Żywią i bronią, kuszą i ciałem…

Żywią i bronią, kuszą i ciałem…

Dodano:   /  Zmieniono: 
Udział polityków w reklamie nie jest złym pomysłem w czasach gospodarczej załamki
Reklama, reklama już od rana" - śpiewał kiedyś zespół K.A.S.A. Reklama, podobnie jak Ich Troje i agenci UOP, stara się być wszędzie. Reklama - czasem zabawna, czasem nudna - bywa dziełem sztuki, choć najczęściej jest propagandowym wciskaniem kitu. Niczym zmysłowa kobieta potrafi być szokująca i tajemnicza. Ostatnio najczęściej przesycona jest seksem - jak fryzury Moniki Olejnik.
Już dawno odkryto, że tzw. gołe baby, a także półnadzy faceci potrafią sprzedać wszystko - od szamponu do włosów po najnowszy model koparki. Nawet w mało erotycznej Polsce, która w opinii astrologów prezentuje się jak stara baba z siatką w kolejce po ogórki kiszone, ładne ciała są w cenie i reklamowały już nie tylko mydła i szampony. Podszyte seksem pomysły wykorzystano w reklamie odkurzaczy (nieźle ciągnie!), samochodów (szybki wtrysk paliwa!), batoników (kuszący smak!), chipsów (chcę cię zjeść całego!) i funduszy emerytalnych (dzięki nam nawet na starość będziesz miał kobiety i pieniądze).
Reklama szuka jednak nie tylko gołych bab. Czasem, podobnie jak Wolszczan i Kopernik, szuka też gwiazd. Od lat na gwiazdy stawia PepsiCo. W reklamach telewizyjnych pepsi-colę pili już MC Hammer, Michael Jackson, Spice Girls, a nawet nasz Paweł Kukiz. Reklama ma sens tylko z udziałem tego wykonawcy, który jest autentycznie popularny. Jeśli gwieździe powinie się noga, reklama szybko mówi jej po angielsku "touch my body tu są schody", co na polski tłumaczy się mniej więcej jako "świat się zmienia, do widzenia". Raper MC Hammer szybko przestał być popularny, a publiczność uznała go za bubka - PepsiCo powiedziało mu good-bye. Michael Jackson obmacywał małoletnich chłopców i nie wyszła mu 116. operacja nosa - koncern zerwał z nim wszystkie kontrakty reklamowe. Spice Girls zaczęły się kłócić, rozpadać, odchudzać i tracić popularność - PepsiCo przestało się nimi interesować. Teraz w najnowszej reklamie pepsi-coli pojawiła się cycata Britney Spears. Powszechnie uznana za najgłupszą blondynkę świata gwiazda macha w reklamówce cyckami, tańczy i oczywiście pije pepsi. Krótki filmik jest dynamiczny i świetnie zrealizowany. Lecz gdy tylko Britney spadnie z list przebojów, z pewnością spadnie też z reklamy pepsi.
Dlaczego Churchill nie wystąpił w reklamie cygar, choć palił je namiętnie? Dlaczego Clinton nie dał się skusić do występu w reklamie saksofonów, choć lubi na nich grać? Dlaczego Wałęsa olał producentów żyletek, choć dawali mu wagony pieniędzy za zgolenie przed kamerą swojego wąsa? Odpowiedź jest prosta jak kij baseballowy. Dlatego, że jest pewien niepisany kodeks. Zapis w tym kodeksie brzmi: głowy państw, byłe czy aktualne, właśnie dlatego, że były lub są głowami organizmów państwowych, w reklamach nie występują.
Przywódcy najbardziej nawet małych państw nigdy nie skusili się, by wystąpić w reklamie. Przyjęło się, że tak jak papież nie udziela wywiadów, tak też zachwalanie produktów w płatnej reklamie nie licuje z majestatem głowy państwa. W dobie mediów elektronicznych głowa państwa przypomina nieco gwiazdy estrady i kina. Musi się dobrze prezentować, stale uśmiechać - pozytywnie sprzedawać swój wizerunek. I właśnie dlatego, że przywódcy państwowi poddani są takiej samej obróbce telewizyjnej jak artyści, osoba na politycznym świeczniku powinna się czymś różnić.
Wyłomu w tych regułach dokonał Michaił Gorbaczow, były przywódca ZSRR. Kilka lat temu zrobił postmodernistyczny krok na miarę epoki i wystąpił w reklamie amerykańskiej pizzy. Szkoda, że Breżniew nie dożył tych czasów! Mógłby reklamować komiksy z kaczorem Donaldem. W Rosji i w Polsce ostatni sekretarz KC KPZR Gorbaczow jest tak mało popularny, że reklama z jego udziałem doprowadziłaby do bankructwa nawet producentów złotych kalesonów z marcepanem w rozporku.
Niestety, mimo że Gorbaczow przełamał konwenanse, nikt nie poszedł w jego ślady. Nasz prezydent miał małą wpadkę z meblami Forte, ale to był tylko jakiś marny podpis w gazecie. Prasa opublikowała reklamę, w której informowano, że prezydent jest zadowolony z mebli Forte. Zrobił się szum, Olek tłumaczył, że był nie doinformowany. Reklamę zdjęto, a rzecznik prasowy jako kozioł ofiarny pożegnał się z posadą. Ale być może wykorzystanie polityków w reklamie to nie jest taki zły pomysł w dobie ogólnej załamki gospodarczej.
Rząd Leszka Millera na najbliższej naradzie powinien rozważyć możliwość zbiorowego udziału w płatnych reklamach. Dochód z nich mógłby zasilić budżet państwa. Zdobyte w ten sposób fundusze można by przeznaczyć na walkę z bezrobociem lub przynajmniej na zakup słonych paluszków, bez których nie może się odbyć żadna ważna narada. Kto wie, czy już niebawem nie pojawią się spoty reklamowe, w których premier będzie zachęcał do kupowania butów na wysokim obcasie i lateksowych gaci na dyskotekę. Z kolei wicepremiera Marka Pola zobaczymy w reklamie ładnego polo z dzianiny i pola do popisu. Józef Oleksy zgodzi się reklamować grzebienie i damską bieliznę. Apetyczny Jerzy Jaskiernia weźmie się za hamburgery, a Jarosław Kalinowski za pastę do zębów, bo zawsze ma uśmiech, jakby połknął komplet żyletek. Marek Belka będzie oczywiście reklamował belki stropowe i dziury w kieszeniach.

Więcej możesz przeczytać w 5/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.