutować, czy kulturze i cywilizacji zachodniej naprawdę grozi zalew barbarzyńców, o tyle krzyk Oriany Fallaci jest w obecnej sytuacji znamienny, dlatego że stanowi wyraz nie tylko przerażenia, ale przede wszystkim dumy i poczucia własnej wartości.
Uderzenie w World Trade Center i znajdujących się w nim ludzi z ponad 60 krajów miało nas nie tylko sparaliżować, wzbudzając strach, ale także - jeśli nie głównie - upokorzyć, wpędzić w kompleksy i poczucie winy. Przede wszystkim wpędzić w kompleks białego bogatego ciemiężcy, który jest winien wszelkiego zła na świecie, a zwłaszcza w tzw. Trzecim Świecie. Tekst Fallaci jest krzykiem, który wyprzedza i sygnalizuje szerszą tendencję o przeciwnym kierunku. Tendencję do dumy.
Poczytamy jeszcze trochę, również w prasie zachodniej, komentarzy i wypowiedzi, że sami chcieliśmy tych zamachów i wąglika, że nam się należało, bo byliśmy kolonizatorami i imperialistami, a teraz nie dokładamy należytych starań, by zrozumieć muzułmanów, nie dość skutecznie pomagamy krajom Trzeciego Świata i niedostatecznie się przykładamy do rozwiązania konfliktu na Bliskim Wschodzie. Zobaczycie, że coraz częściej ludzie nie mający doświadczenia, wiedzy i talentu Oriany Fallaci zaczną mówić: "No dobrze, wiele rzeczy mogliśmy rzeczywiście zrobić lepiej, ale w końcu kto, do diaska, pcha ten świat do przodu?! Czy to czasem nie my? Po czyje to wynalazki, patenty, maszyny, kadry i pieniądze wyciąga się na całym świecie ręce? Czy to czasem nie po nasze? Dlaczego oczekuje się od nas, że będziemy z czcią i zrozumieniem podchodzić do subtelności takiej, siakiej czy owakiej kultury oraz dostosowywać nasze postępowanie do jej wymagań, jeżeli z drugiej strony nie tylko nie podejmuje się prób zaadaptowania się do naszej kultury - nawet kiedy mieszka się na naszym terytorium - ale jeszcze regularnie się ją lży, a nawet otwarcie wzywa do jej zniszczenia? Dlaczego tak się dziwnie dzieje, że kiedy nas zaatakują fundamentaliści islamscy, w naszych mediach pełno od razu analiz o islamie, jego wiernych, jego świecie i jego zasadach w ogólności, a ludzie masowo kupują Koran, żeby zobaczyć, co w nim właściwie jest. Natomiast w krajach muzułmańskich nie widać żadnych wysiłków, by zrozumieć zachodni krąg cywilizacyjny i zadać sobie pytanie, czy rozumie się go dostatecznie, choćby po to, by skorzystać z jego doświadczeń?".
Zdaje się, że zamachowcy uruchomili po stronie zachodniej potężny proces głośnego i pozbawionego kompleksów określania własnej tożsamości. Proces, który może mieć skutki zgoła odwrotne od tych, jakie chcieli osiągnąć: nasilenie integracji i pewności siebie społeczeństw zamiast ich poniżenia i rozbicia. Chociaż to prawda - ciągle jest możliwe zwycięstwo nastrojów fałszywie pacyfistycznych i rozlazłego poczucia winy z tego powodu, że ośmielamy się bronić naszych interesów tam, gdzie są one naruszane. Byłoby świetnie wytłuc wszystkich hitlerowców, nie zabijając ani jednego Niemca, ale to się rzadko udaje. Tylko nie każdy jeszcze o tym wie.
Nadchodzi chyba czas postawienia kilku zasadniczych pytań, z "co jest, do cholery?!" na czele. W tych okropnych społeczeństwach stworzonych przez białego człowieka powinni niedługo zacząć je stawiać intelektualiści i fachowcy, spychani na margines przez bylejakość i jeszcze wyśmiewani lub potępiani (nie mówiąc już o przegrywaniu wyborów), kiedy odważą się powiedzieć, że bałwaństwo to bałwaństwo. Dawna koleżanka z Paryża Manuela Gretkowska - dziś wspierająca mnie dzielnie plecami z drugiej strony kartki - przyłożyła im niedawno (nr 44) z tego paragrafu, pisząc o tzw. reality show: "Intelektualistom - czytamy - okrutne i niesmaczne wydają się telewizyjne igrzyska dla ubogich". Wydają się?! To znaczy te wszystkie "Wielkie Braty" et consortes są słodkie i gustowne, tylko Krzysztof Zanussi i Jacek Kurczewski mają omamy? To niedobrze jest być erudytą i "wiedzieć dużo o bezwzględnej historii", a co gorsza - chcieć się tą wiedzą i płynącymi z niej wnioskami podzielić z innymi? Kogo takie starania obrażają i komu szkodzą? "U nas - stoi dalej w felietonie - na samym dole piramidy (społecznej) niszczy się ludzi w imię praw rynku, pozwalając im dogorywać i wariować z rozpaczy. Wielu bezrobotnych (…) popełnia samobójstwa". Oto jaki świat wysmażyła nam elita. Ale przydałoby się parę konkretów. "Się" niszczy? Specjalnie? Rozmyślnie? Wobec tego kto niszczy? I gdzie są te tajemnicze legiony, niszczące ludzi "w imię" praw rynku - tak jakby te prawa nie działały same i nie dawały sobie rady bez owych krwiożerczych zastępów ukrywających się pod kryptonimem "Się", które "pozwalają" (a jak by nie pozwoliły, to co?) ludziom dogorywać? Autorka przestrzega również intelektualistów przed "dalszym pouczaniem narodu wygłodniałego normalności". Zgoda, też uważam, że normalność to artykuł pierwszej potrzeby. Ale normalność, to nie to samo co przeciętność, a tym bardziej bylejakość. I musi być ktoś, kto to będzie ciągle głośno powtarzał. Może - nie śmiem prosić - także Manuela Gretkowska, której przy okazji ślę ukłony i serdeczne pozdrowienia.

Więcej możesz przeczytać w 46/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.