Mocarstwo na piaskowych nogach

Mocarstwo na piaskowych nogach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prawie za miedzą trwają dramatyczne zmagania Izraelczyków z Palestyńczykami
Mieszkańcy Arabii Saudyjskiej żyją równocześnie w wieku XV i XXI

 W Rijadzie i Dżuddzie panuje spokój, tyko media pełne są doniesień z teatru walk, prowadzone są zbiórki pieniędzy dla Palestyńczyków. Państwa arabskie poparły przedstawiony przez księcia Abdullaha, następcę tronu, plan pokojowy dla Bliskiego Wschodu. Nie komentowano decyzji rządu, który po oświadczeniu Saddama Husajna o wstrzymaniu eksportu irackiej ropy postanowił nie zmieniać ani o jedną baryłkę swoich eksportowych zobowiązań.

Wybrańcy Boga
Chciałoby się od razu mówić o znaczeniu Arabii Saudyjskiej w ustabilizowaniu sytuacji na Środkowym Wschodzie i jej roli w gospodarce świata, lecz natychmiast grzęźnie się w trzęsawisku problemów związanych z tradycjami życia mieszkańców. Państwowość Arabii Saudyjskiej liczy dopiero sto lat. Pierwsze większe sumy petrodolarów napłynęły do tego kraju podczas wojny koreańskiej; zaraz potem wdarła się tam nowoczesna cywilizacja. Supermarkety pełne są towarów, lecz pamięta się o podstawowym niedawno pożywieniu: daktylach, jęczmieniu, szarańczy z miodem. Tradycja nie umarła, średniowiecze obecne jest w postaci prawa koranicznego, obyczajów sprzed stuleci. W Arabii Saudyjskiej nie ma teatrów i kin. Urządza się za to publiczne egzekucje - na placu obok Ministerstwa Sprawiedliwości w Rijadzie złodziejom obcina się ręce (prawie natychmiast przyszywa się je w szpitalu), obcina się też głowy (w 2001 r. ukarano tak 150 osób).
Arabia Saudyjska jest wybranką Boga. To tutaj urodził się i zmarł Prorok.
- Przez tysiące lat żyliśmy, aby jakoś przetrwać. Nagle spadł na nas z nieba deszcz złota. Całe 20 lat siedzieliśmy potem, gapiąc się w ekrany telewizyjne, wypatrując wieści o cenie baryłki ropy naftowej - mówi mi książę Abdullah bin Fajsal bin Turki, wpływowy gubernator generalny Zarządu Inwestycji. Już wiadomo, że przestali się gapić. Wprawdzie posiadają czwartą część światowych zasobów ropy, ale myślą już o konsekwencjach nieuchronnego wyczerpania złóż. Dostrzegają, że Stany Zjednoczone sprowadzają od nich już tylko 9 proc. swojej ropy - tyle ile wcześniej z Angoli. Na wszelki wypadek Saudyjczycy pompują miliony w przemysł chemiczny, przetwórstwo fosfatów i boksytu, rozpoczęli produkcję własnych komputerów, otwierają się na turystykę. Zbudowali dwa nowoczesne miasta przemysłowe - Dżubail i Janbu. Na razie jednak tylko ropa - czysta, tania w wydobyciu (2 dolary za baryłkę) - płynie bezustannie, wypełniając kieszenie kilku tysięcy członków rodziny królewskiej i skarb państwa.

Wynalazki diabła
Przez wiele dni moje nogi ślizgały się po marmurach urzędów i pałaców, a oczy po złoconych klamkach i meblach, po dywanach i pufach. Każdy przyjezdny dostrzega natychmiast rozmach budownictwa w czteromilionowym Rijadzie, niegdyś pustynnej oazie, długo istniejącej w cieniu Deriyah, dawnej stolicy. Pełne przepychu pałace, błyszczące drapacze chmur, dzieła najsławniejszych architektów: Kenzo Tange, Normana Fostera, Otto Freya. Pełne samochodów kilkupasmowe autostrady. Podobnie w Dżuddzie, gdzie zbudowano wielokilometrowy bulwar nad Morzem Czerwonym, wzniesiono wieżowce, lecz ocalono stare miasto i cmentarzyk, na którym ponoć spoczywa pramatka Ewa.
Postęp cywilizacyjny w Arabii Saudyjskiej jest oszałamiający. Pobożni potomkowie Mahometa nie najlepiej znoszą tempo przemian. Gdy pierwsi cudzoziemcy pojawiali się na dworze króla Abd al-Aziza, dworzanie w ich obecności szczelnie zakrywali twarze. Zaledwie przed kilkudziesięciu laty, gdy zebrani z królem na pustyni ulemowie usłyszeli po raz pierwszy przez przenośne radio monarchy wezwanie do modlitwy, rozbiegli się w popłochu, krzycząc: "Diabeł!". Innym razem czekali na wypłatę należnych im od króla pensji. Ponieważ urzędnik przy telegrafie powtarzał stale, że nie nadeszła jeszcze stosowna depesza, telegraf też uznali za diabelską sprawę. Gdy jednak po długim oczekiwaniu nadeszło polecenie "wypłacić", dygnitarze religijni i plemienni pogodzili się z rewelacyjnym wynalazkiem. Za pomysł szatana uznawano także samolot. Tymczasem dzisiaj przez stołeczne lotnisko King Khalid przewija się ponad 15 mln pasażerów rocznie.

Córki Proroka
Czy tu gdzieś żyją kobiety? Jeszcze na lotnisku widać postaci spowite w czerń, które z dziećmi przemykają chyłkiem, ale później znikają z pola widzenia. Podobno stanowią 35 proc. kadry urzędniczej i 52 proc. osób z wyższym wykształceniem. Jak powiedział mi Hassan Attar, biznesmen i polski konsul honorowy w Dżuddzie, żyje się tutaj równocześnie w wieku XV i XXI. Książę Abdullah oznajmił półtora roku temu, że kobietom trzeba pozwolić na prowadzenie samochodu, ale wkrótce odwołał te słowa zgodnie z zasadą "jestem za, a nawet przeciw".
Segregacja kobiet trwa, ich czarne abaje ("pęknięte" jedynie na wysokości twarzy, aby oczy mogły cokolwiek widzieć) to codzienność. Nawet Europejki i Amerykanki, żeby się nie narazić policji religijnej dbającej o przestrzeganie nakazów Koranu, ubierają się w powłóczyste czernie. Saudyjki nie mogą być przyjęte do szpitala bez zgody męża, nie wolno im samotnie wchodzić do restauracji i parków rozrywki, nie mogą bez specjalnej zgody wychodzić za mąż za cudzoziemców. A cudzoziemcom, których w dwudziestodwumilionowej Arabii jest prawie siedem milionów, nie wolno - jeżeli nie skończyli 40 lat - pracować w sklepach obuwniczych i galanteryjnych dla kobiet, w perfumeriach i sklepach z biżuterią, bo "tam łatwo o uwiedzenie".
Pojawiają się już nieśmiałe objawy buntu w państwie ortodoksyjnego islamu. Już dawno kobiety w odległych oazach prowadzą samochody. W gazetach ukazują się listy pań protestujących przeciw oczywistym szykanom.

Granica świata ulemów
Arabia Saudyjska doczekała się pierwszych demonstracji. Mówi się o setkach, nawet tysiącach, które niedawno wyszły na ulice Dżuddy, aby wykrzyczeć sprzeciw wobec Izraela i zaprotestować przeciw zbyt słabym - zdaniem protestujących - poczynaniom królewskiego rządu. Władze zaniepokoił sam fakt tłumnego demonstrowania młodzieży (wśród demonstrantów widziano dwóch młodych książąt!), ich gotowość do modernizacji struktur państwa, do liberalizacji. Saleh S. Al Wohaibi, wiceprezes Światowego Zgromadzenia Młodzieży Muzułmańskiej, przyznaje, że Osama bin Laden jest idolem wielu młodych. Czy akceptuje się jego ataki na króla, który - zdaniem bin Ladena - jest zbyt prozachodni? - Eh, brakuje bohaterów ekranu i piosenki... - wzdycha Wohaibi.
Khalid Al Maeena, redaktor naczelny anglojęzycznego dziennika "Arab News" z Dżuddy, dostrzega, że w ostatnich czterech latach zwiększył się margines swobody wypowiedzi. Jest przecież dostęp do 90 kanałów telewizyjnych, do Internetu (dyskretnie cenzurowanego). Nie można źle pisać o królu? - Nie wypada. Tak jak wam nie wypada krytykować papieża - mówi Khalid Al Maeena.
Powoli ulemowie tracą wpływy. Chwieją się tradycyjne instytucje. Saleh bin Humaid, przewodniczący Szury, studwudziestoosobowej rady doradczej króla, przyznaje, że rada nie jest całkowicie demokratycznym parlamentem. - Ale to już bardzo reprezentatywne ciało - dodaje.
Na skwerze obok siedziby Fundacji Króla Fajsala dostrzegłem dwóch policjantów na koniach. Czy były to czystej krwi araby? Takich należy szukać raczej w Polsce. Hrabia Wacław Rzewuski w początkach XIX wieku sprowadził do Polski z Półwyspu Arabskiego piękne okazy koni arabskich. Książę Khaled Al Saud, generalny dyrektor w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i inicjator otwarcia ambasady saudyjskiej w Polsce, lubi konie, ale wierzy, że szanse rozwoju stosunków polsko-saudyjskich trzeba wiązać z innymi dziedzinami. Na razie wartość obrotów handlowych między naszymi krajami wynosi niewiele ponad 50 mln USD (eksportujemy stal, maszyny i urządzenia elektryczne, żywność i tekstylia), ale wykazuje tendencję wzrostową. Rośnie też liczba Polaków i absolwentów polskich uczelni zatrudnionych w Arabii Saudyjskiej - dzisiaj jest ich około 300.
Saudyjczycy mówią czasem o sobie: "Zrzucono nas na spadochronach w sam środek cywilizacji, nie dając instrukcji, co należy czynić po lądowaniu". 


Korona Saudów
Formalnie władzę w Arabii Saudyjskiej sprawuje siedemdziesięciosześcioletni bardzo schorowany król Fahd bin Abd al-Aziz. Dwór przygotowuje się do przekazania władzy. Na sukcesora tronu i spadkobiercę tytułu Strażnika Miejsc Świętych został desygnowany wicepremier, książę Abdullah, który ma zapewnić ciągłość władzy aż do wybrania przez radę rodziny Saudów rzeczywistego następcy, "najwłaściwszego z synów i wnuków" założyciela dynastii. Oczekuje się, że sukcesja przypadnie właśnie Abdullahowi, który jest dowódcą gwardii beduińskiej i cieszy się poparciem potężnego plemienia Szammar. Autor planu pokojowego dla Bliskiego Wschodu aktywnie działa na arenie międzynarodowej. Pod koniec kwietnia na ranczu w Teksasie przekonywał do niego prezydenta USA Georgea Busha. Do walki o sukcesję włączył się też jego przyrodni brat i zwolennik umiarkowanej modernizacji królestwa, książę Sultan, szef resortu obrony, który de facto kieruje polityką zagraniczną. Przeciwko obu konkurentom przemawia wiek - obaj mają ponad 70 lat. Niewykluczone, że rada rodziny panującej mogłaby się opowiedzieć za kimś z pokolenia wnuków Abd al-Aziza.
Więcej możesz przeczytać w 19/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.