Pierwsze nieprawidłowości w kampanii do PE

Pierwsze nieprawidłowości w kampanii do PE

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mimo tego, że kampania do Parlamentu Europejskiego nie wystartowała jeszcze na dobre, monitorująca jej finansowanie Fundacja Batorego już wskazuje uchybienia. Pierwszy wniosek: partie i kandydaci starają się omijać prawo.
Kampania wyborcza może być finansowana jedynie przez komitety wyborcze. Wysokość środków, jakie mogą być przeznaczone na kampanię do PE, jest ograniczona: to nieco ponad 10 mln zł.

Dla porównania: limit wydatków na kampanię w krajowych wyborach do Sejmu i Senatu to ok. 30 mln. Dlatego partie - co wykazuje Fundacja Batorego - uciekają się do obchodzenia przepisów dotyczących sposobu finansowania kampanii.

"Jako że nie jesteśmy instytucją śledczą, tylko organizacją pozarządową, możemy wskazywać nie tylko wprost naruszenia prawa, ale też sytuacje, które w naszej ocenie są dwuznaczne, czy służące obejściu prawa" - powiedział Adam Sawicki z Programu Przeciwko Korupcji Fundacji Batorego.

Według Fundacji, jeden z przypadków nieprawidłowości dotyczy europosła PSL Czesława Siekierskiego, który za pośrednictwem billboardów z własnym wizerunkiem i adresem internetowym zapraszał na "spotkania europejskie". Na materiałach nie było żadnej informacji, że to materiał komitetu wyborczego PSL, co oznacza, że prawdopodobnie nie był on finansowany przez ten komitet.

"Oczywiście europarlamentarzyści mają pewną pulę środków, która im pozwala na propagowanie swoich dokonań, nawet teraz w okresie wyborczym. Natomiast cykl spotkań, czy billboardów promujących wizerunek danej osoby tak naprawdę sprawia wrażenie materiałów wyborczych" - podkreślił Sawicki.

Podobny problem odnosi się do innego europosła lidera centrolewicowego "Porozumienia dla Przyszłości" Dariusza Rosatiego, który poprzez billboardy zaprasza do udziału w organizowanej przez siebie Akademii Europejskiej.

Sawicki zwraca uwagę, że w tym przypadku reklamowane jest nie tylko działanie w postaci organizowania kursów, ale też wizerunek kandydata do PE. "To może sugerować, że ma to związek z wyborami, a koszty poniesione na taką kampanie nie są wliczone w limit komitetu wyborczego" - zaznaczył ekspert.

Jeszcze inny sposób, który może być próbą obejścia limitu wydatków na kampanię, to zorganizowanie wiecu przez młodzieżówkę partyjną.

Pod koniec marca Młodzi Demokraci zorganizowali w Poznaniu "Marsz poparcia dla udziału w wyborach do Parlamentu Europejskiego". W ramach tego spotkania - zaznacza Sawicki - rozdawano chorągiewki i baloniki PO, niesiono też transparent z wizerunkiem i danymi europosła Filipa Kaczmarka, który jest liderem wielkopolskiej listy Platformy w czerwcowych wyborach.

"Można powiedzieć, że było to działanie zdecydowanie propagujące partię i danego kandydata" - zwraca uwagę Sawicki. Jak podkreślił, za taki happening powinien płacić komitet wyborczy.

Z kolei na Podkarpaciu Izba Rolnicza zorganizowała spotkanie kandydatce PSL Joannie Jareckiej-Gomez pod hasłem "Pierwsza Polka w europarlamencie" (Gomez pracowała w PE, ostatecznie nie kandyduje z powodów osobistych). "Spotkanie to nie było organizowane jako spotkanie wyborcze, nie było też finansowane przez komitet wyborczy PSL" - powiedział Sawicki.

Pole do nadużyć - jego zdaniem - daje również internet. Na przykład na stronie kieleckiego portalu internetowego Echo Dnia pojawiał się banner reklamowy Konstantego Miodowicza, "numeru dwa" na tamtejszej liście PO. Nie był on jednak oznaczony jako materiał komitetu wyborczego. "Ponieważ ten banner nie jest oznaczony jako materiał wyborczy, jego koszty nie zostaną umieszczone w sprawozdaniu wyborczym PO" - zwrócił uwagę Sawicki.

W tym samym Echu Dnia zamieszczono informację o konkursie, w którym można było wygrać bilety na mecz finału pucharu Polski w piłce ręcznej. 100 biletów ufundował... Konstanty Miodowicz (obok informacji zdjęcie polityka).

"Pytanie z jakich środków to jest fundowane, czy z prywatnych, czy z jego biura poselskiego? Nie zmienia to jednak faktu, że jest to rodzaj kampanii wyborczej" - ocenił Sawicki.

Jego zdaniem, wszystkie te wybiegi wynikają m.in. z tego, że na kampanie do PE jest zbyt niski limit wydatków. "Będzie dosyć nagminne, że będą odbywać się spotkania, na których kandydat opowiada o różnych kwestiach, a przy okazji wspomni o swoim kandydowaniu i będzie to organizowanie np. przez lokalną izbę gospodarczą. To są przykłady na obejście limitów wydatków" - oświadczył ekspert.

Projekt monitoringu prowadzony przez Fundację im. Stefana Batorego opiera na dwóch poziomach: centralnym i lokalnym. Na poziomie centralnym monitorowane są wydatki przeznaczane na kampanię medialną, czyli na billboardy, reklamy w telewizji, radiu, prasie regionalnej i krajowej.

W ramach monitoringu na poziomie lokalnym Fundacja współpracuje z kilkudziesięcioma wolontariuszami z całego kraju, którzy m.in. ocenią spotkania kandydatów z wyborcami pod kątem poniesionych na nie wydatków, obserwować będą też reklamy wyborcze w lokalnych portalach.

Wstępny raport ma być ogłoszony tuż przed wyborami. Opublikowane zostaną w nim szacunkowe wydatki wyborcze, które poniosły komitety i zauważone nieprawidłowości w toku kampanii. Końcowy raport zostanie opublikowany w grudniu po dokonanej przez Fundację analizie sprawozdań wyborczych złożonych do PKW przez komitety wyborcze.

ab, pap

Całkiem nowy hymn PiSu. Video