"Nasz Dziennik" musi przeprosić Solorza

"Nasz Dziennik" musi przeprosić Solorza

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Nasz Dziennik" ma przeprosić Zygmunta Solorza za podanie, że "chętnie współpracował" on z tajnymi służbami PRL w latach 80.; że miały mu one pomagać w działalności gospodarczej oraz że potem był agentem WSI - orzekł Sąd Okręgowy Warszawa-Praga.

We wtorek sąd uwzględnił pozew właściciela Polsatu, nakazując gazecie związanej z o. Tadeuszem Rydzykiem przeprosiny Solorza na jej pierwszej stronie oraz wpłatę 50 tys. zł na Fundację Polsat (w pozwie żądano 100 tys.). Adwokat pozwanych mec. Krystyna Kosińska zapowiedziała apelację.

To pierwszy wyrok w kilku procesach cywilnych, wytoczonych przez Solorza w sprawie jego związków z tajnymi służbami. Trwają jego sprawy przeciw TVP, autorowi raportu z weryfikacji WSI Antoniemu Macierewiczowi oraz prof. Andrzejowi Zybertowiczowi.

W listopadzie 2006 r. "NDz" w artykule pt. "Solorz chętnie współpracował" napisał, że dzięki współpracy z wywiadem PRL z lat 80. jako agent "Zeg", Solorz dostawał wsparcie służb PRL w działalności gospodarczej; miał też kontynuować współpracę po 1989 r. ze służbami wojska. W pozwie o ochronę dóbr osobistych Solorz zażądał, by sąd nakazał za to wydawcy "NDz" przeprosiny i wpłatę 100 tys. zł na cel społeczny.

W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Justyna Pyźlak mówiła, że Solorz podpisał zobowiązanie do współpracy ze służbami specjalnymi PRL, ale strona pozwana nie wykazała, by ta współpraca została urzeczywistniona i by powód czerpał z niej korzyści. "Wiele osób podpisało takie zobowiązania, a potem nie wykonywało zlecanych zadań" - dodała sędzia.

Według niej, media powinny z zachowaniem szczególnej rzetelności opisywać czyjeś związki z tajnymi służbami PRL - które są negatywnie oceniane przez społeczeństwo. Sędzia dodała, że proces wykazał, iż Solorz podpisał umowę o współpracy, ale niedopuszczalny jest w tym przypadku zwrot "NDz", że była to "chętna współpraca". "Nie wykazano, by powód podejmował działania w takim zakresie, w jakim chciało SB" - dodała sędzia.

Pełnomocnik powoda mec. Janusz Mika przekonywał w mowie końcowej, że "nie ma sądu, który mógłby uznać Solorza za agenta", bo nie realizował on współpracy. "Nie ma żadnego dowodu, by powód uzyskał choć złotówkę i by miał jakąś korzyść ze współpracy" - mówił.

Mec. Kosińska wnosiła o oddalenie pozwu, argumentując, że jako osoba publiczna Solorz musi się liczyć z uzasadnioną krytyką faktów z jego życiorysu. Zarazem przyznała, że nieprawdziwe były doniesienia "NDz" o współpracy Solorza z WSI, co mogło być sprostowane przez gazetę, gdyby Solorz o to wystąpił, przyznając jednocześnie, że prawdziwe są informacje o jego współpracy ze służbami PRL.

We wrześniu Solorz zeznawał, że nie współpracował ze służbami PRL, choć w 1983 r. podpisał umowę o współpracy. Zapewniał, że do faktycznej współpracy nie doszło, a podczas "wymuszonych" spotkań z esbekami nie przekazywał im żadnych innych informacji niż tylko o sobie; był przez nich pytany m.in. o nielegalne opuszczenie Polski w latach 70., o to co robił na Zachodzie i z kim się kontaktował. "Moim zdaniem kontakty ze służbami nie miały żadnego wpływu na moją działalność gospodarczą" - mówił Solorz w tym procesie.

ab, pap