Polnische Krankheit

Polnische Krankheit

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po polnische Wirtschaft postanowiliśmy zaprezentować światu nasz kolejny narodowy wynalazek - polnische Krankheit, czyli polską chorobę, a raczej polską epidemię chorobowego, prawdziwą filozofię życia na chorobowym - za cudze pieniądze.

Nad sposobem wytłumaczenia tego fenomenu obywatelom świata zachodniego głowi się teraz sztab specjalistów; bo jak wyjaśnić Amerykanom, Anglikom, Francuzom, Szwajcarom, Hiszpanom i Holendrom, że dwa miliony Polaków każdego roku bez żadnych skrupułów ukrywa się tygodniami, a nawet miesiącami za lewymi zwolnieniami lekarskimi przed wolnym rynkiem - przed rosnącymi wymaganiami lub zwolnieniem z pracy - albo traktuje zwolnienie lekarskie jak urlop, okazję do znalezienia innej pracy, dorobienia na boku, zrobienia wiosennych porządków na działce lub po prostu poleniuchowania? Jak wyjaśnić, że ten nasz nowy narodowy sport uprawiają nie tylko pracobiorcy, ale też - uwaga! - przedsiębiorcy, którzy nierzadko zakładają firmy wyłącznie po to, by możliwie jak najszybciej znaleźć się na całkiem nieźle płatnym chorobowym? Jak wytłumaczyć ludziom Zachodu, że nikogo u nas ten proceder specjalnie nie razi - ani lekarzy oszustów sprzedających (lub - czasami - rozdających) lewe zwolnienia, ani zdrowych chorych, czyli oszustów kupujących je i wykorzystujących, ani ich krewnych, znajomych i kolegów z pracy, którzy doskonale o chorobobiznesie wiedzą, może tylko nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że sami za jego funkcjonowanie płacą - i to ciężkie pieniądze - między innymi w formie nadzwyczaj wysokich podatków i składek ZUS?
"W rekordowym 1998 r. Polacy chorowali ponad 252 mln dni. To światowy rekord" - napisali Marcin Kowalski i Janusz Michalak, autorzy artykułu "2 miliony symulantów", cover story tego wydania "Wprost". "Podatników kosztuje to rocznie przeszło 7 mld zł - na zasiłki chorobowe wydawaliśmy w ostatnich latach 3,7 proc. PKB; proporcjonalnie - 250 proc. tego, co inne kraje OECD. Obciążenie budżetu państwa zasiłkami chorobowymi można wręcz traktować jako wydatek sztywny. - Zamiast przeznaczać publiczne pieniądze na budowę autostrad czy inne pożyteczne inwestycje, finansujemy z nich świadczenia chorobowe dla zdrowych osób.
W przeliczeniu na mieszkańca wydajemy na nie cztery razy więcej niż Czesi i Węgrzy - zauważa Ryszard Petru, ekspert z polskiego biura Banku Światowego".
Nasza chorobomania (czyli wzrost liczby lewych zwolnień lekarskich w sytuacji, gdy poprawia się stan zdrowia narodu), będąca w istocie objawem ucieczki przed wolnym rynkiem, przed niemożnością sprostania rosnącej konkurencji, może nas kosztować przyszłość. Albo więc szybko wymyślimy lek na polską chorobę, czyli pozbawimy się chorobopodobnych amortyzatorów rynku i zmusimy do prawdziwej rynkowej walki, albo polska choroba najpierw powali (już to zrobiła?), a potem uśmierci polską gospodarkę. Polnische Krankheit, choroba wysoce zaraźliwa, przenosi się bowiem błyskawicznie każdą drogą, a nawet ścieżką, dopadając coraz więcej Polaków i obezwładniając przy okazji tych wszystkich, którzy za pasożytnictwo już zarażonych płacą coraz wyższe rachunki. W każdym razie, jeśli ulegniemy polnische Krankheit, z czterech dróg, jakie wciąż jeszcze stoją przed Polską - tajwańskiej, irlandzkiej, greckiej i słowackiej (vide artykuł "Cztery drogi" Rafała Ziemkiewicza) - w najlepszym razie pozostaną nam dwie ostatnie. To by oznaczało, że niedługo nawet życie na chorobowym stanie się w Polsce niemożliwe, bo nie będzie już miał kto łożyć na utrzymanie naszej chorobokracji - rosnących zastępów chorych inaczej. Ci, którzy byliby do tego zdolni, dawno już bowiem z emigracji wewnętrznej, na której przebywają od ładnych paru lat (vide artykuł "Emigracja wewnętrzna" Łukasza A. Turskiego), przeniosą się na jak najbardziej zewnętrzną, czyli po prostu wybiorą wolność od polskiej choroby, a szczytem naszych marzeń będzie zainwestowanie w polski przemysł motoryzacyjny przez hinduski koncern Tata (który właśnie zainteresował się bankrutującym Daewoo-FSO).
Pytanie, na jakie musimy sobie odpowiedzieć, jest zatem proste: czy na poprawę polskiego wskaźnika chorobomanii (stosunku lewych do prawych zwolnień lekarskich) będziemy musieli czekać aż do czasu, gdy z chorobowego nie da się już u nas wyżyć, bo nie będzie nas na to stać, czy też jednak potrafimy być mądrzy przed szkodą i wcześniej sprawić, że chorowanie na niby stanie się zwyczajnie nieopłacalne?
Więcej możesz przeczytać w 11/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.