Kibaki według wyników przedstawionych przez komisję wyborczą zwyciężył swego rywala, przedstawiciela opozycji Railę Odingę, ponad 300.000 głosów.
W kilka minut po ogłoszeniu wyników wyborów czarne dymy zasłały podmiejskie slumsy w Nairobi, z których tysiące ludzi w ciągu ostatnich dwóch dni wyległy na ulice, krzycząc "Kibaki musi odejść" i twierdząc, że wybory sfałszowano. Według władz od soboty w Kenii zginęło w zamieszkach 15 osób.
Wcześniej w niedzielę Odinga wezwał Kibakiego do ustąpienia i prosił o ponowne przeliczenie głosów; powiedział też, że komisja wyborcza "prawdopodobnie nie potrafi ustosunkować się do wielopoziomowych fałszerstw zarządzonych przez tę administrację".
Zwolennicy Kibakiego oskarżyli Pomarańczowy Ruch Demokratyczny Odingi o podżeganie do przemocy.
Według jednego z obserwatorów Unii Europejskiej na wybory w Kenii, deputowanego do Parlamentu Europejskiego Alexandra Grafa Lambsdorffa, Kenijskiej Komisji Wyborczej "nie udało się ustanowić ku zadowoleniu wszystkich partii i kandydatów wiarygodności procesu wyborczego".
Przewodniczący Komisji Samuel Kivuitu przyznał, że były problemy, m.in. w jednym okręgu wyborczym frekwencja wyniosła 115 procent, a w innym kandydat uciekł z kartami do głosowania.
Zwolennicy 76-letniego Kibakiego uważają, że uzdrowił on kulejącą kenijską gospodarkę, której tempo wzrostu wynosi teraz średnio 5 procent rocznie i która wraz kwitnącym przemysłem turystycznym należy do najmocniejszych w Afryce.
Jednak jak pisze AP, antykorupcyjna kampania Kibakiego w większości przyniosła niepowodzenia i kraj nadal boryka się z ubóstwem. A ponieważ większość miejsc w parlamencie zdobyła opozycja, Kibaki niewątpliwie napotka trudności w rządzeniu krajem.pap, ss