Ani be, ani me, ani Oscar

Ani be, ani me, ani Oscar

Dodano:   /  Zmieniono: 
Recenzowanie filmu „Lektor” stanowi jeden z tych przypadków, w których szacunek dla opowiedzianej historii mylony jest z jej wartością artystyczną.
Początek jest straszny – nie wiemy dlaczego, jak i po co. Rok 1958, Niemcy. 15-letni Michael (David Kross) przypadkiem nawiązuje kontakt ze starszą od niego o dwadzieścia lat Hanną (Kate Winslet). Jednorazowe spotkanie z czasem przeradza się w kilkumiesięczny romans. Pewnego dnia Hanna znika. Michael spotyka ją po latach na sali sądowej, gdzie jako student prawa śledzi proces strażniczek obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Okazuje się, że jedną z oskarżonych jest Hanna.

Historia o Holokauście powinna bronić się sama – bez hollywoodzkich smaczków i zabiegów. Tymczasem realizacja filmu nie tylko nie dźwiga jej ciężaru, lecz wręcz spłyca. Utkana jest bowiem z prostych, ckliwych zabiegów, które znamy z amerykańskich produkcji. Widz traktowany jest jak empatyczny laik, któremu trzeba pokazać grę kontrastów, bo sam się pewnych rzeczy nie domyśli. I tak, obok scen w sądzie, gdzie dowiadujemy się za jaką okrutną zbrodnię odpowiedzialna jest Hanna, możemy zobaczyć bohaterkę łkającą nad książką, czy matczynie opiekującą się młodszym kochankiem.

Jestem przekonana (niestety), że na wielu odbiorców te chwyty podziałają. Być może dlatego, że działają w większości przypadków. Poza tym, rzecz najważniejsza – „Lektor" opowiada taką, a nie inną historię, wobec której większość Polaków nie potrafi być obojętna. Szacunek dla historii równa się u nas często z pochlebnymi opiniami nawet o najmarniejszej produkcji, a krytyka traktowana jest jako profanacja lub (o zgrozo!) spisek. 
 
Ogrom cierpienia zaznanego przez ludzi podczas drugiej wojny światowej znika w „Lektorze" pod warstwą sztampowych, rozdmuchanych rozwiązań. Film nie wnosi nic nowego – ani artystycznie, ani na polu historyczno-socjologicznej polemiki, jak się szumnie próbuje to określać. Miał być i jest przykładowym wyciskaczem łez. Dla ludzi, którzy już coś wiedzą na temat Holokaustu i chcą wiedzieć więcej jest to stanowczo za mało.

Kiepski scenariusz, kiepska reżyseria, rola Kate Winslet niegodna zapamiętania (a jej charakteryzacja wręcz karykaturalna). Powiedzieć, że film nie zasłużył na żadnego Oscara, to nie nowość. Zastanawia także naśladowanie niemieckiego akcentu przez aktorów. Pytanie – po co? Nie grają oni przecież Niemców mówiących po angielsku, więc taka próba wynagrodzenia tego stanu rzeczy jest niedorzeczna.

Ciężko przyznać, ale po obejrzeniu „Lektora" nie wyszłam z kina ani trochę wstrząśnięta (no chyba że zaskakująco niskim poziomem). Piękna historia, ale film - banalny.

"Lektor" (The Reader), reż. Stephen Daldry, Niemcy, USA, 2008

[[mm_1]]