Dyktando z przyszłości

Dyktando z przyszłości

Dodano:   /  Zmieniono: 
Licealiści przeciwko fikcji edukacyjnej


"Powrót starej matury jest zwycięstwem głupich i leniwych, odroczeniem miarodajności świadectw maturalnych. Jest beztroskim przekreśleniem - podpisem towarzyszki Łybackiej - wysiłku wielu ludzi, podjętych w imię doskonalenia siebie i struktur" - takie głosy dominowały na liście dyskusyjnej "Wprost", kiedy zadaliśmy pytanie o stosunek maturzystów do poczynań minister Krystyny Łybackiej.

Miał być prosty, obiektywny system oceny wiedzy na koniec szkoły średniej. Egzaminy pisemne sprawdzaliby zewnętrzni egzaminatorzy, ustne - szkolna komisja z udziałem egzaminatora z zewnątrz. Pisemnie sprawdzano by wiedzę z języka polskiego, języka obcego, matematyki oraz wybranego przedmiotu (z listy obowiązującej w poprzednim systemie oraz dodatkowo geografii, informatyki, filozofii, historii sztuki, historii muzyki, wiedzy o tańcu). Zwolnieni z egzaminu pisemnego i ustnego z danego przedmiotu byliby laureaci lub finaliści olimpiad przedmiotowych oraz osoby mające certyfikaty z języków obcych. Poza tym byłyby dwa egzaminy ustne: z języka polskiego i obcego. Jednakowe tematy maturalne obowiązywałyby w całym kraju, a uczeń sam wybierałby poziom trudności (podstawowy lub rozszerzony). Co najważniejsze, nowa matura miała zwalniać z egzaminów wstępnych na studia wyższe.
W starym systemie matury zdawano przed wewnętrznymi, szkolnymi komisjami, co niewiele miało wspólnego z obiektywizmem oceny. Poza tym w każdym kuratorium przygotowywano inne tematy, różniące się poziomem trudności. Na uczelnie przychodziła więc młodzież, o której przygotowaniu obiektywnie nic nie można było powiedzieć, dlatego szkoły wyższe przeprowadzały egzaminy wstępne. W dodatku forma egzaminów była anachroniczna: klasyczne rozprawki na języku polskim i abstrakcyjne zadania na matematyce. Stara matura była więc doskonale dysfunkcjonalna i sankcjonowała fikcję.

Rynek producenta
Wyniki próbnych testów nowej matury pokazały, że cztery lata nauki to dla większości uczniów strata czasu. Przecież co czwarty uczeń nie poradził sobie z testem z matematyki, choć rozwiązanie już 30 proc. zadań wystarczało, by otrzymać pozytywną ocenę. Wynik bardzo dobry uzyskało zaledwie 2,6 proc. uczniów. Tam gdzie wedle nowych zasad przeprowadzono egzaminy z historii, geografii i języka polskiego, sprawdzianu nie zdała prawie połowa uczniów. Wyniki próbnej nowej matury to de facto ocena dotychczasowego systemu edukacyjnego. A system ten to nadal rynek producenta: szkoły, nauczycieli, uczących tak, jak im wygodnie, jak potrafią. - Innowacje w tym systemie wynikały wyłącznie z oddolnych działań, przede wszystkim rodziców i uczniów, którzy musieli mozolnie wydzierać przysługujące im jako usługobiorcom prawa - zauważa Alina Kozińska-Bałdyga z Centrum Inicjatyw Oświatowych.
Maturzyści zaprotestowali przeciwko pułapce edukacyjnej, w jaką wpada młode pokolenie, a w czasach PRL wpadła znaczna część społeczeństwa. - Kiepsko wykształcone społeczeństwo współtworzy koślawy model demokracji, gdzie ludźmi można łatwo manipulować. W efekcie słabo wyedukowany wyborca głosuje na kiepskiej jakości polityków - uważa prof. Łukasz A. Turski, fizyk z PAN. W tym systemie uczeń jest przedmiotem obróbki, a nie usługobiorcą. Wygląda to tak, jakby u fryzjera można się było ostrzyc tylko tak, jak on chce. W systemie tym uczeń jest musztrowany, a nauczycieli wciąż traktuje się jak żołnierzy frontu ideologicznego. Cofając nową maturę, minister Krystyna Łybacka zachowuje się tak, jakby państwo ciągle miało monopol na wykształcenie i wychowanie. Każdy, kto ten monopol narusza, jest wrogiem - nawet uczniowie domagający się produktu wysokiej jakości, za który płacą ich rodzice (jako podatnicy). Zamiast stanąć po stronie uczniów, minister Łybacka zachowała się jak szefowa związku zawodowego nauczycieli. Zachowała się też jak przedstawicielka zamkniętego państwa, które obawia się jakiejkolwiek inicjatywy obywatelskiej jako z gruntu nieprawomyślnej. Czy jest przypadkiem, że manifestujący przed Urzędem Wojewódzkim w Poznaniu uczniowie byli legitymowani i spisywani przez policję, a kuratorowi Karolowi Seifertowi zarzucono podburzanie młodzieży, zapowiadając jego odwołanie?

Wyalienowana władza
Protest przestraszył Krystynę Łybacką - przecież "zaraza" mogła się rozlać na kolejne miasta. Dlatego jeszcze tego samego dnia po południu wydała rozporządzenie o zasadach matury, choć wcześniej przez trzy tygodnie nie potrafiła podjąć takiej decyzji. Minister Łybacka zastawiła jednak na młodzież pułapkę - wybierając nową, nie wiedzą, co ona im daje: na formę matury mają się zdecydować do końca listopada, tymczasem uczelnie dopiero w styczniu ogłoszą, czy będą nową maturę respektować.
Minister Łybacka wyciągnęła fałszywe wnioski z akcji młodzieży. "Poznań jest jedynym miastem w Polsce, gdzie temat matury wykorzystano jako pretekst do działalności politycznej" - stwierdziła na konferencji prasowej Krystyna Łybacka. "Protestujący uczniowie byli przez kogoś sterowani, świadczy o tym fakt, że pytani przez dziennikarzy pikietujący nie umieli powiedzieć, dlaczego protestują, i odsyłali do prowadzących manifestację" - dodała minister edukacji. Znowu więc, jak w marcu 1968 r., ktoś podburzył naiwną młodzież. Minister Łybacka straciła tym samym szansę wykorzystania energii i chęci działania młodych ludzi. Zamiast zawrzeć z nimi sojusz, wydała im wojnę.

Bunt przeciwko społeczeństwu zamkniętemu
Większość niepowodzeń Polski, opóźnienie cywilizacyjne oraz istnienie w czasach PRL gospodarki bez rynku, państwa bez suwerenności i obywateli bez praw obywatelskich, czyli "dyktatury ciemniaków" (jak to określał Stefan Kisielewski), zawdzięczamy kiepskiej jakości edukacji. Niestety, ta dyktatura przetrwała PRL.
- O ile wolny rynek w gospodarce przywrócił Polskę Europie już na początku lat 90., o tyle system edukacyjny tkwił korzeniami w radzieckiej reformie z lat 50. Sowiecki model nauczania okazał się więc trwalszy od bierutowskiej konstytucji i jest w znacznej mierze odpowiedzialny za bierność, brak kreatywności, egoizm i zacofanie Polski i Polaków - przekonuje Jan Krzysztof Bielecki, były premier. Ten system utrwala model społeczeństwa zamkniętego, co jest absurdem w dobie Internetu i globalizacji.
Społeczne skutki edukacyjnego zacofania doskonale rozumieją maturzyści. Ponad 80 proc. z nich na co dzień korzysta z Internetu, ponad połowa wyjeżdżała za granicę, wiedzą więc, że nie są na taki system skazani. Tym bardziej że matura w takim kształcie, jaki zaproponowali ministrowie Mirosław Handke i Edmund Wittbrodt, obowiązuje w 160 krajach świata. W państwach tych już dawno do minimum ograniczono kształcenie zawodowe. Według raportu edukacyjnego UNESCO (z 1999 r.), szkoły zawodowe nie powinny kształcić więcej niż 15 proc. uczniów. W Polsce jest to wciąż ponad dwa razy więcej, w dodatku minister Łybacka postanowiła zachować likwidowane zawodówki i technika. Zdaniem autorów raportu UNESCO, nadmiernie rozbudowane szkolnictwo zawodowe tylko reprodukuje zacofanie.

Pokolenie nowej matury
Większość organizatorów poznańskiej manifestacji pochodzi z Liceum św. Marii Magdaleny. To dzieci z tzw. dobrych domów, świadome celów, świetnie zorganizowane. To przedstawiciele pokolenia XXL - jak na łamach "Wprost" nazwaliśmy liderów przyszłości. Jednym z organizatorów akcji był Adam Piotrowski, maturzysta z Liceum św. Marii Magdaleny. To on dał hasło do marszu na urząd wojewódzki, gdzie mieści się również siedziba wielkopolskiego kuratora oświaty. Wcześniej maturzystów lekceważąco potraktowano w urzędzie miasta. - Próbowaliśmy uzyskać zgodę na manifestację, ale powiedziano nam, że legalizacja zajmie zbyt dużo czasu i nie zdążymy tego zrobić przed 6 listopada - wyjaśnia Sylwia Camarda, jedna z organizatorek protestu.
- Pokolenie "strajkujących" maturzystów jest bardzo racjonalne. Planuje swoje działania w sposób strategiczny. Potrafi ocenić, co się im bardziej opłaci. Na skutek zamieszania wokół nowej matury poczuli się jak szachista, który dowiaduje się, że nie może ruszyć hetmana - tłumaczy prof. Ireneusz Białecki, socjolog. - Gdy pojawiły się doniesienia o protestach uczniów, mówiono, że ktoś ich "podpuścił". To bzdura. Nimi nie da się manipulować - uważa Krzysztof Pawłowski, rektor Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu. - Zaprotestowali, bo poczuli się zdradzeni i oszukani - jak konsumenci, którym wciska się bubel. Marzą o "normalności", więc czują się zagrożeni, gdy politycy fundują im chaos. Ci młodzi ludzie są dojrzalsi od wielu parlamentarzystów - dodaje Pawłowski. Tegoroczni maturzyści mówią o sobie, że myślą "do przodu". "Czego Tomek się nie nauczy, tego Tomasz umieć nie będzie. A za cztery lata może już na rynku pracy będzie konkurować z Tomami albo z Thomasami" - prorokuje maturzysta Jonasz na liście dyskusyjnej "Wprost".
W ostatnich latach młodzież zaczęła traktować siebie bardzo poważnie. Nie chce tracić czasu. Nie chce ideologii tam, gdzie powinny być konkrety. Zbuntowani maturzyści są realistami, starają się wykorzystać każdą szansę (zdają jednocześnie na kilka kierunków, uczą się trzech, czterech języków obcych). - "Pokolenie starej matury" to osoby, którym brakuje wyczucia rynku, wręcz się tego rynku boją. "Pokolenie nowej matury" potrafi dbać o siebie, nawet za cenę pewnej bezwzględności. Szkoła jest dla nich, a nie oni dla szkoły. Jeśli decydują się na bunt, to jest to walka o coś, a nie przeciw czemuś - tłumaczy prof. Ireneusz Białecki. - Jesteśmy przygotowani do obu matur, bo już dawno można się było zorientować, co nam szykują politycy. Oczekujemy tylko z ich strony choćby odrobiny logiki i zdrowego rozsądku - zauważa Paweł Kołek, maturzysta z warszawskiego LO im. Klementyny Hoffmanowej.

Inicjacja obywatelska, czyli płacę i wymagam
Maturzyści podkreślają, że walcząc o swoje prawa, przeszli prawdziwą inicjację obywatelską. - Pokazaliśmy, że jesteśmy obywatelami, że umiemy się zorganizować i publicznie przedstawić swoje argumenty niezależnie od tego, czy to się komuś podoba - tłumaczy Adam Piotrowski. - Młodzież chce, żeby od niej wiele wymagać, chce być przygotowana do rywalizacji, ciężkiej pracy. Bo wiedzą, że bez tego nie odnosi się sukcesu. Pod tym względem dzisiejsi licealiści biją na głowę obecną klasę polityczną - mówi prof. Mirosław Handke, były minister edukacji. - Nie damy sobie narzucić poglądu, że upominanie się o swoje prawa nie ma sensu, bo i tak władza zrobi, co chce. Tak nie będzie: wprawdzie mamy do dyspozycji tylko kartkę wyborczą, ale nie oddamy jej na tych, którzy traktują nas jak bezwolnych bałwanów - podkreśla maturzysta Maciej Kończak.
Po raz pierwszy w historii III RP uczniowie usługobiorcy zaprotestowali przeciwko płaceniu za bubel. Może to być początek demontażu wrogiego państwa, w którym szkoła jest dla nauczycieli, szpitale dla lekarzy, urzędy dla urzędników, a rynek dla producentów i państwowych monopolistów.

Więcej możesz przeczytać w 48/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.