Katastrofa w Kosowie

Katastrofa w Kosowie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ulica Billa Clintona jest jedną z głównych alej Prisztiny. To on i USA, według Albańczyków, są ojcami niezależnego Kosowa. Kiedy rok temu ogłaszało niepodległość, nowe państwo z entuzjazmem było witane nie tylko przez Waszyngton, ale i Brukselę. Po roku euforia zniknęła. Albańczycy są o krok od wojny domowej, a Europa zrozumiała, że dochowała się pasożyta, który w dodatku destabilizuje sytuację nie tylko na Bałkanach.
Chyba wszystkie najważniejsze światowe media były obecne w Kosowie 17 lutego 2008 r. Telewizje pokazały, jak brzydkie ulice Prisztiny wypełnia rozentuzjazmowany tłum. W Brukseli całe rondo Schumana, gdzie mieści się siedziba Komisji Europejskiej, wypełniły tysiące samochodów z wywieszonymi albańskimi flagami i  włączonymi klaksonami. Nowe państwo jeszcze nie miało nawet swojej flagi i hymnu. Już następnego dnia po proklamacji przez parlament niepodległości Kosowo uznały m.in. Francja, Niemcy, USA i – jako pierwszy – Afganistan. Polska jako pierwszy kraj słowiański zadeklarowała poparcie dla niepodległej Prisztiny. W tym samym czasie na  ulice Belgradu wyszły setki tysięcy rozgoryczonych i wściekłych Serbów, którzy podpalili ambasady amerykańską, turecką i niemiecką. Niepodległość Kosowa pchnęła Serbię w ramiona Rosji i zaowocowała m.in. podpisaniem przez Belgrad kontraktu z Gazpromem, który mocniej uzależnił ten bałkański kraj od Moskwy.
Więcej możesz przeczytać w 9/2009 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.