Kownacki o informacji ws. Gruzji: banalne stwierdzenia

Kownacki o informacji ws. Gruzji: banalne stwierdzenia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stwierdzenia zawarte w przygotowanej dla premiera informacji o incydencie w Gruzji z udziałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego są "banalne" - uważa szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki.

Informacja opublikowana została na internetowych stronach Kancelarii Premiera.

"To są banalne stwierdzenia, takie oczywiste, które można samemu wyciągnąć na  podstawie medialnych relacji. Jak z tego widać, nie jest to wynik jakiejś szczególnej wiedzy organizacji czy agencji, które to pisały, tylko analiza publikacji gazetowych na ten temat" - powiedział Kownacki.

W konkluzjach informacji - przygotowanej m.in. przez sekretarza kolegium ds. służb specjalnych Jacka Cichockiego - napisano m.in., że incydent nie miał charakteru zamachu na prezydentów Polski i Gruzji lub jednego z nich.

"Nikt nie twierdził, że to był zamach na prezydentów, więc stwierdzenie, że  +nie był to zamach+ jest również bardzo banalne i nie na temat, nie na miejscu" - ocenił prezydencki minister.

Natomiast - jak dodał - to, że w ostatniej chwili została podjęta decyzja, by  pojechać podczas wizyty w Gruzji na "posterunek okupantów", to prawda. "To rzeczywiście zostało zaproponowane przez prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego w ostatniej chwili, ale to się zdarza" - mówił Kownacki.

Przyznał, że nie było to zgodne z protokołem dyplomatycznym, który każe, aby  każdy krok wizyty prezydenta był z góry zaplanowany, ale często - jak mówił -  kiedy jest dobry kontakt między głowami państw, dochodzi do odstępstw od  pierwotnego planu. "Więc to nie jest aż takim ewenementem" - ocenił.

Kownacki przyznał także, że podczas wizyty w Gruzji nastąpiło zagrożenie (dla prezydenta). Jak mówił, trudno mu natomiast ocenić, czy trasa była dobrze przygotowana przez stronę gruzińską.

"Chyba nie była przygotowana, to też prawda. Tutaj mówię chyba, bo nie wiem, co Gruzini robili w tej sprawie i jak wcześnie zaczęli" - powiedział minister.

W jego ocenie, podczas wizyty prezydenta w Gruzji nie było żadnych uchybień po stronie polskiego BOR-u czy szefa prezydenckiej ochrony ppłka Krzysztofa Olszowca. "Bzdurą jest mniemanie, iż prezydent jest podwładnym szefa swojej ochrony, który wykonuje jego rozkazy. Jest odwrotnie, ochrona musi się dostosować do prezydenta, a nie prezydent do ochrony" - podkreślił Kownacki.

W informacji przygotowanej dla premiera czytamy, że BOR nie miało czasu na  odpowiednie przygotowanie wizyty prezydenta w Gruzji pod względem bezpieczeństwa, i że takie przygotowanie to jedna z zasad ochrony głowy państwa, która została złamana w związku z tym wyjazdem.

Podkreślono, że przed wylotem do Gruzji BOR nie została przekazana informacja o włączeniu do programu wizyty wyjazdu poza Tblisi do obozu uchodźców w pobliżu granicy z Osetią Południową.

Zaznaczono, że polskim funkcjonariuszom chroniącym prezydenta nie przekazano informacji o zmianie trasy przejazdu i udaniu się poza obszar kontrolowany przez siły gruzińskie w bezpośrednie sąsiedztwo posterunku obsadzonego przez siły osetyjsko-rosyjskie.

W konkluzjach informacji zwrócono uwagę, że gruzińska ochrona uniemożliwiła funkcjonariuszom BOR (w tym szefowi ochrony prezydenta), by byli obecni przy Lechu Kaczyńskim. Brak współpracy ze strony gruzińskiej przejawiał się też -  podkreślono - poprzez niezapewnienie funkcjonariuszom BOR należytej łączności z  prezydentem.

Jak oceniono, w trakcie przygotowań i przebiegu wizyty "wystąpiły niedostatki" organizacyjne, które negatywnie wpłynęły na bezpieczeństwo L. Kaczyńskiego.

Zwrócono uwagę, że ostateczna decyzja o realizacji wizyty została podjęta późno - trzy dni przed terminem; przebieg wizyty od początku odbiegał od  ustalonego programu; podjęta w ostatniej chwili decyzja o wyjeździe w region Achałgori wiązała się z przejazdem nierozpoznaną i niezabezpieczoną przez ochronę gruzińską drogą.

"W wyniku tej decyzji obaj prezydenci znaleźli się po zmroku w rejonie podwyższonego napięcia, w którym ostatnio dochodziło do incydentów zbrojnych. Nie byli na to przygotowani funkcjonariusze BOR, członkowie delegacji i osoby towarzyszące" - czytamy w informacji.

ND, PAP