PiS chce bronić współpracownika Macierewicza

PiS chce bronić współpracownika Macierewicza

Dodano:   /  Zmieniono: 
Według "Rzeczpospolitej", sejmowa speckomisja zbada działalność i okoliczności odwołania pułkownika Andrzeja Kowalskiego.

PiS zamierza udowodnić przed sejmową komisją ds. służb specjalnych, że płk. Andrzej Kowalski został bezprawnie odwołany z funkcji p.o. szefa Służb Kontrwywiadu Wojskowego - dowiedziała się "Rz".

Teraz posłowie PiS przygotowują wniosek do speckomisji. "Minister Klich odwołał płk. Kowalskiego, uznając, że naruszył swoje obowiązki, ponieważ pomógł komisji weryfikacyjnej w przemieszczeniu dokumentacji potrzebnej do jej dalszych prac. Tymczasem działania te były określone prawem i odbyły się na prośbę szefa komisji Jana Olszewskiego. Decyzja MON była więc bezzasadna" - tłumaczy Zbigniew Wassermann, były koordynator ds. służb specjalnych.

Konstatnty Miodowicz z PO, członek speckomisji, nie krył zadowolenia, że wkrótce trafi do niej taki wniosek. "Jeżeli sformułuje go któryś z promotorów politycznych płk. Kowalskiego, na pewno zostanie on niezależnie i rzetelnie rozpatrzony" - mówi. "Komisja będzie też miała okazję porozmawiać o jego działalności. Szczególnie w kontekście spustoszeń w kontrwywiadzie wojskowym" - dodaje.

Płk Kowalski - po tym gdy Antoni Macierewicz otrzymał mandat posła - został p.o. szefa kontrwywiadu wojskowego. Pod koniec listopada, po przeszło dwóch tygodniach sprawowania funkcji, stracił stanowisko. Wniosek o jego dymisję złożył szef MON Bogdan Klich. Miało to związek z udziałem płk. Kowalskiego w wywożeniu akt komisji weryfikacyjnej WSI z siedziby kontrwywiadu wojskowego do gmachu BBN.

Zarzutów nowej władzy wobec działalności kontrwywiadu wojskowego i płk. Kowalskiego jest jednak więcej. Informatorzy "Rzeczpospolitej" związani z nowym szefem SKW płk. Grzegorzem Reszką wskazują, że są bardzo zaskoczeni stanem archiwów kontrwywiadu. "Nie ma w nich aneksu przygotowywanego przez komisję weryfikacyjną WSI. Nie wiadomo też, z jakich materiałów korzystano przy tworzeniu aneksu oraz kto go robił" - twierdzi jeden z oficerów.

Jednak taka sytuacja nie dziwi Wassermanna. "Aneks to dokument ściśle tajny. Ustawa wyraźnie wskazuje, ile powinno być egzemplarzy, i nakazuje ich doręczenie odpowiednim ludziom. Nie ma go więc tam, gdzie ustawa wcale nie nakazywała, by był" - mówi.