Przed środowym spotkaniem prezydentów Dmitrija Miedwiediewa i Baracka Obamy „Washington Post” ocenia, że „reset”, który w stosunkach z Rosją ogłosiła administracja Stanów Zjednoczonych, może oznaczać co innego dla obu stron.
Według dziennika Rosja oczekuje, że to strona amerykańska musi „zresetować" swoje podejście do Rosji i spornych spraw między oboma krajami.
Jako dowód „Washington Post" cytuje słowa ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa: „Praktycznie w każdej problematycznej kwestii, którą odziedziczyliśmy po ośmiu latach (rządów Busha), administracja Obamy, jak rozumiem, dokonuje rewizji, co witamy z zadowoleniem" – tak komentował „reset” Ławrow w wywiadzie dla „Financial Times”.
Moskwa oczekuje przede wszystkim – pisze „Washington Post" – że Stany Zjednoczone zaakceptują istnienie tego, co w czasach radzieckich było „strefą wpływów" ZSRR. Dziś prezydent Dmitrij Miedwiediew mówi o „regionie uprzywilejowanych interesów” Rosji na obszarze dawnego bloku wschodniego.
Waszyngton natomiast nie uważa – zdaniem dziennika – by zmiana miała nastąpić tylko po jednej stronie. Administracja Obamy ma nadzieję na poprawę relacji z Rosją w kilku sferach: sprawie programu atomowego Iranu, wojny w Afganistanie, walki z terroryzmem oraz rozpowszechnienia broni jądrowej. Przy tym, nie zdradza woli pogodzenia się z „uprzywilejowaniem" Rosji w sąsiadujących z nią krajach.
Gazeta przypomina, że kiedy wiceprezydent USA Joe Biden ogłosił „reset" w stosunkach w Rosją, odrzucił zarazem koncepcję „stref wpływów". Obama zaś powiedział, że „centralnym przekonaniem” jego administracji pozostaje uznanie aspiracji państw dążących do członkostwa w NATO.
„Washington Post" przypomina, że chodzi o dwie poradzieckie republiki, Ukrainę i Gruzję, chcące dołączyć do Sojuszu – co budzi gwałtowny sprzeciw Rosji.
„Innymi słowy, administracja (Obamy) uważa, że może rozwijać konstruktywne relacje z Rosją bez poświęcania interesów jej sąsiadów. Czy taki ‘reset’ będzie do zaakceptowania przez Miedwiediewa czy też faktycznie rządzącego Rosją premiera Władimira Putina, dopiero zobaczymy" – konkluduje dziennik.
PAP
Jako dowód „Washington Post" cytuje słowa ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa: „Praktycznie w każdej problematycznej kwestii, którą odziedziczyliśmy po ośmiu latach (rządów Busha), administracja Obamy, jak rozumiem, dokonuje rewizji, co witamy z zadowoleniem" – tak komentował „reset” Ławrow w wywiadzie dla „Financial Times”.
Moskwa oczekuje przede wszystkim – pisze „Washington Post" – że Stany Zjednoczone zaakceptują istnienie tego, co w czasach radzieckich było „strefą wpływów" ZSRR. Dziś prezydent Dmitrij Miedwiediew mówi o „regionie uprzywilejowanych interesów” Rosji na obszarze dawnego bloku wschodniego.
Waszyngton natomiast nie uważa – zdaniem dziennika – by zmiana miała nastąpić tylko po jednej stronie. Administracja Obamy ma nadzieję na poprawę relacji z Rosją w kilku sferach: sprawie programu atomowego Iranu, wojny w Afganistanie, walki z terroryzmem oraz rozpowszechnienia broni jądrowej. Przy tym, nie zdradza woli pogodzenia się z „uprzywilejowaniem" Rosji w sąsiadujących z nią krajach.
Gazeta przypomina, że kiedy wiceprezydent USA Joe Biden ogłosił „reset" w stosunkach w Rosją, odrzucił zarazem koncepcję „stref wpływów". Obama zaś powiedział, że „centralnym przekonaniem” jego administracji pozostaje uznanie aspiracji państw dążących do członkostwa w NATO.
„Washington Post" przypomina, że chodzi o dwie poradzieckie republiki, Ukrainę i Gruzję, chcące dołączyć do Sojuszu – co budzi gwałtowny sprzeciw Rosji.
„Innymi słowy, administracja (Obamy) uważa, że może rozwijać konstruktywne relacje z Rosją bez poświęcania interesów jej sąsiadów. Czy taki ‘reset’ będzie do zaakceptowania przez Miedwiediewa czy też faktycznie rządzącego Rosją premiera Władimira Putina, dopiero zobaczymy" – konkluduje dziennik.
PAP