Tonący okręt PiS-u

Tonący okręt PiS-u

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wszystko wskazuje na to, że w ślady Wojciecha Mojzesowicza może pójść więcej posłów PiS.
Nie od dziś wiadomo, że w klubie Prawa i Sprawiedliwości są posłowie, którzy chętnie zmieniliby klubowe barwy. A i sam PiS wydaje się partią coraz mniej otwartą, coraz bardziej wodzowską, partią, w której nie ma miejsca na merytoryczne dyskusje, a jedynie na posłuszne wykonywanie dyrektyw prezesa. To między innymi z powodu takiego wizerunku, PiS coraz bardziej traci w sondażach. Jeśli w czasie tej sondażowej burzy, zaczną się masowe odejścia z klubu, okręt PiS-u może zatonąć.
 
Tę krytyczną sytuację prezes Jarosław Kaczyński zafundował sobie na własne życzenie. Jego wielkim błędem było wyrzucenie w atmosferze skandalu Ludwika Dorna,  posła o wybitnej sprawności intelektualnej. Wielkim błędem były niefortunne wypowiedzi obrażające np. internautów. Wielkim błędem było doprowadzenie do sytuacji, która spowodowała, że z Prawa i Sprawiedliwości odszedł tak rozsądny człowiek jak Paweł Zalewski. Błędem i to kardynalnym jest teraz proces ze Stefanem Niesiołowskim i Ludwikiem Dornem. Nie przysparza to zwolenników prezesowi, a jego partię ukazuje w niekorzystnym świetle jako organizację kłótliwą, zajętą głupimi personalnymi wojenkami.
 
Jeśli prezes PiS - polityk bądź co bądź bardzo doświadczony – chce pozostać na scenie politycznej,
powinien z kolejnego już odejścia prominentnego działacza swej partii wyciągnąć wreszcie właściwe wnioski. Wniosek zasadniczy to taki, że PiS, by   zatamować „upływ partyjnej krwi", musi natychmiast skończyć z kłótniami, personalnymi oraz szukaniem wrogów i "układu". A jeśli prezes Kaczyński myśli o powrocie do władzy, musi otworzyć swoją partię na młodych ludzi i nowe pomysły i idee. Inaczej może skończyć tak jak AW "S".