Co powiedział Obama?

Co powiedział Obama?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa prezydenta-elekta z Lechem Kaczyńskim to zwykła dyplomatyczna kurtuazja. Żadne deklaracje podczas niej nie padły, bo nie miały prawa. Nastąpił natomiast problem z interpretacją.
„Polska jest cennym i wartościowym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. Doceniam wkład pańskiego kraju w budowę pokoju i demokracji na świecie. Może pan liczyć na dalszy rozwój naszej współpracy obronnej." Te, albo bardzo podobne, słowa wygłosił Barack Obama podczas rozmowy telefonicznej z prezydentem Polski. Dialog obu polityków składał się, albo przynajmniej powinien się składać z gładkich, grzecznościowych formułek, które nie niosły ze sobą żadnej głębszej treści. Takie są wymogi dyplomatycznego kanonu. Żaden poważny mąż stanu nie pomyślałby o tym, by w czysto kurtuazyjnej rozmowie złożyć jakąś wiążącą deklarację.

Poziom ogólności wypowiedzi pozwala jednak na wyciąganie z nich odmiennych, a nawet sprzecznych interpretacji. Znaczenie wypowiadanych słów zależy w dużej mierze od tego, czego odbiorca spodziewa się po rozmowie - każdy słyszy, co dla niego wygodne. Tak jest też w przypadku tarczy antyrakietowej. Dla sceptyka słowa Obamy nie stanowią żadnego potwierdzenia chęci kontynuacji projektu, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę wysuwane wcześniej przez niego zastrzeżenia. Dla entuzjasty natomiast wyrażają one poparcie dla wcześniej zaciągniętych zobowiązań. A tak się składa, że Pałac Prezydencki, co wielokrotnie dawał do zrozumienia wcześniej, jest gorącym zwolennikiem budowy w Polsce elementów amerykańskiego systemu. Stąd okrągłe zdania wypowiedziane przez Obamę zostały w otoczeniu prezydenta zrozumiane jako zapewnienie, że projekt będzie kontynuowany.  I taką wersję prezydencki minister ds. międzynarodowych Mariusz Handzlik zdecydował się przedstawić światu.

Komentarze polityków Platformy Obywatelskiej są w tej sytuacji trochę zbyt ostre. Handzlik nie skłamał w tym znaczeniu, że świadomie minął się z prawdą. Wydaje się, że był święcie przekonany o tym, co powiedział. Z drugiej strony jednak zdawał sobie zapewne sprawę z tego, że Obama wybrałby inną drogę oficjalnego zapewnienia Warszawy o swoim poparciu dla tarczy. W takiej sytuacji, nawet jeśli minister nie skłamał, to wykazał brak obycia z dyplomatycznym protokołem, stawiając prezydenta-elekta w dość niezręcznej sytuacji.