Klich zdradza plany MON

Klich zdradza plany MON

Dodano:   /  Zmieniono: 2
fot. Wprost
Wśród zapisów programu rozwoju sił zbrojnych na najbliższą dekadę jest m.in. stworzenie stanowiska szefa obrony, a także powołanie specjalnego kolegium, w skład którego wejdą dowódcy rodzajów sił zbrojnych - mówi w wywiadzie dla PAP szef MON Bogdan Klich.

Minister ujawnia w nim kulisy prac nad utworzeniem Agencji Uzbrojenia, zapowiada na styczeń bilans obecności w Afganistanie i deklaruje, że pięć samolotów transportowych Herkules dotrze do Polski w przyszłym roku. Szef MON zdradza plany dotyczące m.in. zakupu bezpilotowych środków rozpoznania i samolotów szkoleniowych. Wyjaśnia, dlaczego zrezygnował z zakupu kolejnych czołgów Leopard i przekonuje do koncepcji przenosin dowództw z Warszawy "w teren". Minister zaprzecza doniesieniom o "handlu" stanowiskami szefa SGWP i dowódcy wojsk lądowych, których kadencje mijają w przyszłym roku.

PAP: Jedną z kontrowersyjnych propozycji zawartych w programie rozwoju sił zbrojnych na najbliższą dekadę jest stworzenie nowego stanowiska szefa obrony; po co wojsku kolejna "czapa"?

B.K.: Wszystkie funkcje w wojsku muszą być od siebie precyzyjnie oddzielone; dotychczasowy model tego nie gwarantował. W nowym za planowanie odpowiedzialny będzie szef Sztabu Generalnego WP, za dowodzenie operacyjne - Dowódca Operacyjny, za logistykę - szef Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, a za dostarczanie sił tzw. force providers - dowódcy rodzajów Sił Zbrojnych. Musi być ktoś, kto te wszystkie funkcje będzie spinał. Taką osobą ma być Szef Obrony z niewielkim sekretariatem, który będzie zabezpieczał jego funkcjonowanie. Pierwszym zastępcą Szefa Obrony ma być szef SG WP. Dodatkowo, by zintegrować działania dowódców rodzajów sił zbrojnych - planuję stworzenie z nich specjalnego kolegium. Kierowaliby nim kolejno dowódcy rodzajów sił - wojsk lądowych, marynarki wojennej, sił powietrznych i wojsk specjalnych - w ramach rocznych kadencji. Wtórną sprawą jest to, co budzi najwięcej emocji, a mianowicie lokalizacja dowództw. Przy zmienionej roli dowódców rodzajów sił i uwzględnieniu względów strategicznych nic nie stoi na przeszkodzie, by dowódca wojsk lądowych rezydował we Wrocławiu, a dowódca Sił Powietrznych w Poznaniu.

PAP: W środowisku wojskowych panuje przekonanie, że po dyslokacji dowództw większość kadry będzie zajmowała się głównie dojeżdżaniem do Warszawy na narady i odprawy...

B.K. Wystarczy, że szef kolegium dowódców będzie miał swoją siedzibę w Warszawie. A poza tym nowoczesne środki łączności pozwalają na prowadzenie telekonferencji oraz wideokonferencji.

PAP: Kiedy nowe rozwiązania mogłyby zacząć funkcjonować?

B.K. Nie wcześniej niż w 2011 r., dokładnie od 2012 r. Żeby tak się stało trzeba bowiem rozwiązać dwa okręgi wojskowe - śląski i pomorski. Spowoduje to spłaszczenie systemu dowodzenia, o czym Platforma Obywatelska pisała w swoim programie wyborczym.

PAP: W przyszły roku kończy się kadencja dowódcy wojsk lądowych i szefa SG WP, na wojskowej 'giełdzie' już krążą plotki o "handlu" i "negocjacjach"; jedna z nich głosi, że gen. Franciszek Gągor zostanie na drugą kadencję, a gen. Waldemara Skrzypczaka zastąpi gen. Edward Gruszka.

B.K.: Z mojej strony nie było, nie ma i nie będzie żadnego handlowania stanowiskami. Będzie, mam nadzieję, dobry dialog z panem prezydentem. Mam nadzieję, że weźmie on pod uwagę moje dotychczasowe doświadczenia ze współpracy z generalicją.

PAP: Jak zaawansowane są prace nad pozyskaniem samolotu szkolno- bojowego? Zdecydujemy się na stary, fiński BAE Systems Hawk czy nowszy koreański T-50 Golden Eagle, a może włoski Aermacchi M-346 lub czeskim L-159?

B.K.: Jest kilka propozycji, na razie nie można mówić o ofertach, bo nie ma przetargu. Podjęliśmy rozmowy z Finami i te są najbardziej zaawansowane. Rozmawiamy też z partnerami koreańskimi, ale ta oferta jest na razie najmniej znana. Zanim nie zostanie uruchomiona procedura nie mogę mówić o żadnych preferencjach. Różnica między ofertą koreańską a fińską jest taka, że ta pierwsza jest droższa, a druga - tańsza. Siłą rzeczy, bo koreańskie maszyny są nowe, fińskie - używane. Przy zakupie LIFT-a (Lead In Fighter Trainer - PAP) chcę wziąć pod uwagę trzy kryteria: cenę, jakość, oraz możliwość "polonizacji", tj. przeniesienia do Polski serwisu oraz dostarczania części zamiennych.

PAP: W wielu przypadkach wynegocjowanie ostatniego warunku będzie trudne, jeśli wręcz niemożliwe. Co wtedy?

B.K.: "Polonizacja" jest bardzo ważna. Chodzi o to, by uniknąć grzechu, jaki popełniono chociażby przy umowie na samolot F-16. Do tej pory nie mamy jeszcze centrum serwisowego, takiego jakiego byśmy sobie życzyli. Nie wiadomo, kiedy deklaracja o tym, że centrum znajdzie się w Bydgoszczy będzie zrealizowana. "Polonizacja" może być warunkiem zaporowym. Przykładowo brak otwarcia na ten postulat ze strony Niemców sprawił, że odrzuciłem propozycję zakupu kolejnych czołgów Leopard. Zrobiłem to z ciężkim sercem, bo to jest dobry czołg. Polonizacja odgrywa równie ważną rolę jak dwa pierwsze kryteria. Pod tym względem, wracając do samolotów szkolno-bojowych, uzyskujemy coraz więcej.

PAP: Jak ma wyglądać system szkolenia naszych pilotów?

B.K.: W przyszłości interesuje nas szkolenie pilotów i personelu naziemnego w kraju. Mamy Dęblin o 82-letniej tradycji, dobrych możliwościach, z dobrą kadrą. Jeżeli Dęblin będzie wyposażony w samolot szkolno-bojowy, a w programie rozwoju sił zbrojnych 2009- 2018 zapisaliśmy nowe skrzydło lotnictwa szkolno-bojowego właśnie tam, to szkoła będzie się rozwijać. Żeby hulała pełną parą potrzebne będzie jej otwarcie także na inne kraje, w szczególności środkowo-europejskie, które z tej oferty chciałyby korzystać.

PAP: Jak przebiega szkolenie pilotów samolotów F-16?

B.K.: W przyszłym roku w Ameryce zakończymy szkolenie 46 z 48 pilotów; w kolejnym roku, czyli 2010 r. mamy osiągnąć wskaźnik: jeden pilot na jeden samolot, a w roku 2012 r. będzie 1,5 pilota na samolot. Od 2013 r. powinniśmy już mieć własny sprzęt szkoleniowy, byśmy mogli przy pomocy własnych samolotów szkolno- bojowych szkolić naszych pilotów w Polsce.

PAP: Pozostając przy tematyce samolotowej... co z dostawami samolotów transportowych C-130 Herkules? Po raz kolejny przesunięto termin przylotu pierwszej z maszyn.

B.K.: Wszystkie pięć Herkulesów przyleci w przyszłym roku. Czekamy na Herkulesy w pełni zmodernizowane, takie które będą odpowiadały naszym oczekiwaniom. Chciałbym, aby Amerykanie wywiązali się z tego zobowiązania. Wówczas będzie można powiedzieć, że dla sił powietrznych mielibyśmy wszystko: Herkulesy, CASY, F-16 i modernizowane MiG-29. Zakupimy samolot szkolno-bojowy, a już uczestniczymy w programie C-17 mając dostęp do trzech Globemasterów; jest jeszcze unijny program SALIS, który musi być co prawda renegocjowany z partnerami ukraińskimi, ale wszystko wskazuje na to, że UE będzie się posługiwała dalej ich sprzętem i pilotami.

PAP: Jakie scenariusze rozważane są w kontekście misji w Afganistanie? Zwiększymy nasze zaangażowanie?

B.K. W styczniu przeprowadzimy ocenę działań kontyngentu po pierwszym kwartale od skonsolidowania sił w jednej prowincji Ghazni; wówczas będzie można coś powiedzieć. Na razie trwamy przy tym zaangażowaniu, które jest, czyli 1600 żołnierzach i przy sprzęcie, który tam jest zgromadzony. W ostatnich tygodniach do zadań bojowych weszły Cougary, zwiększyliśmy liczbę Rosomaków. W pionie ministra Zenona Kosiniaka-Kamysza toczą się przygotowania do wyłonienia dostawcy MRAP-ów -ciężkich, dobrze opancerzonych samochodów patrolowych.

PAP: Ale MRAP-y to - w dużym uproszczeniu - odpowiedniki naszych Rosomaków. Żołnierze postulują, że konieczne są LOSPy, takie do 8 ton.

B.K. Będziemy musieli Amerykanom zwrócić Cougary, które od nich otrzymaliśmy. Będziemy musieli zastąpić ten sprzęt podobnym i dlatego ten typ samochodu będzie wyłoniony w pilnej potrzebie operacyjnej. Teraz 40, a reszta w normalnej procedurze przetargowej.

PAP: W kontekście Afganistanu... Co z koniecznymi tam bezpilotowymi środkami rozpoznania; będą nowe zakupy?

B.K. Trwa wyłanianie dostawcy trzech zestawów bezpilotowych środków rozpoznawczych o zasięgu średnim, czyli 250 - 300 km. Zrezygnowaliśmy z pierwotnych planów, by pozyskać kolejną partię bezpilotowców o mniejszym zasięgu. BSR o większym zasięgu pozwolą uzyskać lepszą kontrolę nad prowincją, za która odpowiadamy.

PAP: Wycofaliśmy wojsko z Iraku, do Polski przyjechała grupa osób współpracujących z naszym kontyngentem. Czy wojsko wie co się z nimi dzieje, czy opiekę przejął resort odpowiedzialny za uchodźców?

B.K. W dalszym ciągu czujemy się za nich odpowiedzialni, choć już nie musimy. Zdecydowałem, że mają zamieszkać w obiektach należących do Wojskowej Agencji Mieszkaniowej. MON zapewnia im pierwszy dach nad głową.

PAP: Co się stanie z pracownikami Agencji Mienia Wojskowego po jej likwidacji? Zasilą szeregi Agencji Uzbrojenia?

B.K. W Agencji Uzbrojenia zatrudnionych będzie nie więcej niż 345 osób; idealnie gdyby było tam ok. 300 pracowników. Wśród nich znajdzie się ok. 100 osób, które zostaną przeniesione z Agencji Mienia Wojskowego. Dojdzie do tego 85 osób z Departamentu Zaopatrywania Sił Zbrojnych, który zostanie zlikwidowany, oraz ok. 25 osób z Departamentu Polityki Zbrojeniowej; w AU będzie 57 etatów z BARU - Biura Analiz Rynku Uzbrojenia, Daje to ok. 270 etatów, do tego potrzebnych będzie jeszcze ok. 30. Jeśli ustawy dotyczące likwidacji AMW i powołania AU zostaną przyjęte przez parlament i podpisane przez pana prezydenta, Agencja Mienia zostanie postawiona w stan likwidacji 30 dni po wejściu ustawy w życie. Zobowiązałem się na poprzedniej Radzie Ministrów, że zakończenie procesu jej likwidacji nastąpi do 31 grudnia 2010 r. To krótki czas, ale realny. Podstawowym zadaniem Agencji Uzbrojenia będzie pozyskiwanie sprzętu, uzbrojenia wojskowego i wyposażenia żołnierzy oraz zbywanie tego, co dla wojska zbędne. Nieruchomościami AU nie będzie się zajmowała - większość tych, które ma AMW, zostanie nieodpłatnie przekazana samorządom, lotniska i lądowiska wrócą do wojska. Pojawiło się pytanie co zrobić ze spółkami, co do których najwięcej było zawsze zastrzeżeń, jeśli chodzi o przejrzystość ich funkcjonowania -będą zlikwidowane albo przekazane ministrowi skarbu państwa.

PAP: W lutym odbędzie się w Krakowie nieformalne spotkanie ministrów obrony państw NATO; ma być dyskutowana m.in. kwestia reorganizacji Kwatery. Za czym opowiada się Polska?

B.K.: Za odbiurokratyzowaniem Kwatery Głównej NATO i konsolidowaniem tego co jest podobne. Nie widzę powodu, dla którego miałyby funkcjonować obok siebie tak bardzo rozbudowane struktury - sztab międzynarodowy i międzynarodowy sztab wojskowy; można je spokojnie łączyć. Odbiurokratyzowanie poprawiłoby skuteczność NATO. Jeżeli każda decyzja, jak ta w sprawie ulokowania w Polsce batalionu łączności miałaby iść równie wolno, to trudno sobie wyobrazić zdolność Sojuszu do szybkiego reagowania w sytuacjach kryzysowych.

PAP: Niebawem ma ruszyć proces żołnierzy oskarżonych o zabicie cywili w Afgańskiej wiosce. Jak na ten temat zapatruje się szef MON?

B.K. Żałuję, że sprawa wróciła do sądu, a nie została zwrócona do prokuratury, bo z takimi zastrzeżeniami jakie zgłosiła pierwsza instancja, sprawy by nie było. Można by po prostu zamknąć postępowanie. Ale rozumiem argumenty, które zaważyły na decyzji Sądu Najwyższego. Mam nadzieję, że proces potoczy się teraz szybciej. Im dłużej sprawa dotycząca Nangar Khel będzie się ciągnęła, tym gorzej dla wojska i samych żołnierzy. Niezmiennie liczę, że nasi żołnierze zostaną zrehabilitowani.

ab, pap