Profesorowie szamanologii

Profesorowie szamanologii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Adam Biela, Włodzimierz Bojarski, Józef Kaleta, Stefan Kurowski, Kazimierz Z. Poznański i inni


Akcjonariat pracowniczy połączony z powszechnym uwłaszczeniem, "prywatyzacja po polsku, czyli rozkradziony i wyprzedany za bezcen majątek narodowy", teoria gąbki, czyli wrzucenie na rynek megapieniędzy, które ożywią gospodarkę, zasada, że "rynek powinien nie tylko decydować o wielkości produkcji, ale zapewniać sprawiedliwość społeczną" - to tylko niektóre prawdy ekonomiczne, które objawiły się nad Wisłą. Głoszą je często ludzie z tytułami profesorskimi, a chłoną miliony Polaków. Jest je w stanie obalić każdy pilny student pierwszego roku ekonomii. Zainteresowania szamanów polskiej ekonomii koncentrują się wokół likwidacji własności prywatnej, pieniądza i rynku. Co oferują w zamian? Powszechną własność niczyją, wysokie podatki i ogólną szczęśliwość.
Nieefektywność gospodarcza socjalizmu wynikała przede wszystkim z braku właściciela. Wszystko należało do wszystkich (choć do niektórych bardziej), czyli nic nie należało do nikogo. Gdy po roku 1989 pracowicie zaczęliśmy odtwarzać własność prywatną, do kontrataku ruszyli "dobrzy ludzie". Na utrzymanie stanu bezwłasności mieli dwa pomysły: akcjonariat pracowniczy i powszechne uwłaszczenie. Hasło "pracownik właścicielem" najgoręcej lansował Krzysztof Ludwiniak, wiceprezes Unii Własności Pracowniczej i członek zarządu European Federation of Employee Shareownership. Sprawa była poważna, bo za tym pomysłem przemawiała wizja sprawiedliwości (społecznej, a jakże), powołanie się (inna sprawa, czy uprawnione) na Jana Pawła II oraz fatamorgana bogactwa roztaczana przed pracownikami.
Akcjonariat pracowniczy tworzył jednak tylko socjalizm częściowy, bo nie obejmujący pracowników sfery budżetowej, emerytów itd. Ale i oni mieli zostać uszczęśliwieni zgodnie z życzeniem "Solidarności" oraz wizją "własności dla każdego" prof. Adama Bieli. Co prawda, pobieżna analiza tej koncepcji wskazywała, że musi ona prowadzić do katastrofy gospodarczej, a jedynym przedmiotem własności, jaki otrzyma "każdy", będzie bon o wartości mniej więcej skromnej butelki wódki.
Idea antywłasności otrzymała silne wsparcie. Był nim największy intelektualny przekręt, jakim są prace Kazimierza Z. Poznańskiego, profesora University of Washington w Seattle (tu wyjaśnienie, alfabetyczny wykaz uniwersytetów amerykańskich zawiera 1535 pozycji). Poznański opublikował dwie książki: "Wielki przekręt" oraz "Obłęd reform: wyprzedaż Polski", w których twierdzi, że majątek narodowy został zmarnotrawiony, rozkradziony i wyprzedany za jedną dziesiątą wartości. Błędem było - jak twierdzi pan profesor - sprzedawanie fabryk za taką cenę, jaką ustalał rynek, gdyż powinno się je sprzedawać zgodnie z ich "wartością". Po części zgadzam się z tym wywodem, ponieważ jestem posiadaczem dziesięcioletniego fiata 126p, którego chcę sprzedać zgodnie z jego wartością ustaloną przeze mnie na 50 tys. zł. Jedyną słabą stroną teorii prof. Poznańskiego jest to, że nie wyjaśnia on, jak skłonić potencjalnych nabywców, aby płacili dziesięciokrotnie więcej. Sugestia, że niskie ceny były skutkiem małej sprawności i korupcji aparatu państwowego, jest w pewnym stopniu prawdziwa. Niestety, jest także - że tak powiem - samowywrotna. Skoro bowiem aparat biurokratyczny jest niesprawny, to trudno oczekiwać, że będzie sprawnie zarządzać sześcioma tysiącami przedsiębiorstw państwowych.
Prywatyzacja za złotówkę wskazała na problem pieniądza. Gdyby bowiem pieniądza było więcej, większość naszych kłopotów rozwiązałaby się sama. Na szczęście na odcinku monetarnym mieliśmy kilka ciekawych odkryć. Najpierw prof. Stefan Kurowski przedstawił teorię gąbki ("Łańcuch zatorów płatniczych jest długi, wielokrotnie się zapętla, ale w końcu się zamyka: wszyscy są wszystkim winni pieniądze. Gospodarka jest jak wysuszona gąbka i cierpi na gigantyczny brak płynności"). Wedle niej, nasza gospodarka może bez konsekwencji inflacyjnych wchłonąć każde pieniądze (dodajmy, że działo się to w momencie, kiedy inflacja wynosiła 50 proc. rocznie).
W tym samym okresie innego odkrycia, które mogło wprawić w zachwyt wydawców podręczników ekonomii (tyle książek na przemiał!), dokonał prof. Józef Kaleta. Wykrył on pozytywną zależność między stopą procentową a inflacją (wysoka stopa to - wedle niego - tyle samo co wysoka inflacja). Zwolennikiem tezy Kalety jest inny profesor - Andrzej Sopoćko - który wyciągnął z tej teorii praktyczny wniosek. Skoro aby inflacja była niska, należy mieć niskie (najlepiej ujemne) stopy procentowe, to - a contrario - utrzymywanie wysokich stóp procentowych powoduje wysoką inflacje i hamuje wzrost gospodarczy. Dlatego pan profesor napisał słynny artykuł "Dlaczego RPP prowadziła nas do recesji" ("Rzeczpospolita" z 22 października 2001 r.), a w nim stwierdził: "Inne przykłady to Argentyna i Turcja. Te kraje przechodzą obecnie głęboki kryzys, władze monetarne powinny zatem za pomocą stóp procentowych zachęcać do napływu kapitał zagraniczny, aby zatrzymać deprecjację własnej waluty. W Argentynie ceny są stabilne, ale dług publiczny sięgnął 120 proc. PKB. Dlatego dokonano tam drastycznych podwyżek stóp procentowych. Trwało to jednak krótko: w czerwcu stopy procentowe były tam już niższe niż w Polsce. My natomiast wciąż jesteśmy światowymi liderami restrykcyjnej polityki pieniężnej".
Przeczytajmy to raz jeszcze. 22 października 2001 r. pan profesor pochwalił Argentynę za skokową obniżkę stóp, a równo dwa miesiące później coś się w Argentynie wydarzyło. I było to wydarzenie, które opisać mogą jedynie słynne słowa prezydenta Wałęsy ("jak pierdło, jak dupło").
Skoro najlepiej byłoby, aby w gospodarce nie było właścicieli, za to było bardzo dużo pieniądza, to - w oczywisty sposób - rynek nie jest nam potrzebny. Toteż lista zwolenników "pomysłu Dyducha" (zawiesić gospodarkę rynkową) jest spora. Wedle ich koncepcji, rynek - w zasadzie - powinien decydować o wielkości produkcji, ale nie dotyczy to węgla; rynek - w zasadzie - powinien decydować o wielkości produkcji, lecz nie dotyczy to zboża; rynek - w zasadzie - powinien decydować o wielkości produkcji, ale nie dotyczy to cukru itd.
Przedstawmy argumentację prof. Włodzimierza Bojarskiego, który broni nas przed rynkiem energii. Profesor przypomina o polskich interesach i stwierdza, że nie wolno prywatyzować elektrowni, bo "za kilka, kilkanaście lat wiele starszych elektrowni w Niemczech będzie likwidowanych. Nam wówczas, na polskie potrzeby, tej energii zabraknie, więc będziemy zmuszeni sami budować nowe elektrownie".
Druga - obok zdrowego nurtu narodowego - grupa przeciwników rynku mówi: rynek - w zasadzie - powinien decydować o wielkości produkcji, ale powinien także zapewnić sprawiedliwość (rzecz jasna, społeczną). Jak to zrobić? Metoda jest stara i znana od rewolucji (październikowej): "Dołoj burżuja". Jak przyłożymy takiemu kapitaliście fiskusem, to mu się zysku odechce. Najwybitniejszym teoretykiem tego nurtu rewindykacyjno-redystrybucyjnego jest dr Ryszard Bugaj, który gani Millera za liberalizm (sic!) i pyta, czy dalej tak być musi. Domaga się także wprowadzenia podatku importowego oraz objęcia najwyższych dochodów 50-procentową stawką podatkową. A po co? Po to, aby "uniknąć kroków drastycznych". Łatwo się domyślić, że drastyczne będą wtedy, gdy Bugaj odbierze nie 50 proc., lecz 100 proc. dochodów.

Pięć książek, które należy mieć w biblioteczce (aby potem łatwo zdekodować każdą bzdurę)
  1. Krzysztof Ludwiniak, Pracownik właścicielem. TNK KUL, Lublin 1989 r.
  2. Józef Kaleta, Jak wyjść z kryzysu? Alternatywny program gospodarczy. Poltext, Warszawa 1994 r.
  3. Adam Glapiński, Sławomir Dąbrowski, Ekonomia niepodległości. Wydawnictwo Alfa, Warszawa 2000 r.
  4. Kazimierz Z. Poznański, Wielki przekręt. Klęska polskich reform. Towarzystwo Wydawnicze i Literackie, Warszawa 2000 r.
  5. Kazimierz Z. Poznański, Obłęd reform: wyprzedaż Polski. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 2001 r.

Trawnik na klepisku
Katalog portalu internetowego Yahoo! "Alternative science" zawiera kilka tysięcy pozycji. Jest tam wszystko: strona Stowarzyszenia Płaskiej Ziemi (Flat Earth Society), strony zwolenników teorii czwartego wymiaru, zimnej fuzji atomowej, orgonomii oraz wszelkich dyscyplin parapsychologicznych. Ale alternatywnej ekonomii nie ma.
W ekonomii zdarzały się oczywiście hipotezy czy teorie, które nie oparły się testowi falsyfikacji.
To w nauce normalne. Najbardziej znanym przykładem jest praca Johna Maynarda Keynesa. Owa falsyfikacja nie oznacza jednak, że dorobek Keynesa nie ma walorów poznawczych i nie przyczynił się do rozwoju teorii ekonomii. Nie oznacza także, że z teorii Keynesowskiej nie przeniknęło nic do ekonomii głównego nurtu ani że wiele dziś akceptowanych hipotez owej main stream economics nie zostanie sfalsyfikowanych w przyszłości.
Zachodnia ekonomia nie była wolna od dziecięcej choroby lewicowości. Znane jest zauroczenie Johna Kennetha Galbrihta sprawiedliwością społeczną czy niezłomna wiara Paula Samuelsona w potęgę gospodarczą ZSRR (w każdym swoim podręczniku przedstawiał wyliczenie, za ile lat ZSRR przegoni USA, i w każdym kolejny wydaniu musiał ten krytyczny moment przesuwać o następne lata). Owo zauroczenie występowało jednak obok, a nie zamiast rzetelnej analizy ekonomicznej.
Politycy najważniejszych partii na Zachodzie dość rzadko wypowiadają wielkie herezje ekonomiczne. Anthony Blair może być socjaldemokratą, a Edward Heath torysem, ale ich retoryka jest podobna, a działania nie oddalają się zbytnio od zasadniczego solidnego nurtu liberalnej gospodarki rynkowej. Skąd taka różnica? Na Zachodzie trawniki pielęgnuje się od trzystu, czterystu lat, a myśmy trawę na zdeptanym klepisku posiali ponownie w 1989 r.

Pięć największych aberracji gospodarczych świata

I Maoizm - wielki skok
Wszyscy produkujemy stal na czołgi. W następstwie utworzenia komun, akcji wytapiania rudy w starożytnych dymarkach oraz skierowania wszystkich dostępnych środków na zbrojenia w latach 1957-1960 w Chińskiej Republice Ludowej zmarło z głodu 20 mln osób.
II Leninizm-stalinizm
Dogonimy, przegonimy, zamienimy mapę świata w atlas ZSRR. Środki: kolektywizacja, praca przymusowa, industrializacja z prymatem przemysłu ciężkiego i planowa konsumpcja. W następstwie kolektywizacji na Ukrainie w latach trzydziestych z głodu zmarło 5 mln osób. Około 40 mln przeszło przez gułagi, a w ramach planowej konsumpcji przeciętny obywatel ZSRR wypijał 20 litrów alkoholu rocznie.
III Trzecia droga
Występowała w wielu wersjach. Na przykład: zielony socjalizm Kaddafiego, cesarstwo Idi Amina oraz - ostatnio - Zimbabwe. Efekt powszechnie znany.
IV Kapitalizm państwowy
Państwo potrafi być dobrym menedżerem, a poprzez upaństwowienie upadających firm prywatnych ratuje miejsca pracy i walczy z bezrobociem. Koncepcja najpełniej zrealizowana w Anglii, co zasłużenie dało jej w latach 70. - ex aequo ze Szwecją - pierwsze miejsce na liście najwolniej rozwijających się krajów europejskich.
V Społeczeństwo dobrobytu
Państwo zapewnia dobrobyt wszystkim obywatelom, udostępniając im nieodpłatne szkolnictwo, usługi medyczne, wychowanie dzieci oraz wysokie (na przykład 80 proc. pensji) zasiłki dla bezrobotnych. Wszystko to dzięki wysokiemu (do 80 proc.) opodatkowaniu dochodów najbogatszych. Idea najpełniej zrealizowana w Szwecji.
Więcej możesz przeczytać w 35/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.