Woda w ustach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jaki jest domniemany plan Kołodki?
 

Kombinacja dewaluacji z agresywną polityką monetarną, luźną polityką fiskalną (wzrost popytu zagranicznego i krajowego) oraz bliżej nie sprecyzowanymi reformami w gospodarce - tak najkrócej można zdefiniować domniemany plan obecnego ministra finansów. Domniemany, bowiem niebywale zwykle elokwentny Grzegorz Kołodko nabrał wody w usta. Plan ów miałby prowadzić do wejścia na ścieżkę wzrostu 3-5-7-7 proc. Oznaczałoby to, że już w tym roku PKB wzrośnie o 3 proc., a w następnych latach będzie się nadal szybko powiększał.

Między Peronem a Stalinem
"Plan Kołodki" ma swoje wady. Największą z nich jest niekoherentność. Ekonomiści dopatrują się czasem pozytywnych skutków dewaluacji połączonej z usztywnieniem kursu. Uważają jednak, że mogą one nastąpić jedynie przy zacieśnieniu polityki monetarnej i fiskalnej. Podobna ocena dotyczy także obniżki stóp procentowych (pod warunkiem utrzymywania niskiego deficytu budżetowego i elastycznej polityki kursowej) lub powiększenia deficytu (pod warunkiem utrzymywania wysokich stóp i elastycznej polityki kursowej). Reasumując, ekonomiści dopuszczają wykorzystanie do pobudzania gospodarki jednego z wymienionych instrumentów (choć nie są bynajmniej zgodni co do pozytywnych skutków takich działań). Są za to całkowicie zgodni, że łączne ich zastosowanie musi prowadzić do utraty stabilności makroekonomicznej i kryzysu.
Prof. Witold Orłowski, szef zespołu doradców prezydenta, uważa, że gdyby Kołodko wiedział kilka tygodni temu, iż zostanie ministrem, z mniejszym rozmachem pisałby swoje felietony i rozprawki. Jego pomysłu wprowadzenia zarządzania kursem złotego nie można rozpatrywać w oderwaniu od reszty programu. Currency board w Argentynie dało bowiem efekty opłakane. Według byłego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego, wprowadzenie w Polsce zarządu walutą jest rozwiązaniem ryzykownym, bo tak jak u peronistów w Argentynie może się stać jedynie substytutem reform. Brak reform fiskalnych i strukturalnych szybko się zemści.
W tym kontekście szczególnej wagi nabiera zaleta planu Kołodki, czyli to, że jest on najpewniej niewykonalny. Niewykonalny dlatego, że minister finansów nie ma uprawnień decyzyjnych, aby zmieniać stopy, ustalać kurs i określać wysokość deficytu. Ostatnim człowiekiem, który miał takie moce, był Józef Wissarionowicz Stalin. I on jednak mógł z nich skorzystać tylko raz, gdyż po pierwszej jego decyzji nie było już ani kursu, ani stóp procentowych (pozostał tylko deficyt).

Budżet płaci
Dlaczego Kołodko zaniemówił? Bo zdaje sobie sprawę, że jego plan jest równie dobry, co nierealny - twierdzą analitycy. W tej sytuacji, choć przyszło mu to zapewne z trudem, skorzystał z dobrej rady Wincentego Pola: "Bo gdy wielu głupio gada, to nie pisać jest zasługa, a już milczyć - jedna rada". Milczenie może mieć także inne uzasadnienie. Prezydent Kwaśniewski publicznie wyznał, że prosił ministra o powstrzymanie się przez miesiąc od komentarzy. I trudno mu się dziwić: wizyta w USA, przyjazd Verheugena i niepokój na rynkach sprawiają, że to nie jest dobry czas na prezentowanie poglądów kontrowersyjnych.
Czy wicepremier milczy, aby osłabić złotego? W końcu jednak coś powie. Jeśli mądrze - złoty odzyska mocną pozycję, jeśli "ciekawie" - możemy mieć finalny skutek planu (czyli drugą Argentynę). Ponadto wszystkie narzędzia psychologiczne szybko się zużywają. Nawet do tak wielkiej ekstrawagancji jak milczenie Kołodki rynek wkrótce się przyzwyczai i stopniowo zacznie wzmacniać złotego. Zasadnicza przyczyna aprecjacji naszej waluty - wielki zarobek na obligacjach - nie zniknęła. Ba, ten zarobek jest nawet większy. W następstwie ministerialnych zawirowań przy ostatniej emisji bonów skarbowych resort finansów musiał za nie zapłacić więcej.

Czort wie
Marszałek Marek Borowski funduje kryształowe kule za trafne prognozy ekonomiczne. My damy szklana kulę za trafną prognozę dotyczącą programu i dalszych losów Grzegorza W. Kołodki. Kto wygra? Prof. Andrzej Wernik, jeden z najlepszych polskich specjalistów w dziedzinie finansów publicznych, powołując się na doświadczenia z lat 1994-1997, twierdzi, że Kołodko będzie ministrem odpowiedzialnym, trzymającym deficyt w żelaznych ryzach i odniesie umiarkowany sukces. - Z Markiem Belką ratowaliśmy finanse, z Grzegorzem Kołodką będziemy walczyć o wzrost. To ambitny, lubiący ryzyko człowiek, a w obecnej sytuacji ta cecha jest bardzo potrzebna - dodaje Mieczysław Czerniawski, przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Witold Orłowski przypuszcza, że Kołodko będzie się starał zmienić założenia budżetu przyjęte przez rząd tak, żeby był on bardziej rozwojowy. To zaś oznacza inwestycje zamiast konsumpcji. Orłowski jest pewny, że deficyt będzie wynosił makismum 43 mld zł, a być może uda się go zmniejszyć. Wiązałoby się to z szukaniem dodatkowych dochodów, czyli zwiększeniem podatków. Z kolei prof. Jan Macieja z PAN uważa, że całe zamieszanie jest grą Leszka Millera, która ma na jakiś czas odciągnąć uwagę opinii publicznej od rzeczywistych problemów gospodarki, jakimi są nie rozwiązane kwestie górnictwa, hutnictwa, przemysłu samochodowego itp. - Gdy Kołodce się nie uda, to zaraz po wyborach samorządowych wyleci - prognozuje Macieja. Jan Krzysztof Bielecki podejrzewa, że Kołodko ma manię wielkości i za wszelką cenę chce przejść do historii. Bielecki nie zakłada jednak porażki wicepremiera. - Czort wie - mówi - może mu się uda?

Ile kosztuje nas Kołodko
  • Około 125 mld dolarów wynosiła 1 lipca 2002 r. wartość tzw. wybranych grup składników majątku skarbu państwa poddawanych ewidencji (w przeliczeniu według ówczesnego kursu). Po dziesięciu dniach spadła do 118 mld dolarów.
  • Około 25 mld dolarów wynosił 1 lipca polski dług zagraniczny. Po dziesięciu dniach zadłużenie wzrosło o 1,5 mld dolarów.
  • Skarb państwa, emitując 1 lipca bony roczne (o wartości 0,5 mld zł), pożyczał pieniądze na 8,3 proc. 10 lipca - już na 8,384 proc. Tylko na tej transakcji straciliśmy około 50 mln zł.
  • Około 200 mld zł wynosił całkowity dług krajowy. W następstwie obecnych zawirowań koszt jego obsługi wzrośnie o pół punktu procentowego, co w skali roku oznacza okrągły miliard złotych.
  • Jan Kowalski 1 czerwca kupił samochód wart 50 tys. zł na kredyt nominowany w euro. Dzisiaj jest on winien bankowi 56,5 tys. zł. Gdy ostatnio zajechał nowym autem na stację benzynową, okazało się, że za tankowanie zapłacił 10 zł więcej niż poprzednim razem.
Więcej możesz przeczytać w 29/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.