Ugoda między Solorzem a "Gazetą Polską"

Ugoda między Solorzem a "Gazetą Polską"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z portali zależnych od "Gazety Polskiej" zostanie usunięty tekst pt. "Teczka Solorza" i będą złożone wyrazy ubolewania, a Zygmunt Solorz-Żak udzieli gazecie autoryzowanego wywiadu - zakłada ugoda, jaką strony zawarły przed sądem.

Właściciel Polsatu pozwał "Gazetę Polską" za artykuł z kwietnia 2007 r. pt. "Teczka Solorza" prezentujący zawartość archiwów służb specjalnych PRL na jego temat. "Solorz minął się z prawdą, twierdząc, że nie współpracował z SB" -  pisała wtedy "GP". "Według zawartych tam informacji, w latach 1983-1985 był on przeszkolonym agentem peerelowskiego wywiadu. Jak wynika z notatki esbeka, Solorz doniósł na osoby związane z +Solidarnością+, przemycające do Polski farbę drukarską" - pisał autor tekstu "GP".

Solorz uznał to za "krzywdzące informacje" i w pozwie cywilnym żądał przeprosin oraz 50 tys. zł na Fundację Polsat. "GP" wnosiła o oddalenie pozwu, argumentując, że opisała tylko teczkę Solorza, w której była m.in. jego umowa o  współpracy z SB z lat 80.

Strony zawarły ugodę przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Na jej mocy, z portali zależnych od wydawcy gazety - spółki Niezależne Wydawnictwo Polskie - zniknie inkryminowany artykuł, a dziennikarz "Gazety Polskiej" przeprowadzi z Solorzem autoryzowany wywiad.

Pod wywiadem gazeta ma też opublikować podpisane w imieniu redakcji przez Tomasza Sakiewicza oświadczenie o treści: "Celem naszej publikacji (...) o  tytule +Teczka Solorza+ nie było oskarżenie pana Zygmunta Solorza-Żaka o  współpracę z SB, a jedynie przedstawienie znajdujących się w IPN materiałów. Ubolewamy, jeśli ktokolwiek wyciągnął inne wnioski co do naszych zamiarów". W  zamian za to Solorz na mocy ugody wycofał pozew.

"Pan Solorz nigdy nie ukrywał, że podpisał zobowiązanie do współpracy ze  służbami specjalnymi, ale nigdy jej nie podjął - choć był do tego wielokrotnie namawiany. W istocie wykazał się wielkim sprytem nie podejmując tej współpracy" - powiedział pełnomocnik właściciela Polsatu mec. Andrzej Siciński.

Natomiast Sakiewicz podkreślał, że intencją redakcji nie było przypisywanie Solorzowi, że współpracował z tajnymi służbami PRL. "Chodziło nam o to, że dziennikarze i właściciele mediów mają wiele możliwości prowadzenia sporu i nie muszą korzystać z sądu. Uzyskując to, że pan Solorz udzieli nam wywiadu, jesteśmy usatysfakcjonowani, bo o to nam chodziło" -  powiedział przyznając zarazem, iż "brakiem" w ich tekście było, że  dziennikarzowi "GP" nie udało się wtedy uzyskać komentarza Solorza.

Proces ten jest jednym z kilku, jakie właściciel Polsatu wytoczył w sprawie doniesień o swych związkach z tajnymi służbami PRL oraz WSI - m.in. także Antoniemu Macierewiczowi, "Naszemu Dziennikowi" i TVP.

Solorz wiele razy przyznawał, że w 1983 r. podpisał zobowiązanie do  współpracy, ale zapewniał, że do faktycznej współpracy nie doszło, a podczas "wymuszonych" spotkań z esbekami nie przekazywał im innych informacji niż tylko o sobie; był przez nich pytany m.in. o nielegalne opuszczenie Polski w latach 70., o to co robił na Zachodzie i z kim się kontaktował. Zapewniał, że nieprawdą są stwierdzenia z jego akt z IPN, że przekazał informację o paczce do  opozycjonisty, w której miała być farba drukarska. Podkreślał, że z akt IPN wynika, że SB uznała go za mało przydatnego agenta. Zapewniał, że te kontakty ze  służbami nie miały żadnego wpływu na jego działalność gospodarczą i nie dostał koncesji dla Polsatu dzięki nim.

W czerwcu tego roku Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł prawomocnie, że "Nasz Dziennik" ma przeprosić Solorza za podanie, by miał on być agentem WSI; nie musi zaś przepraszać właściciela Polsatu za stwierdzenie, że "chętnie współpracował" on z tajnymi służbami PRL w latach 80.

Uwzględniając apelację pozwanych, SA zmienił wyrok Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. W 2007 r. nakazał on "NDz" przeprosiny Solorza - zarówno za  podanie, że "chętnie współpracował" ze służbami PRL, które miały mu pomagać w  działalności gospodarczej, jak i za stwierdzenie, że potem był agentem WSI. Strony mogą jeszcze złożyć kasację do Sądu Najwyższego.

ND, PAP