Puls strzępów

Puls strzępów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Puls to dzisiaj raczej strzęp telewizji, a nie kanał zdolny do wyprodukowania pełnowartościowej oferty programowej

Początek lata spędziłem w Danii, w domu położonym na wysokim klifowym brzegu cieśniny Kattegat. Ta przeszklona skandynawska willa została tak zaprojektowana, by widok na morze stanowił jeden wielki panoramiczny ekran, nie ograniczający ani o milimetr długiej i dalekiej linii horyzontu. O tej porze roku widok morza to najwspanialsza telewizja, jaką można sobie wymarzyć: zmienna, różnorodna, fascynująca. Do tego apolityczna i pozbawiona jakiejkolwiek cenzury. Tu nie trzeba czekać do 23.00, aby zobaczyć wściekłe pojedynki żywiołów, gdy nadejdzie burza, albo zmysłową miłość nieba z morzem, która nie czekając nie nadchodzącej nocy (ciemno robi się dopiero dobrze po 24.00), rozpala horyzont lubieżną czerwienią.
Zresztą morze jest zawsze piękne: gdy blade, spokojne, pogodne i gdy ciemne, wzburzone, mroczne. Kiedy wygląda jak stół, po którym niewidzialna ręka przesuwa statki, i gdy przypomina spienione góry w ciągłym ruchu, rozcinane błyskawicami rzeźbiącymi je, jakby były lawą płynącą z wulkanu. W domu nad cieśniną Kattegat dopiero po jakimś czasie przypomniałem sobie o telewizorze odbierającym programy dzięki antenie satelitarnej.
Nie wiem, jak duńscy technicy ustawili tę antenę, dość że przekazywała tylko obraz stacji niemieckich i amerykańskich oraz - o dziwo - jednej polskiej. Była to jednak stacja, której w liberalnej, wolnomyślicielskiej Danii nigdy bym się nie spodziewał - TV Puls. W Polsce oglądam ją rzadko, uważając za rodzaj kanału propagandowego Kościoła oraz ochronkę dla byłych prawicowych pampersów, usuniętych z telewizji publicznej wraz z odejściem Wiesława Walendziaka. To nie są moje poglądy, to nie są moi koledzy. Skoro jednak przez kilka tygodni nie miałem dostępu do żadnego innego polskiego kanału, postanowiłem wykorzystać okazję i przyjrzeć się telewizji Puls.
Było to ciekawe doświadczenie, bo Puls to dzisiaj raczej strzęp telewizji, a nie kanał zdolny do wyprodukowania pełnowartościowej oferty programowej. Dlatego filmy nadaje się tutaj dwukrotnie w ciągu tego samego wieczoru (o 20.00, a potem o 23.00), a wszystkie programy powtarza w ciągu tygodnia, co stwarza wrażenie, że Puls to nie tyle telewizja, co pół telewizji.
Owo pół Pulsu, które bezskutecznie próbowało konkurować z widokiem morza, to dwa rodzaje programów: filmy i publicystyka. Stare filmy i seriale często są bardzo dobre, ale zgrane na wszystkich innych kanałach do granic możliwości ("Arsen Lupin", "Detektyw w sutannie", "Pan dzwonił, milordzie?", "Allo, Allo" i sztandarowy - "Dotyk anioła", najlepiej chyba odpowiadający idei katolickiej stacji telewizyjnej). Pamiętam, że niektóre z nich sam kupowałem dla telewizyjnej Dwójki jakieś dwanaście lat temu. Od tego czasu miały długie i udane życie na wielu antenach, aż spotkały się tutaj, w Pulsie. Szczerze mówiąc, takie nostalgiczne powtórki czasem bywają całkiem przyjemne.
Gorzej z produkcjami własnymi Pulsu. Tu już nie jest tak nostalgicznie. Bywało, że oglądając je, robiłem się czerwony ze wstydu albo włosy stawały mi dęba na głowie, bo wszystko jest kalekie - od koronnego wydania wiadomości o godzinie 20.00 pod nazwą "Serwis Pulsu" po chyba najbardziej nieprofesjonalnie zrobiony, wręcz absurdalny program "Lista przebojów filmowych". Ten pierwszy, czyli serwis, prowadzi między innymi przedwcześnie postarzały Wojciech Reszczyński, którego zaledwie kilkanaście lat temu Józef Węgrzyn wylansował na pierwszą gwiazdę Teleexpresu, czyli telewizyjnego serwisu wiadomości dla młodzieży o 17.15 (TVP 1). Teleexpres słynął wtedy z tego, że był szybki, zawierał dużo informacji, a prowadzący go Reszczyński miał cięty dowcip. W Pulsie nic z tych rzeczy: serwis jest wolny, ma mało informacji, najczęściej sprofilowanych religijnie, a Reszczyński jest smutny i pozbawiony werwy; robi wrażenie człowieka wypalonego. Dlaczego tak szybko?
Podobną emanację zawodowego bankruta ma zresztą w Pulsie Krzysztof Skowroński, zadający swoim gościom wyjątkowo mało dociekliwe pytania. Szczytem wszystkiego okazała się rozmowa z Januszem Korwin-Mikkem, w której prowadzący poprosił gościa, by ten po prostu mówił o czym chce, bo i tak nie ma sensu zadawać mu pytań. Za to Skowroński ma ode mnie walkowera w pasjonującym do niedawna pojedynku medialnym z zawodową konkurentką Moniką Olejnik. Podobny styl obowiązuje również w innych programach Pulsu, choćby w niedzielnej "Kuchni polskiej", gdzie prowadzący zamiast podać przepis na kopytka, doradził: "w każdym sklepie jest garmażerka i można w niej dostać całkiem niezłe kopytka".
Po kilku dniach oglądania TV Puls ze zdumieniem zauważyłem jednak, że najbardziej wyeksponowanym i najczęściej powtarzanym tu programem jest… reklama papieru toaletowego, przez co może powstać wrażenie, że to telewizja do dupy. No cóż, nie mam o niej aż tak złego zdania, ale na pewno jest to telewizja w strzępach.

Więcej możesz przeczytać w 28/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.