Zakończyła się konfrontacja Kaczmarka z Kaczyńskim

Zakończyła się konfrontacja Kaczmarka z Kaczyńskim

Dodano:   /  Zmieniono: 4
W łódzkiej prokuraturze okręgowej, badającej okoliczności śmierci b. posłanki SLD Barbary Blidy, zakończyła się w piątek konfrontacja b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka z b. szefem policji Konradem Kornatowskim oraz z b. premierem Jarosławem Kaczyńskim.

Przed południem Kornatowski przyszedł do prokuratury wraz z Kaczmarkiem. Kilka godzin później przyjechał Jarosław Kaczyński.

Były to kolejne z zaplanowanych przez śledczych na ten tydzień konfrontacje Kaczmarka z uczestnikami narady u ówczesnego premiera J. Kaczyńskiego, która odbyła się przed planowanym zatrzymaniem Blidy i dotyczyła m.in. śledztwa w sprawie mafii węglowej.

W piątek przed południem, przed wejściem do prokuratury Kornatowski podtrzymał swoje wcześniejsze stanowisko, że nie było dowodów na zatrzymanie Blidy. "Od początku uważałem, że na tamten moment, nie znając akt sprawy, a znając tylko referat Bogdana Święczkowskiego (b. szefa ABW) i Zbigniewa Ziobry (b. ministra sprawiedliwości) plus moją wiedzę, dotyczącą osób, o których ci panowie mówili, uważałem, że dowody są miałkie" - mówił Kornatowski.

Po wyjściu z prokuratury b. szef policji nie chciał mówić o szczegółach konfrontacji. Choć - jak sam twierdzi - uważa, że ta cała sprawa powinna być jawna i publiczna, to został jednak zobowiązany przez śledczych do zachowania tajemnicy. Powiedział jedynie, że jest zadowolony z konfrontacji, ale trudno mu ją ocenić.

Dodał, że konfrontacja z Kaczmarkiem trwała krótko (niespełna 1,5 godziny - PAP), bo było "bardzo mało rzeczy do wyjaśnienia". Zaznaczył jednak, że były to prawdopodobnie "ważne sprawy z punktu widzenia prokuratora prowadzącego".

Pytany, jak będzie się czuł, jeśli będzie musiał usiąść naprzeciwko b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, powiedział: "z największą przyjemnością spojrzę temu panu w oczy, jeżeli będzie na tyle silny, aby i mnie spojrzeć w oczy".

O szczegółach konfrontacji nie chciał mówić również Kaczmarek. Przed przesłuchaniem powiedział dziennikarzom, że został zobowiązany przez prokuraturę do zachowania tajemnicy. Dodał, że jego wypowiedzi są takie same, jak w jego książce i składane przez niego przed sejmową komisją ds. służb specjalnych. Według niego, niektórzy z uczestników konfrontacji mają wybiórczą pamięć. "Mam wrażenie, że niektórzy pamiętają lepiej te wydarzenia teraz niż wówczas, kiedy wypowiadali się w mediach na temat tej sprawy" - powiedział.

Żartował, że jest trochę wystraszony, "bo wyczytał w gazecie, że spotka się z +potworem ciasteczkowym+, a nie byłym premierem. "Tutaj moje przerażenie trochę wzrasta" - zakończył.

Kaczmarek po zakończeniu konfrontacji z b. premierem powiedział dziennikarzom jedynie, iż była ona "bardzo rzeczowa i szczegółowa" zarówno z jego strony, jak i ze strony Jarosława Kaczyńskiego. "Była potrzebna dla tej sprawy" - zaznaczył.

Przyznał, że jest z niej zadowolony, bo "wbrew pozorom nie było aż tak dużych różnic zdań" między nim a b. premierem. Według Kaczmarka, "większość rzeczy się zgadzała". Więcej różnic - jak zaznaczył - było w innych konfrontacjach. "Ale nie mogę się na ten temat wypowiadać. Pan prokurator zastrzegł to" - mówił.

Jest przekonany, że była to jego ostatnia konfrontacja w tej sprawie. Teraz będą konfrontowani kolejni uczestnicy narady u premiera.

B. premier Jarosław Kaczyński nie rozmawiał z dziennikarzami ani przed, ani po przesłuchaniu. Wjechał i wyjechał z terenu prokuratury samochodem.

Z ujawnionych przez media zeznań b. szefa MSWiA oraz Kornatowskiego wynika, że podczas narady u ówczesnego premiera Kaczyńskiego przed planowanym zatrzymaniem Blidy, ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i szef ABW Bogdan Święczkowski chcieli postawienia zarzutów b. posłance SLD. Kaczmarek miał natomiast mówić, że nie ma wystarczających dowodów przeciwko niej.

Kaczmarek mówił również, że podczas narady krytykował pomysł zatrzymania Blidy i że nie było do tego podstaw i dowodów. Jak twierdził, były naciski polityczne i wiele nieprawidłowości w tej sprawie. Według niego, J. Kaczyński wiedział o zatrzymaniu i doradzał, by b. posłanka SLD nie była wyprowadzana w kajdankach. Część jego informacji miał potwierdzić Kornatowski.

Sam Kaczyński w jednym z wywiadów przyznał, że poprosił, by przeszukanie u Blidy odbyło się "możliwie kulturalnie, bez poniżania jej godności", bo nie chciał, aby Blida była skuwana kajdankami czy rzucana na ziemię.

Kaczyński zeznawał już jako świadek przed łódzką prokuraturą. Jego przesłuchanie odbyło się w kancelarii tajnej i opatrzone zostało klauzulą tajności. Szczegóły jego zeznań ujawnił na początku marca pełnomocnik rodziny Blidów mec. Leszek Piotrowski w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".

Według adwokata, Kaczyński miał zeznać, że od lutego do kwietnia 2007 r. w jego kancelarii odbyło się pięć narad poświęconych najważniejszym śledztwom w kraju. Mecenas twierdził, że spotkania te nie były w żaden sposób rejestrowane; miano na nich omawiać strategię działań przeciwko politycznym przeciwnikom PiS.

Według Piotrowskiego, działania polityków PiS w sprawie zatrzymania Blidy świadczą, iż na szczytach poprzedniej władzy "istniała zorganizowana grupa przestępcza".

Łódzka prokuratura bada okoliczności śmierci b. posłanki SLD Barbary Blidy, która w kwietniu ub. roku popełniła samobójstwo, gdy funkcjonariusze ABW przyszli przeszukać jej dom w Siemianowicach Śląskich i - na polecenie Prokuratury Okręgowej w Katowicach - zatrzymać ją w związku z podejrzeniami o korupcję w handlu węglem.

Śledztwo ma ustalić m.in., czy w trakcie zatrzymywania doszło do niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy ABW. Łódzcy śledczy badają także decyzję katowickiej prokuratury w sprawie wydania postanowienia o przedstawieniu zarzutów Blidzie i jej zatrzymaniu, w tym także wątek ewentualnych nacisków na prokuratorów. W tym ostatnim wątku przesłuchani zostali m.in. uczestnicy narady u ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego.

Dotąd zarzut niedopełnienia obowiązków usłyszał funkcjonariusz katowickiej delegatury ABW Grzegorz S. Kierował on akcją zatrzymania Barbary Blidy w jej domu i - według śledczych - nie wydał dwóm pozostałym funkcjonariuszom polecenia przeszukania Blidy; sam nie sprawdził też, czy b. posłanka miała broń. Grozi mu kara do trzech lat pozbawienia wolności.

pap, ss