Władimir, prawnuk Piotra

Władimir, prawnuk Piotra

Dodano:   /  Zmieniono: 
Umarł ZSRR, niech żyje Wielka Rosja!


Drogi Aleksandrze Grigorijewiczu, bardzo popieramy wasz projekt zjednoczenia Rosji z Białorusią. Dlatego proponujemy, by Białoruś przyłączyła się do Rosji jako jej trzy zachodnie gubernie" - oświadczył przed miesiącem Aleksandrowi Łukaszence Władimir Putin. Białoruski prezydent zareagował wybuchem wściekłości. Jak to, on, który miał ambicje zostać szefem zjednoczonego państwa, ma na moskiewskich przedpokojach zabiegać o posadę jednego z gubernatorów? Nigdy. A przecież propozycja Putina, zabójcza dla aspiracji Łukaszenki, stanowi jedynie finał ewolucji, jaką rosyjska polityka przechodziła w ostatniej dekadzie XX wieku.

Zapadnicy i słowianofile
Od trzech stuleci w rosyjskiej polityce rozważano dwie koncepcje rozwoju kraju. Jedna mówiła o europejskości Rosji i zwracała imperium w stronę Zachodu - kiedyś zwano ją zapadnictwem, potem przybrano w sowiecki strój rewolucji światowej. Druga, słowianofilska, potem nazwana eurazjatycką, głosiła, że Moskwa to trzeci Rzym, odrębny byt cywilizacyjny, równy, a właściwie nawet lepszy od zgniłego Zachodu.
Paradoks rosyjskiej historii polegał na tym, że budując żelazną kurtynę, sowieccy przywódcy byli jednocześnie reprezentantami najbardziej prozachodniej wizji Rosji. Nienawidzili serdecznie Zachodu, ale chcieli wygrać z nim wojnę po to, by stać się nowym, lepszym Zachodem. Likwidowali odrębność narodową Rosjan, aby stworzyć naród sowiecki. Podobnie jak wznoszenie kolejnych "pałaców kultury" w Moskwie miało udowodnić, że będą mieli lepszy i większy Empire State Building, tak naród sowiecki miał być lepszą formą wieloetnicznego narodu amerykańskiego. Nie wyszło.
Po rozpadzie ZSRR olbrzymie terytorium postsowieckie zaludniło się milionami sierot po komunizmie. Ludzie nie wiedzieli, czy mówić o sobie, że są Rosjanami, czy byłymi "ludźmi radzieckimi". Próby reintegracji państw postsowieckich, czyli odbudowy ZSRR, okazały się ślepą uliczką. Nawet Federacja Rosyjska zaczęła pękać - jak mawiał Piłsudski - "po szwach narodowościowych". I wtedy pojawił się Putin.

Portret Piotra Wielkiego
Jeszcze jako wicemer Petersburga Władimir Władimirowicz powiesił w gabinecie na honorowym miejscu portret Piotra I. Przenosił go do kolejnych gabinetów, aż po kremlowską siedzibę prezydenta Rosji. Chodziło nie tylko o portret. Dokonania Piotra Wielkiego to program polityczny Putina, sprowadzający się do zasady: uczyć się od Zachodu, ale działać po swojemu. Były czekista szybko zdał sobie sprawę z tego, że Rosja nie udźwignie ciężaru reintegracji całego obszaru sowieckiego. Miał świadomość, że zgodna opinia Sacharowa i Sołżenicyna, iż Rosja musi się zwrócić do wewnątrz i zreformować, jest sprzeczna z imperialną wizją "bliskiej zagranicy", czyli utrzymania kręgu państw zależnych. Rozumiał, że rywalizacja z Zachodem przekracza rosyjskie możliwości gospodarcze. Wiedział też, że postsowiecka Wspólnota Niepodległych Państw jest kulą u nogi, która nie zbliża byłych republik do Rosji. Przeciwnie, WNP stała się forum rozgrywek pod hasłem "wszyscy przeciw Moskwie".
Putin postanowił działać metodą małych kroków. Atak terrorystyczny z 11 września zeszłego roku stworzył mu doskonałą okazję. Skoro ceną za przyjaźń Ameryki miało być wpuszczenie Stanów Zjednoczonych do Azji Środkowej - proszę bardzo, ale na warunkach kondominium. Lepiej się układać z Amerykanami niż z Chińczykami. Putin zabrał się również do konsekwentnej realizacji programu Aleksandra Sołżenicyna, czyli programu jednoczenia ziem słowiańskich.

Zbieranie ziem ruskich
Białoruś była już w ścisłym kręgu oddziaływania Rosji. Zanim jednak Rosja zabierze się do odbudowy swojej potęgi, musi się zreintegrować wewnętrznie. Dość więc mówienia o bliżej nie określonej federacji. Wojska posłane przeciw Czeczenii (której prezydent był przecież uznawany przez Moskwę) i rzeź, jakiej tam dokonano, to był wyraźny sygnał, że bunt będzie ukarany. Żadnych marzeń o autonomii wewnątrz federacji. Odziedziczony po czasach sowieckich kształt Rosji z republikami "narodowościowymi" należało zmienić. Powołano więc tak zwane okręgi federalne, nastawione na integrowanie państwa wokół rosyjskości, ignorując granice historyczne. Na znaczeniu zyskało też prawosławie. Konflikt z katolicyzmem, obrażanie papieża przez hierarchię prawosławną i wydalenia księży to dowody na silną pozycję Cerkwi w życiu Rosji, a przede wszystkim na to, że pojęcie "kanonicznego terytorium" nie ma znaczenia religijnego, lecz polityczne. Rosja skoncentrowała się na obszarze uznawanym za "narodoworosyjski" - Białoruś, Ukraina, Naddniestrze, północny Kazachstan - to nowa Wielka Rosja. Nie jakaś tam federacja, ZSRR bis, ale Rosja jednolita, podzielona na gubernie i twardo zarządzana z Moskwy.
Kolejny prezent, jaki otrzymał Putin, to koniunktura na rynku ropy. Uzyskano dzięki niej fundusze na modernizację i reintegrację. Władze rosyjskie, niezwykle umiejętnie korzystając z narzędzi gospodarki rynkowej, ale unikając jej wprowadzenia u siebie, zaczęły odbudowywać strefę wpływów i tworzyć instrumentarium służące do powołania Wielkiej Rosji.

Narzędzia neoimperium
Ekipa Putina korzysta w procesie reintegracji z narzędzi trzech kategorii. Pierwsza z nich to brutalna, naga siła. Obserwujemy jej użycie wobec Gruzji. Były pierwszy sekretarz Eduard Szewardnadze, obecny prezydent Gruzji, na tyle dobrze zna swoich kolegów z KGB, że szybko pojął, iż jedyną szansą na utrzymanie niepodległości jest uczynienie z Gruzji miejsca ważnego dla Zachodu. Taką szansę daje budowa rurociągu z Azerbejdżanu do Turcji. Szewardnadze zaprosił też amerykańskich doradców wojskowych. Na jego nieszczęście priorytetem Waszyngtonu jest wojna z terroryzmem, a Rosjanie nie ukrywają, że ceną za życzliwą neutralność w razie wojny z Irakiem jest zgoda Ameryki na stworzenie kondominium w Gruzji. Wykorzystując słabość państwa gruzińskiego, najpierw doprowadzili do oderwania Abchazji, a teraz starają się wymusić zgodę na wejście wojsk rosyjskich do Gruzji. Zapewne ją uzyskają, a Putin rozumie dosłownie maksymę Suworowa, iż granice Rosji są tam, gdzie stanęła noga rosyjskiego żołnierza.
Najtańsza metoda reintegracji to oddziaływanie od wewnątrz na dane państwo. Putin sprawnie odbudowuje siatkę powiązań agenturalnych, ekonomicznych, a czasem po prostu towarzyskich odziedziczoną po ZSRR. Sięga ona aż do Berlina, Hawany czy Managui, a w modelowej formie działa w Mińsku. Otoczenie Aleksandra Łukaszenki to w dużej części byli funkcjonariusze KGB. Z kolei część białoruskiej opozycji zrobi wszystko za cenę głowy znienawidzonego "Baćki". Należy więc uruchomić mechanizmy osłabiania Łukaszenki, pozbawionego autorytetu na arenie międzynarodowej, by zmusić go do przyjęcia opisanych na wstępie warunków, a następnie odesłać na kołchozową emeryturę.
Obawiam się, że podobne narzędzia są stosowane wobec Ukrainy. Taśmy Melnyczenki dowodzące, że Ukraina sprzedawała broń do Iraku, a prezydent Kuczma zlecał zabicie dziennikarza, w dziwny sposób zostały oczyszczone z fragmentów dotyczących Rosji. Były nomenklaturowy dyrektor Leonid Kuczma miota się w sieci intryg i nacisków. Tyle że metoda przewrotu wewnętrznego może się okazać nie do końca skuteczna wobec Ukrainy - to za duży kraj, a i poczucie odrębności narodowej w nim za mocne. W tym wypadku pozostaje zastosowanie trzeciej metody - wywarcie nacisku gospodarczego.
Rosyjskie firmy (oczywiście niezależne i rynkowe że hej) wykupiły więc gazociągi i ropociągi ukraińskie, najczęściej w spółkach z udziałem całkowicie niezależnych firm zachodnich (mających większościowy kapitał rosyjski). Dwie z czterech firm kontrolujących dystrybucję elektryczności na Ukrainie są również w rękach Rosjan. Zręczna akcja lobbingowa sprawiła zaś, że poważni inwestorzy omijają Kijów jak zadżumione miasto. Sprawa staje się prosta - zgoda na polityczne warunki Moskwy albo krach gospodarczy.

Nie możemy spać spokojnie
W Warszawie uspokajamy się: nas, kraju NATO-wskiego, rosyjskie neoimperialne zakusy nie dotyczą. Czy aby na pewno? Mechanizmy nacisku stosowane wobec Ukrainy zadziałały także wobec Litwy. Wielka rafineria w Możejkach zaopatrująca całą Pribałtikę po politycznej awanturze została sprzedana firmie amerykańskiej. Po dwóch latach blokad gospodarczych i zabiegów politycznych rafineria jest od kilku miesięcy własnością Łukoilu.
Rada ds. polityki zagranicznej Rosji - ciało, a jakże, społeczne - w kolejnych raportach jasno mówiła, że handel surowcami energetycznymi jest podstawowym narzędziem rosyjskiej polityki zagranicznej. Nie ma już cienia wątpliwości, że za pomocą agresywnej polityki handlowej Moskwa wpływa na państwa środkowoeuropejskie. Co jakiś czas słyszymy o sporach i aferach związanych z działalnością Gazpromu, Łukoilu czy Jukosu w Bułgarii, Rumunii, na Węgrzech i Słowacji. W Polsce również mamy spore kłopoty z kontraktami gazowymi, a zapowiedzi wejścia Rosjan do polskich rafinerii budzą niepokój opinii publicznej i polityków.
Trzy metody opisane jako narzędzia odbudowy Wielkiej Rosji są stosowane również wobec obszarów pozarosyjskich. Niewątpliwym sukcesem Putina jest przekonanie Zachodu, że Rosja to najbardziej "zachodni" partner na obszarze postsowieckim. Tymczasem najbliższy współczesnemu rozumieniu demokracji był Borys Jelcyn, serdecznie nie znoszony na zachodnich salonach. Putin nie mówi o Federacji Rosyjskiej, ale o Rosji. Pogrzebał WNP, lecz nie przestaje myśleć o "rosyjskim terytorium kanonicznym" i o rozszerzeniu strefy wpływów, widząc tu miejsce także dla Polski. Dlatego kontrakty gospodarcze i rosyjską aktywność na naszym terytorium musimy nadal oceniać przez pryzmat polityki. Przede wszystkim zaś musimy się przeciwstawiać powrotowi Wielkiej Rosji do Mińska i Kijowa oraz osamotnieniu Litwy i Bałtów. Powody są czysto pragmatyczne - wobec perspektywy odbudowy wielkorosyjskiego imperium mamy niewiele większe szanse na zachowanie pełnej suwerenności niż u progu XVIII wieku, kiedy naszym sąsiadem był zafascynowany Zachodem Piotr I.

Więcej możesz przeczytać w 41/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.