Premier Węgier apeluje o szybsze rozszerzenie strefy euro

Premier Węgier apeluje o szybsze rozszerzenie strefy euro

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. Photos.com 
Premier Węgier Ferenc Gyurcsany zaapelował w Brukseli o przyspieszenie rozszerzenia strefy euro, sugerując skrócenie czasu obowiązkowego przebywania w systemie stabilizacji waluty ERM2, który wynosi dwa lata.
"To jest w interesie krajów, które nie należą do strefy euro, ale także w interesie Unii Europejskiej" - powiedział Gyurcsany po spotkaniu z szefem Komisji Europejskiej (KE) Jose Barroso. Jego zdaniem długie pozostawanie w "poczekalni strefy euro" - jak określa się system ERM2 - nie ma wpływu na realne wyniki kraju w zakresie polityki monetarnej.

"Oczywiście spełnienie warunków (przyjęcia euro) jest ważne. (...) Lecz jeśli krajowi uda się spełnić warunki szybciej, to trzeba dać mu szansę na szybsze przystąpienie do strefy euro" - dodał.

"Nie będę teraz rozpoczynał spekulacji o zmianie zasad, to nie zależy od Komisji Europejskiej" - odpowiedział mu Barroso, twierdząc, że kompetentne są w tej sprawie kraje członkowskie oraz Europejski Bank Centralny (EBC).

Wejście do strefy euro poprzedza uczestnictwo w mechanizmie ERM2, gdy przez dwa lata dana waluta jest już związana z euro, a jej kurs może się wahać tylko o plus/minus 15 proc. KE raz wykazała się niewielką elastycznością w stosowaniu dwuletniego terminu: Słowenia zgłosiła akces do ERM2 w czerwcu 2004, natomiast zgodę KE i EBC na przyjęcie euro dostała w maju 2006.

Premier Węgier, które boleśnie odczuwają skutki kryzysu finansowego i gospodarczego, argumentował, że "członkostwo w strefie euro jest najlepszą ochroną przed problemami wywołanymi przez kryzys". Jedną z przyczyn jest fakt, że przyjęcie wspólnej waluty eliminuje ryzyko związane z chwiejnością kursów, której ofiarami padły teraz m.in. Węgry, Polska, Czechy czy Rumunia.

Gyurcsany zaapelował o skoordynowane wsparcie dla sektora bankowego w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, zagrożonego zdaniem niektórych analityków "wyssaniem" przez banki-matki z Europy Zachodniej kapitału - potrzebnego, by ratować pozycję na rodzimym rynku. Węgierski premier powiedział, że "na europejskich bankach i europejskich rządach" spoczywa "wspólna odpowiedzialność".

Nie podał żadnej kwoty, ale wcześniej węgierski rząd szacował, że potrzebny jest specjalny fundusz bankowy wartości ok. 100 mld euro. Za takim planem lobbują obecne w regionie banki, m.in. Raiffeisen, Unicredit, Erste, Societe Generale i KBC, które domagają się środków na rozwinięcie akcji kredytowej w nowych krajach, a także poza UE (Serbia, Ukraina).

Gyurcsany uważa, że na tych zachodnich grupach finansowych, które dostały antykryzysowe wsparcie od swoich rządów, też spoczywa odpowiedzialność. Dlatego zaapelował do nich o pomoc dla ich filii "bez względu na to, gdzie one są".

"W sytuacji kryzysu nie można bronić tylko niektórych części Unii - powiedział. - Poważne zadanie do odegrania ma tutaj Komisja Europejska".

Tutaj także Barroso wypowiedział się wstrzemięźliwie, bo jego zdaniem nie ma potrzeby straszenia inwestorów i konsumentów katastrofą w Europie Środkowo-Wschodniej, która jeszcze nie nastąpiła.

"Nie zaczynajmy debaty o negatywnych scenariuszach, co by było gdyby (...). Nie oczekujcie od KE, że będzie dodawała nowe problemy do już istniejących" - powiedział, ostrzegając przed samospełniającą się przepowiednią.

Szef KE przyznał jednocześnie, że sytuacja banków w Europie Środkowo-Wschodniej będzie jednym z tematów jego spotkania z przywódcami krajów Grupy Wyszehradzkiej, trzech krajów bałtyckich oraz Rumunii i Bułgarii 1 marca w Brukseli, przed nieformalnym antykryzysowym szczytem "27".

ab, pap

Czytaj też: Nudziarz, nie rzecznik!