Brygady krwi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Włoscy terroryści mają zaplecze wśród "białych kołnierzyków"
 
Czerwone Brygady znów zabijają. Valerio Morucci, Renato Curcio, Adriana Faranda, Oreste Scalzone - liderzy osławionych Czerwonych Brygad przekroczyli już pięćdziesiątkę. Większość z nich przebywa na wolności, choć za morderstwa skazano ich na dożywocie. Część cierpi na depresję. Żałują, że zabijali. Inni, nazywani "niezłomnymi", nadal głoszą, że "dyktatura proletariatu to jedyny słuszny ustrój". Ale ci posiwiali terroryści są już dziś niegroźni. Prawdziwym zagrożeniem stali się ich następcy: liczący 20-30 lat członkowie Nowych Czerwonych Brygad, zafascynowani wprawdzie marksizmem, leninizmem, maoizmem i rewolucją proletariacką, lecz budujący swoje zaplecze głównie wśród tzw. białych kołnierzyków. Są doskonale wyszkoleni i bezwzględni.
Komanda śmierci
Nowe Czerwone Brygady to na razie niewielka (od 30 do 100 osób), zamknięta grupa ludzi, obsesyjnie broniąca się przed infiltracją. Brygady na pewno mają swoje oddziały (komanda) w Rzymie i Bolonii. Przypuszcza się, że struktury brygad istnieją także w Mediolanie i Turynie.Przed dwoma tygodniami przed swoim domem w Bolonii został zastrzelony 52-letni profesor prawa Marco Biagi, doradca ministra pracy i rządu włoskiego. W pobliżu miejsca zabójstwa znaleziono rysunek pięcioramiennej gwiazdy w kole, czyli symbol Czerwonych Brygad, oraz stemple ze strzałką w centrum tarczy i napisem: "Cel trafiony". O zorganizowanie akcji podejrzewa się komando z Bolonii. Wcześniej, w maju 1999 r., ten sam los spotkał innego doradcę ministra pracy Massimo D’Antonę. Dlaczego zginęli? Terroryści z Nowych Czerwonych Brygad uważają, że głównymi wrogami proletariatu są specjaliści od prawa pracy, którzy usiłują zmienić panujący we Włoszech sztywny system zatrudnienia, a zwłaszcza art. 18 konstytucji, zakazujący zwolnień pracowników bez udowodnienia ich winy.
Ojciec chrzestny
Organizacja powstała wokół jednego lub kilku członków starych brygad. Organy ścigania nie są w stanie ich zidentyfikować, przynajmniej tak brzmi oficjalna wersja. Przypuszcza się, że co najmniej jeden z inspiratorów może przebywać w więzieniu, tam opracowywać plany strategiczne i wydawać polecenia. Istnieje ogólnikowy "portret" duchowego przywódcy Nowych Czerwonych Brygad: należy on do grupy "niezłomnych", ma wykształcenie socjologiczne lub politologiczne i około 45 lat. Kilka godzin po zabójstwie Biagiego w celach wszystkich starych brygadzistów przeprowadzono rewizje - bez rezultatów.
Aparat ścigania, jakiego niegdyś zazdrościł Włochom cały świat (w końcu pokonał Czerwone Brygady i rozprawił się z mafią), ponosi dzisiaj porażkę za porażką. Prasa zadaje sobie pytania, jak to możliwe, że organy ścigania zignorowały groźbę odrodzenia się terroryzmu. Pojawiają się sugestie, że to spuścizna siedmiu lat rządów lewicy, która z różnych pobudek nie dostrzegała rodzącego się niebezpieczeństwa. Nie brak też opinii, że za kulisami władzy toczy się kolejna batalia polityczna, w której orężem manipulatorów są terroryści i tajne służby państwowe.
Wiemy, że teraz jesteś sam
Zabójcy Biagiego musieli mieć informatora w Ministerstwie Pracy. Kilka godzin po odebraniu Biagiemu ochrony zadzwonił do niego anonimowy rozmówca, mówiąc: "Wiemy, że teraz jesteś sam". W komunikatach podrzucanych po zamachach pojawiają się szczegóły, które mogli znać tylko urzędnicy ministerstwa. Pracuje w nim 1,5 tys. osób, ale krąg podejrzanych nie powinien być większy niż trzydzieści osób. Mimo to służby specjalne nie są w stanie zidentyfikować źródeł przecieków. Tu tkwi zasadnicza różnica między Nowymi Czerwonymi Brygadami a ich poprzednikami: stare poszukiwały możliwie najszerszego zaplecza bezpośrednio w fabrykach, wśród proletariatu; nowe działają w najwyższych urzędach, wśród "białych kołnierzyków". Dwie godziny po zabójstwie prof. Biagiego strony internetowe biura pośrednictwa pracy tymczasowej, z którym współpracował, zostały zaatakowane przez hakerów związanych z terrorystami. Posłużyli się oni siecią British Telecom, a niszczycielskie pliki wysłali z Portugalii.
Uczniowie "czerwonego miecza"
Zabójcy Biagiego dobrze posługują się bronią, musieli być szkoleni z taktyki działań terrorystycznych. Najprawdopodobniej ich instruktorami byli starzy (mają dziś po 60-70 lat) działacze Włoskiej Partii Komunistycznej, którzy przeszli szkolenie dywersyjne w Związku Radzieckim. Ściśle utajnione, lecz doskonale zorganizowane i wyposażone oddziały, podlegające wąskiemu gronu funkcjonariuszy partii komunistycznej, nazywane są przez włoską prasę "gladio rossa", czyli czerwony miecz. Przypuszcza się, że ich zadaniem była organizacja akcji dywersyjnych, wspomagających inwazję Armii Czerwonej na Europę Zachodnią. Dzisiaj prowadzą szkolenia w tzw. ośrodkach społecznych, czyli w domach, magazynach, starych fabrykach nielegalnie okupowanych przez młodych lewackich ekstremistów. Do pierwszej ważniejszej próby sprawności militarnej tak przygotowanej młodzieży doszło trzy lata temu podczas rzymskiej demonstracji na rzecz uwolnienia lidera kurdyjskiej partii komunistycznej Abdullaha Öcalana. W niespełna minutę na centralnym Piazza della Repubblica w Rzymie uformował się oddział dwustu młodych ludzi w kaskach, z chustami na twarzach i z tarczami w rękach. W szyku bojowym oddział zaatakował siedzibę tureckich linii lotniczych, zdemolował ją i nim policja zdążyła się zorientować, o co chodzi, rozproszył się i znikł. Ci, których nie przekonała tamta manifestacja sprawności militarnej młodzieży kształconej w "ośrodkach społecznych", mieli okazję przejrzeć na oczy w ubiegłym roku podczas lipcowego szczytu G-8 w Genui. Uwaga opinii publicznej i telewizyjnych kamer skupiła się na black blockersach, a tymczasem kierowani przez Lucę Casariniego aktywiści z "ośrodków społecznych" systematycznie, sprawnie i po cichu niszczyli wybrane cele. Z tego może wypływać wniosek, że terroryści mają powiązania z ruchem antyglobalistów, a może nawet są jego częścią. Równie uzasadniony wydaje się wniosek, że Nowe Czerwone Brygady mają powiązania z głoszącą antyglobalistyczne hasła partią Odrodzenie Komunistyczne (pod wodzą Fausto Bertinottiego), której włoskie ruchy wywrotowe w znacznej mierze zawdzięczają wolność, jaką mogą się cieszyć. Partia ta wchodziła w skład koalicji popierającej rząd Romano Prodiego, pierwszy w historii Włoch gabinet z udziałem postkomunistów. Obecny przewodniczący Komisji Europejskiej oraz jego następcy - Massimo D’Alema i Giuliano Amato - zabiegali o poparcie lub przynajmniej przychylną neutralność partii Bertinottiego.
Prof. Marco Biagi był sąsiadem, bliskim współpracownikiem i towarzyszem rowerowych wycieczek Romano Prodiego, który nazajutrz po zabójstwie porzucił brukselskie obowiązki i przyjechał do Bolonii opłakiwać przyjaciela, zabitego przez środowiska, którym to właśnie on pierwszy zapewniał bezkarność i protekcję.





Więcej możesz przeczytać w 14/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.