Proces Pospieszalski-Morozowski: będzie apelacja?

Proces Pospieszalski-Morozowski: będzie apelacja?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jan Pospieszalski z TVP rozważa apelację od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, który nakazał mu przeprosić Andrzeja Morozowskiego z TVN za napisanie o nim, że "doniósł co trzeba" szefowi UOP z SLD, gdy dowiedział się, że dziennik "Życie" w 1997 przygotowuje materiał o Aleksandrze Kwaśniewskim.

Powiedział o tym pełnomocnik prawny Pospieszalskiego mec. Maciej Ślusarek. Według niego publicysta TVP miał prawo twierdzić, iż kontakty Morozowskiego w latach 90. z ówczesnym szefem UOP, a potem ministrem ds. służb specjalnych Zbigniewem Siemiątkowskim miały "podejrzany charakter", bo - jak zeznawali na procesie Bronisław Wildstein i inni dziennikarze - "w środowisku dziennikarskim mówiło się o takich spotkaniach".

Sprawa ma swój początek jesienią 2006 r., gdy TVN ujawniła "taśmy Beger" -  dokonane skrycie nagranie rozmów ówczesnej posłanki Samoobrony. Namówiona przez dziennikarzy TVN udawała ona, że z grupą kilku posłów chce przystąpić do  rządzącego PiS. Rozmawiała z ówczesnym ministrem Adamem Lipińskim o płynących z  tego przejścia możliwościach objęcia stanowisk w rządzie. Morozowski jest współautorem programu "Teraz my", który nagrania rozmów opublikował.

Komentując sprawę Pospieszalski - prowadzący w TVP program "Warto rozmawiać" - napisał, że Morozowski miał w 1997 r. uprzedzić Zbigniewa Siemiątkowskiego -  ówczesnego szefa UOP, że gazeta "Życie" planuje publikacje artykułów na temat kontaktów Aleksandra Kwaśniewskiego z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem i  że "są na to papiery". Morozowski zaprzeczył i pozwał Pospieszalskiego, żądając przeprosin na jego blogu oraz w "Gazecie Wyborczej" i "Dzienniku", które opisywały sprawę.

Sąd przesłuchiwał Pospieszalskiego, który wycofał się z twierdzenia, że  Morozowski uprzedził Siemiątkowskiego, ale podtrzymał, że mieli oni "podejrzane kontakty".

Według sędzi Joanny Kruczkowskiej tego, by Morozowski uprzedzał Siemiątkowskiego, nie potwierdzili też świadkowie zeznający w sprawie - ani Bronisław Wildstein, ani autorzy artykułu z "Życia" pt. "Wakacje z agentem" (przegrali w Polsce proces z Kwaśniewskim, na rozpatrzenie przez Trybunał w  Strasburgu czeka ich skarga). Sędzia mówiła w uzasadnieniu wyroku, że ci dziennikarze twierdzili jedynie, iż wiadomość, że Morozowski spotkał się z  Siemiątkowskim, "krążyła w środowisku".

We wtorek sąd orzekł, że Pospieszalski ma przeprosić "kolegę dziennikarza" Morozowskiego na swoim blogu. Ma stwierdzić, że "w rzeczywistości te twierdzenia nie zostały zweryfikowane" i ma wyrazić ubolewanie, że jego pomówienia "mogły podważyć wiarygodność" dziennikarza, a także zaapelować do innych dziennikarzy, by nie powtarzali tych zarzutów.

Sąd uzasadniał, że zarzucenie dziennikarzowi donoszenia ministrowi ds. specsłużb musi naruszać jego dobra osobiste, zaś Pospieszalski w żaden sposób nie udowodnił, by takie zdarzenie miało miejsce. "Dopiero gdy zaistniał ten proces, zaczął sprawdzać i weryfikować to, co napisał" - dodał sąd.

"Zaprzeczył pan Morozowski, zaprzeczył też minister Siemiątkowski. Dziennikarze zeznawali tylko, że tak się mówiło wtedy w środowisku, a niektórzy zeznawali kategorycznie, że Pospieszalski kłamie. A to na nim - jako pozwanym -  spoczywa obowiązek udowodnienia swoich twierdzeń" - wyjaśniała sędzia Kruczkowska.

Sąd nakazał Pospieszalskiemu przeproszenie Morozowskiego tylko na swoim blogu, bo - jak zauważyła sędzia - nie miał on wpływu na podchwycenie tematu przez inne media.

Ma on też zwrócić swemu oponentowi 600 zł kosztów procesu. Roszczeń finansowych Morozowski nie wysuwał.

Wyrok jest nieprawomocny. Usatysfakcjonowany istotą wyroku Morozowski powiedział, że rozważy ze swym pełnomocnikiem - mec. Jerzym Naumannem - czy  składać apelację i domagać się przeprosin także w gazetach, jak wnosił w  pozwie.

ND, PAP