Obrzydzanie reform

Obrzydzanie reform

Dodano:   /  Zmieniono: 
Główne polskie problemy wzięły się z blokowania reform oraz forsowania rozwiązań populistycznych




Gdyby uwierzyć bodaj większości uczestników naszych debat publicznych (a na pewno bardziej hałaśliwym), trzeba by uznać, że powodem niemal wszystkich polskich problemów jest transformacja, czyli reformy. Ta tendencja ma różne źródła: elementarne logiczne nieporozumienia, brak konkretnej wiedzy o różnych krajach i procesach przemian, nieumiejętność sensownych porównań, bez których nie ma sensownych ocen, wreszcie populistyczne manipulowanie opinią publiczną w celu osiągnięcia zysków politycznych.
Weźmy najprostszy przypadek logicznego nieporozumienia, które zdarza się osobom godnym szacunku, a więc nie stosującym fałszu czy manipulacji. Otóż z definicji przyjmują one, że transformacja to cały okres od upadku komunizmu. Na mocy tego założenia konkludują, że każdy problem, jaki pojawił się w tym czasie, wynikał z transforma-cji. Na czym polega błąd? Ano, transformacji nie należy de-finiować jako okresu po upadku komunizmu, lecz jako określone przemiany ustrojowe, jakie się w tym czasie w różnym zakresie dokonały w poszczególnych krajach. Teraz możemy zadać pytanie: czy im większy zakres transformacji, tym więcej społecznych problemów, czy też odwrotnie? Odwołajmy się do prostych obserwacji: w Polsce przeprowadzono do tej pory o wiele więcej reform niż na Białorusi czy Ukrainie. Czy to Polacy chcą wyemigrować na Białoruś i Ukrainę, czy też Białorusini i Ukraińcy chcieliby mieszkać i pracować w Polsce? Z tych obserwacji i wyników masy solidnych badań naukowych wynika jeden generalny wniosek: im większy zakres transformacji, tym lepsza ogólna sytua-cja społeczeństwa. Na przykład produkcja przemysłowa wzrosła w latach 1989--2000 na Węgrzech łącznie o 36 proc., a w Polsce o 28 proc., natomiast w Rumunii spadła o ponad 52 proc., w Rosji mniej więcej o 50 proc. i na Ukrainie o 43 proc. W krajach, w których dzięki reformom udało się przezwyciężyć trudności gospodarcze, nie tylko zwiększyły się dochody, ale i poprawił stan zdrowia społeczeństwa. W państwach, których rządy odkładały niezbędne reformy, także w tych dziedzinach nie odnotowano poprawy. Na przykład śmiertelność niemowląt w Polsce spadła w latach 90 o około 50 proc., natomiast w Rosji i na Ukrainie wskaźnik ten praktycznie się nie zmienił.
Wniosek, że im większy zakres transformacji, tym lepsza sytuacja społeczeństwa, jest aktualny nawet wtedy, gdy uwzględni się różnicę w warunkach startu. Zresztą Polska w 1989 r. była w gorszej sytuacji niż na przykład Czechy, a w 2000 r. nasz PKB był wyższy o 27 proc. od PKB z 1989 r., w Czechach zaś był o 2 proc. niższy. Estonia i Łotwa doznały po upadku komunizmu o wiele głębszego załamania niż Rosja. Potem jednak bardziej się zreformowały. Dzisiaj Rosjanie żyjący w krajach nadbałtyckich nie myślą na ogół o emigracji do Rosji, a wręcz uczą się miejscowych języków!
Inne przykłady obrzydzania ludziom reform przez przypisywanie reformom fałszywych następstw wykraczają już chyba poza proste nieporozumienia. Przez reformę należy rozumieć wprowadzenie w danej dziedzinie lepszego systemu, tzn. zmniejszającego patologie i przyczyniającego się do poprawy efektywności pracy, a dzięki temu przynoszącego oszczędności. Z tego punktu widzenia jest wręcz intelektualnym nadużyciem traktowanie podwyżek "składki" (a raczej podatku) na służbę zdrowia jako elementu reformy tej sfery. Jeśli już ktoś ulega lobbystycznym naciskom, niech przynajmniej ma cywilną odwagę się do tego przyznać, a nie obrzydza ludziom reformy. Populizm i oportunizm są odwrotnością postaw reformatorskich.
Paradoks zniechęcania do reform polega na tym, że główne nagromadzone w Polsce problemy wzięły się z blokowania określonych reform oraz forsowania rozwiązań populistycznych, czyli antyreformatorskich. O wyżu demograficznym wiadomo było od lat; sam walczyłem o to, aby dać młodym ludziom szansę na pracę poprzez usunięcie usztywnień w prawie pracy i innych barier hamujących wzrost zatrudnienia. Wysiłki te zostały zablokowane w parlamencie, ale za to posłowie wydłużyli - i tak długie - urlopy macierzyńskie (zapowiadany bilans otwarcia będzie, mam nadzieję, uwzględniać to, kto głosował przeciw rozwiązaniom reformatorskim i popierał populistyczne).
W efekcie setki tysięcy młodych ludzi trafiają na zasiłek zamiast do pracy. Osłabiło to jednocześnie finanse państwa, bo zamiast dodatkowych dochodów z podatków mamy dodatkowe budżetowe wydatki.
Polskie hutnictwo stoi na skraju bankructwa, gdyż od lat opóźniano jego prywatyzację. W tej dziedzinie wyprzedziły nas Słowacja i Rumunia. Dzisiaj nasze huty mają ostatnią bodaj prywatyzacyjną szansę. Czy skaże się je na masowe zwolnienia albo też będzie się je karmić pieniędzmi z opustoszałej (z powodu populizmu) publicznej kasy, naruszając przy okazji reguły Unii Europejskiej?
Polska wieś czeka na lepszą oświatę oraz miejsca pracy dla drobnych rolników, którzy nie mogą przecież uzyskiwać dużych dochodów z małych gospodarstw. A co się stało priorytetem wszystkich "ludowych" ugrupowań?
Antyrynkowy interwencjonizm w formie forsowania cen zbóż powyżej (!) poziomu w Unii Europejskiej, a na dodatek obdarzenie 2-3 proc. rolników, największych producentów zbóż, bezpośrednimi dopłatami z budżetu. Jest to podwójne premiowanie zamożniejszej części ludności wiejskiej, któremu towarzyszy populistyczna retoryka troski o biednych. A nie każdy pamięta, że wszyscy rolnicy, a więc i najwięksi (z wyjątkiem tzw. działów specjalnych), nie muszą płacić podatku od dochodów osobistych. Z punktu widzenia partii "chłopskich" PIT jest zatem podatkiem dla innych. A na wsi, gdzie w sumie przeprowadzono najmniej reform (ze stratą dla jej biedniejszych mieszkańców), niechęć do zmian jest chyba największa.
Reformy warunkują awans cywilizacyjny społeczeństw. Ale z tego wcale nie wynika, że pokomunistyczna transformacja powinna być procesem bez napięć i problemów. Co ona bowiem oznacza?
  • mniej pieniędzy do zabierania i rozdawania (reforma finansów państwa)

  • mniej stanowisk do politycznego rozdawania (prywatyzacja przedsiębiorstw)

  • wydajniejszą pracę i podleganie ocenie

  • rozszerzenie zakresu działań konkurencji, a w związku z tym i wzrost niepewności

  • ujawnienie problemów tajonych w socjalizmie (bezrobocie)

  • szybki płacowy awans grup zawodowych najbardziej potrzebnych w gospodarce rynkowej (księgowych, informatyków, bankowców) oraz relatywną stratę grup mniej potrzebnych.

Reformy nie wszystkim muszą się więc podobać. A z ich blokowania można dobrze żyć.

Leszek Balcerowicz
Więcej możesz przeczytać w 49/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.