Żony górników z "Budryka" zostają do rana

Żony górników z "Budryka" zostają do rana

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. AF PAP Źródło:PAP
Żony górników, które przyjechały do stolicy, by rozmówić się wicepremierem Waldemarem Pawlakiem, zapowiedziały, że będą czekać na jego powrót do skutku; są zdecydowane zostać w Warszawie nawet do rana.

 

"Nie pozwolimy dyplomatycznie odesłać się do domu z pustymi rączkami" - powiedziała jedna z żon górników, Lucyna Piotrowska.

Do Warszawy przyjechało ok. 40-50 żon protestujących górników z kopalni w Ornontowicach. Przebywają one w stołecznym centrum "Dialog", gdzie rozmawiały z przedstawicieli resortu gospodarki. Kobiety wspierają protest górników domagających się podwyżek. Ich zdaniem rząd nie jest wystarczająco dobrze poinformowany o tym, co dzieje się w kopalni "Budryk"[mm_2]]

 

Kobiety chciały spotkać się z wicepremierem ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem, ale go nie zastały, bo miał on zaplanowane doroczne spotkanie opłatkowe z działaczami PSL oraz spotkanie ze studentami KUL w Lublinie. Ostatecznie 40-50 żon górników usiadło do rozmów z przedstawicielami resortu gospodarki w centrum "Dialog". Na rozmowy nie wpuszczono czterech związkowców z "Sierpnia'80". [[mm_1]]

Trzy z nich spotkały się z żoną prezydenta Marią Kaczyńską. "Pani prezydentowa powiedziała nam, że nas rozumie i popiera nasze starania. Uważamy, że zachowała się godnie, w przeciwieństwie do wicepremiera Waldemara Pawlaka" - powiedziała po rozmowach jedna z kobiet, Anna Sękowska. W spotkaniu wziął też udział szef gabinetu Prezydenta Maciej Łopiński.

 

 

 

Tymczasem przebywający w Lublinie wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak powiedział, że żony górników niepotrzebnie przyjechały do Warszawy. "Rozwiązanie jest na +Budryku+ i te panie doskonale to wiedzą, a cały przyjazd zorganizowali działacze związkowi, którzy teraz dyrygują sytuacją przed ministerstwem. Nie ma powodu ani tam demonstrować, ani wyczekiwać" - powiedział.[[mm_3]]

 

Podkreślił, że zarządzanie kopalnią "Budryk" z Warszawy to "powrót do czasów PRL". "Niech związkowcy z +Budryka+ postawią to jasno, że chcą, żeby kopalnią zarządzała Warszawa, wtedy będziemy podejmowali decyzje w Warszawie" - powiedział Pawlak.

"Przestańcie się zasłaniać kobietami, panowie" - zaapelował Pawlak do działaczy związkowych.[[mm_4]]

Jego zdaniem, porozumienie płacowe w "Budryku" zostało uzgodnione już we wrześniu 2007 roku. W ubiegłym roku kwota podwyżki miała wynosić 700 zł, a w obecnym 500 zł, co miało pozwolić górnikom z "Budryka" osiągnąć średnie zarobki w Jastrzębskiej Spółce Węglowej.

"Sama podwyżka jest większa niż płaca minimalna, jest większa niż wielu ludzi zarabia, szczególnie świeżo po szkole, po uczelni. Zachowujmy umiar i stopniowo dochodźmy do takich rozwiązań, które będą szanowane i akceptowane przez wszystkich" - apelował Pawlak.

Zwrócił się do żon górników z "Budryka", żeby porozmawiały z mężami oraz z górnikami z innych kopalń, którzy uzyskali niższe podwyżki niż w "Budryku".

Pawlak powiedział, że porozumienie w "Budryku" było zaakceptowane przez związkowców, ale działacze trzech związków zawodowych zerwali je "pod hasłem eskalowania kolejnych żądań" po to, "żeby się popisywać przed telewizją". "Spójrzcie w oczy 130 tys. górników, którzy uczciwe, solidnie i ciężko pracują" - mówił wicepremier do związkowców.

Pawlak podkreślił, że w tej chwili za bezpieczeństwo w kopalni "Budryk" odpowiada trzech liderów związkowych. "Gdyby się cokolwiek złego stało, to ci ludzie ponoszą pełną odpowiedzialność" - powiedział.

W środę do 10 wzrosła w liczba górników, prowadzących protest głodowy ponad tysiąc metrów pod ziemią. Rano do głodówki przyłączyły się cztery kolejne osoby. Pozostałych sześć głosuje od wtorku. Na innym poziomie kopalni, 700 metrów pod ziemią, protest okupacyjny prowadzi 150 górników. Kilkuset dalszych okupuje zakład na powierzchni.

 

pap, ss