Italia na kolanach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Włoska kampania wyborcza była wyjątkowo nudna, choć Silvio Berlusconi urozmaicał ją jak potrafił m.in. deklaracjami, że stolicę przeniesie do zalanego śmieciami Neapolu, albo że obniży podatki.
Włosi reagowali na to jednak bez większych emocji nie tylko dlatego, że podczas dwóch kadencji Berlusconiego na stanowisku premiera (przez siedem miesięcy od kwietnia 1994 r. i od 2001 do 2006 r.) przywykli do jego zaskakujących pomysłów, ale również dla tego, że rzadko je realizuje. Z resztą, jak wskazywały przedwyborcze sondaże przeszło jedna trzecia Włochów w ogóle straciła wiarę w polityków i to bez względu na to, czy są z prawicy, czy z lewicy.

Berlusconi, w przeciwieństwie do swego rywala Waltera Veltroniego przynajmniej jednak mówił o tym, w jak opłakanym stanie jest włoska gospodarka (jest najwolniej rozwijającą się w strefie euro). Hasłem bloku Berlusconiego było „Podnieś się, Italio". Wedle dotychczasowej opozycji to „podniesienie się” jest „niezbędne po dwóch latach katastrofalnych rządów Romano Prodiego”.

„Najbliższe miesiące i lata będą dla nas bardzo trudne" – oznajmił Berlusconi tuż po tym, jak ogłoszono wstępne wyniki wyborów. Będą bardzo trudne nie tylko dlatego, że podniesienie Włoch ze stagnacji jest znacznie trudniejsze niż głoszenie haseł o reformach, ale – może przede wszystkim – dlatego, że Berlusconi zawarł wyjątkowo ryzykowny sojusz z populistyczną Ligą Północną (zdobyła 8 proc. głosów). W zamian za poparcie obiecał jej dwa miejsca w rządzie. Teraz może się okazać, że ugrupowanie, któremu zawdzięcza pomoc w spektakularnym zwycięstwie, będzie hamulcem uniemożliwiającym reformy.