Prawo dla latawca

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy posłowie zlikwidują prywatne lotnictwo w Polsce?
W Polsce czynnych jest niemal 600 lądowisk. Korzystają z nich na przykład samoloty gaszące lasy, maszyny pogotowia lotniczego, GOPR, dużych firm, prywatne śmigłowce i awionetki, a także hobbyści. Ministerstwo Transportu i Gospodarki Morskiej przygotowało projekt nowego prawa lotniczego, zgodnie z którym zostaną one przekształcone w lotniska. Operacja taka może kosztować nawet 100 tys. zł. Dużo droższe będzie ich utrzymywanie. Konsekwencją przyjęcia projektu może być ograniczenie rozwoju, a nawet likwidacja prywatnego lotnictwa, gdyż wprowadza on niespotykane w innych krajach procedury utrudniające latanie. Osoby związane z lotnictwem uważają, że skorzystają na nim jedynie firmy zajmujące się przygotowywaniem lotnisk. Polacy zaś będą startować u naszych południowych sąsiadów. Część z nich już zresztą tak czyni.
- Projekt nowego prawa jest sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem i korupcjogenny. Powoduje rozbudowę administracji i wkrótce może się okazać, że na jednego pilota przypadać będzie jeden urzędnik - uważa związany z branżą lotniczą przedsiębiorca, chcący zachować anonimowość. Przeciwko nowym regulacjom protestują najbardziej znani polscy piloci, między innymi medaliści
mistrzostw świata Janusz Centka, Janusz Darocha, Krzysztof Lenartowicz, Jerzy Makula, Wacław Nycz, Henryk Poźniak oraz bracia Marian, Wacław i Krzysztof Wieczorkowie. Krytykują je też lotnicze stowarzyszenia, w tym Związek Zawodowy Personelu Latającego PLL LOT i Stowarzyszenie Polskich Pilotów Komunikacyjnych POLALPA. Paweł Samecki z Komitetu Integracji Europejskiej stwierdził, że projekt nowej ustawy wyraźnie różni się od prawa obowiązującego w Unii Europejskiej.
Zadowoleni są tylko urzędnicy Departamentu Lotnictwa Cywilnego. Niektórzy traktują przeciwników nowych regulacji jak pieniaczy. W odpowiedzi na zarzuty dotyczące niezgodności z prawodawstwem unii MTiGM odpowiada, że nie ma mowy o żadnej kolizji, bo europejskie ustawodawstwo nie reguluje krytykowanych w Polsce kwestii. Komu i czemu ma służyć stawianie nowych barier przed osobami chcącymi budować i popularyzować nasze lotnictwo? - zastanawiają się lotnicy. Inni pytają: kto chce na tym zarobić?
Krytycy nowego prawa przytaczają dziesiątki lapsusów kompromitujących jego twórców. Na przykład statek powietrzny zdefiniowano jako "urządzenie zdolne do unoszenia się w atmosferze na skutek oddziaływania powietrza innego niż oddziaływanie powietrza odbitego od powierzchni ziemi". Zapewne chodziło o uwolnienie spod lotniczej jurysdykcji na przykład poduszkowców. Przy okazji objęto nią niemal wszystko, co unosi się nad ziemię, nie tylko modele latające, paralotnie, ale również latawce i papierowe samolociki. Zapis ten można potraktować z przymrużeniem oka i uznać za żart, inne regulacje mogą jednak zaszkodzić rozwojowi polskiego lotnictwa.
Projekt nowego prawa utrudni funkcjonowanie tak popularnych obecnie lądowisk, na których po spełnieniu kilku formalności może dziś wylądować prywatny śmigłowiec, samolot pożarniczy, a także latająca sanitarka. Gdyby projekt przeszedł, łąki te będą musiały awansować do rangi lotniska i spełnić kilkanaście wymogów: właściciele będą zobligowani do stworzenia programu wykorzystania i ochrony lotniska. Zarządzać nim będzie szef powoływany za zgodą instancji nadrzędnych, czyli Urzędu Lotnictwa Cywilnego. "Otrzyma uprawnienia o charakterze władczym, ustalone ustawą, w stosunku do osób korzystających z lotniska". Będzie ponadto zobowiązany do "zorganizowania i utrzymywania służby ratowniczo-gaśniczej wyposażonej w sprzęt specjalistyczny" oraz musi "utrzymywać niezbędne środki ratownicze i przeciwpożarowe".
Nowe prawo powołuje wspomniany Urząd Lotnictwa Cywilnego, który między innymi będzie pobierać opłaty za wydawanie koncesji, certyfikatów i zaświadczeń. Jest to przyczynek do toczącej się w naszym kraju dyskusji na temat konieczności ograniczenia wpływu państwa na prywatną działalność. Na wprowadzenie tych regulacji z utęsknieniem czekają firmy zajmujące się organizacją lotnisk i przygotowujące je do uzyskania certyfikatów itd.
- Projekt prawa lotniczego jest bublem i powinien trafić do kosza, a nie do Sejmu - uważa pilot Jerzy Orłowski, właściciel prywatnego przedsiębiorstwa lotniczego, członek niemal wszystkich polskich rad i towarzystw branżowych. Jego zdaniem, na przygotowanie nowego prawa wydano już ponad milion złotych. Inni uważają, że trwający od początku lat 90. proces legislacyjny kosztował resort finansów cztery razy więcej. Krytycy projektu proponują, aby jak najszybciej po prostu przetłumaczyć na polski jeden z zachodnioeuropejskich aktów prawych, bo nowoczesne prawo lotnicze jest nam naprawdę potrzebne. Mogłyby to być regulacje obowiązujące w Stanach Zjednoczonych, gdzie lotnictwo cywilne rozwija się znakomicie. Najprostsze rozwiązania bywają jednak najtrudniejsze do wprowadzenia. Zwłaszcza gdy ograniczają władzę urzędników.

Więcej możesz przeczytać w 19/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.