Akta ws. wanny Wassermanna do archiwum

Akta ws. wanny Wassermanna do archiwum

Dodano:   /  Zmieniono: 
Krakowski sąd utrzymał decyzję warszawskiej prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie nieprawidłowości w montażu wanny, a tym samym narażenia rodziny b. ministra Zbigniewa Wassermanna na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Oznacza to ostateczne zakończenie śledztwa.

 

Wadliwy montaż nie jest przestępstwem, tylko błędem - uznał krakowski sąd. Podzielił pogląd warszawskiej prokuratury, że w wyniku toczącego się śledztwa nie stwierdzono, aby któremuś z wykonawców można było przypisać działanie z zamiarem narażenia rodziny Wassermannów na niebezpieczeństwo. Tym samym nie stwierdzono przestępstwa - stwierdził w ślad za prokuraturą.

Sprawa dotyczy nieprawidłowości i nieporozumień przy budowie domu Wassermanna. Śledztwo przez trzy lata prowadziła prokuratura w Nowej Hucie, która sześciu osobom postawiła zarzuty narażenia rodziny Wassermannów na groźbę utraty życia lub zdrowia oraz oszustwa.

Oprócz przedsiębiorcy Janusza D., któremu zarzucono narażenie rodziny Wassermannów na niebezpieczeństwo utraty życia lub doznania uszczerbku na zdrowiu oraz oszustwa, podejrzanymi byli podwykonawca i jego pracownicy oraz dwie osoby, które przeprowadzały kontrolę instalacji elektrycznej przed dopuszczeniem jej do użytkowania. Zarzucono im nieumyślne narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.

Powodem zarzutów była zarówno wadliwa instalacja wanny z hydromasażem, co mogło spowodować porażenie prądem, jak też inne usterki wykazane przez biegłych w kilku ekspertyzach, m.in. wadliwa i niezgodna z projektem konstrukcja i pokrycie dachu oraz usytuowanie wjazdu do garażu. Jak podawała prokuratura, zdaniem biegłych, łączny koszt usuwania stwierdzonych wad przekracza 120 tys. zł.

W grudniu 2005 r. ówczesny prokurator krajowy Janusz Kaczmarek podjął decyzję, by śledztwo przekazać z Krakowa do innej prokuratury. Mówił, że choć Prokuratura Krajowa nie znalazła żadnych nieprawidłowości w postępowaniu krakowskiej prokuratury, to sprawa trafi do innej jednostki, by "uniknąć zarzutu stronniczości" (Wassermann był prokuratorem w Krakowie). Od tego czasu śledztwo prowadzone w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie było wiele razy przedłużane.

Dwa lata później, w grudniu 2007 roku prokuratura umorzyła postępowanie ze względu na brak znamion czynu zabronionego.

Od decyzji tej odwołała się do sądu rodzina Wassermannów. Jak podnosił na poprzednim posiedzeniu Zbigniew Wassermann i reprezentująca interesy rodziny mec. Małgorzata Wassermann, w toku 5-letniego postępowania prokuratura m.in. nie ustaliła nawet, kto zamontował feralną wannę i pobieżnie przesłuchała świadków, nieprawidłowo oceniła też realne niebezpieczeństwo, jakim była zła instalacja elektryczna.

"Uważamy, że prokuratura mimo tylu lat prowadzenia postępowania nie rozstrzygnęła wielu istotnych kwestii i błędnie oceniła materiał dowodowy. Wanna jest tylko symbolem, z którego się śmieje cała Polska. A my mówimy także o obwodach elektrycznych w łazience, garażu, w całym domu, o tym, że każde zapalenie kinkietu powodowało porażenie. Biegły stwierdził, że zagrożenie dla życia stanowiło wilgotne powietrze, mokre ciało, zalanie wodą - czyli coś, co jest naturalne w łazience. Tymczasem prokuratura podkreśla, że było to jedynie hipotetyczne zagrożenie" - mówiła wówczas PAP mec. Małgorzata Wassermann.

Zdaniem prokuratury, w toku śledztwa przeprowadzono wszystkie dowody i zgromadzono materiał dowodowy wystarczający do podjęcia decyzji i uzasadniający umorzenie.

Krakowski sąd podzielił we wtorek pogląd prokuratury. Uznał, że prokuratura przeprowadziła wszystkie niezbędne do wyjaśnienia sprawy czynności i trafnie uznała, iż nawet w wyniku stwierdzenia wadliwego montażu nie można nikomu przypisać bezpośredniego działania w momencie montażu z zamiarem narażenia użytkowników na utratę życia.

Sąd podkreślił, że podczas budowy wystąpiły liczne nieprawidłowości, jednak mogą być one rozstrzygnięte na drodze procesu cywilnego. Wskazał, że wątek fałszerstw w dzienniku budowy wyjaśniany jest w procesie karnym przeciwko budowlańcowi Januszowi D., a wątek działań jego teściowej Wandy Gąsior toczył się przed sądem z prywatnego oskarżenia i został prawomocnie zakończony.

W czerwcu krakowski sąd oddalił we wtorek pozew przedsiębiorcy budowlanego Janusza D. przeciwko rodzinie b. ministra Zbigniewa Wassermanna o zapłatę 40 tys. zł jako reszty należności za budowę domu.

Sąd uznał, że wykonawca budynku nie przedłożył inwestorowi prawidłowej dokumentacji powykonawczej, koniecznej do ostatecznego odbioru, pomimo że dokonał wielu odstępstw od projektu. Ponadto - wskazał sąd - w wybudowanym przez niego budynku stwierdzono szereg nieprawidłowości, których wartość przekracza wartość wstrzymanej przez inwestora raty.

Wyrok ten nie jest jeszcze prawomocny. Jak powiedziała mec. Małgorzata Wassermann, po uprawomocnieniu się tego wyroku jej rodzina będzie się domagała od przedsiębiorcy zapłaty za wszystkie stwierdzone usterki, w tym dachu, instalacji elektrycznej, ogrzewania podłogowego, garażu, bramy i drenażu. W toku procesu cywilnego usterki te trzy lata temu zostały oszacowane na kwotę 135 tys. zł.

pap, em