W Europie wygrała prawica

W Europie wygrała prawica

Dodano:   /  Zmieniono: 
photos.com
Mimo kryzysu gospodarczego, socjaliści przegrali w zakończonych w niedzielę wyborach do Parlamentu Europejskiego (PE) z partiami prawicowymi i centroprawicowymi.
"Według szacunków, nasze partie przegrały z socjalistami tylko na Słowacji i Malcie" - powiedziały PAP źródła w chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej (EPL), w której zasiada PO i PSL.

Według wstępnych szacunków spływających do siedziby Parlamentu Europejskiego w Brukseli ze stolic państw UE, frakcja Europejskiej Partii Ludowej (EPL) utrzyma pozycję lidera w liczącym 736 deputowanych europarlamencie.

W warunkach kryzysu gospodarczego socjaldemokratom nie udało się uwieść wyborców krytyką kapitalizmu i zdobyć punktów na rosnącym bezrobociu. Frakcja Europejskich Socjalistów będzie musiała zadowolić się drugim miejscem w PE i to nawet po zapowiadanym opuszczeniu frakcji EPL przez konserwatystów brytyjskich.

Według sondaży, socjaliści przegrali z chadekami w wielu krajach UE w tym największych jak Francja, Hiszpania czy Niemcy.

We Francji socjaliści uzyskali tylko 17,5 proc. poparcia (pięć lat temu 31 proc.), w Hiszpanii rządząca PSOE przegrała z Partią Ludową stosunkiem 40,5 do 43 proc., w Niemczech SPD dostała 21 proc. (w 2005 roku 21,5 proc.). Podobnie lewica przegrała w Wielkiej Brytanii, we Włoszech i w Polsce. Bardzo spektakularną porażkę poniosła rządząca Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP), która zdobyła zaledwie cztery mandaty, o pięć mniej niż w wyborach sprzed pięciu lat.

Zwycięstwo chadeków przesądza, że to ta rodzina polityczna mianuje szefa Komisji Europejskiej. Kandydatem EPL jest obecny przewodniczący, Portugalczyk Jose Manuel Barroso.

Frekwencja w kończących się w niedzielę wyborach do Parlamentu Europejskiego (PE) wyniosła 43,01 proc. i była najniższa w historii - wynika z opublikowanych przez PE wstępnych wyników na godzinę 20.50.

W wyborach przed pięciu laty frekwencja wyniosła 45,47 proc. Spadała ona z każdym głosowaniem od pierwszych wyborów powszechnych do Parlamentu Europejskiego w 1979 roku, kiedy wyniosła 61,99 proc.

Wstępne wyniki wskazują na znaczący spadek frekwencji w wielu krajach, także tam, gdzie głosowanie jest obowiązkowe, jak w Belgii i Grecji.

Była ona nieznacznie mniejsza w Niemczech (42,5 proc. w porównaniu z 43 proc. w 2004 roku), we Włoszech (o godz. 19:00 52,8 proc. w porównaniu z 57,5 proc.), Francji (ok. 40 proc. wobec 42,76 proc.) czy Rumunii (o godz. 18:00 czasu polskiego 21,63 proc. wobec 27,3 proc. w głosowaniu w 2007 roku) i na Cyprze (59,4 proc. wobec 72,5 proc.). Najniższa w historii frekwencja była m.in. na Litwie (o godz. 19:00 15 proc.) i w Grecji - 55 proc.

W Polsce na cztery godziny przed zakończeniem głosowania frekwencja wynosiła 18,24 proc. - podała Państwowa Komisja Wyborcza. W wyborach do PE pięć lat temu o tej godzinie frekwencja wyniosła 15,40 proc.

Centroprawicowa partia Lud Wolności premiera Włoch Silvio Berlusconiego wygrała wybory do Parlamentu Europejskiego (PE) - wynika z prognoz, podanych  tuż po godzinie 22.00, kiedy zamknięto lokale wyborcze we Włoszech.

Na podstawie kilku sondaży, przeprowadzonych między innymi dla dziennika "La Repubblica", agencja ANSA poinformowała, że rządząca centroprawica otrzymała od 39 do 43 procent głosów, a największa siła opozycji, Partia Demokratyczna - od 27 proc. do 31 proc.

Koalicyjny sojusznik ugrupowania Berlusconiego - prawicowa Liga Północna uzyskała od 6,5 do 10,5 proc.

Czteroprocentowy próg wyborczy przekroczyły także Włochy Wartości Antonio Di Pietro (od 5 do 8 proc.) i centrowa postchadecka UDC (3,7-5,7 proc.).

Według wstępnych danych włoskiego MSW frekwencja we Włoszech wyniosła ok. 56,3 procent.

Hiszpańscy konserwatyści kilkoma procentami wygrali z rządzącymi socjalistami w niedzielnych wyborach do Parlamentu Europejskiego - wynika z sondażu exit polls opublikowanego przez prywatne radio Cadena Cope.

Partia Ludowa (PP) zdobyła, według tego sondażu, 43 proc. głosów, a socjaliści (PSOE) 40,5 proc.

Według instytutu Demoscopio oznaczałoby to 23-24 mandaty europosłów dla PP i 21-22 dla PSOE.

Hiszpania ma 50 deputowanych w Parlamencie Europejskim.

Prawicowa Unia na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP) prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego wygrała niedzielne wybory do Parlamentu Europejskiego zdobywając ponad 28 proc. głosów - wynika z pierwszych prognoz OpinionWay/Fiducial, podanych przez telewizje TF1 i LCI po zamknięciu lokali wyborczych we Francji o godzinie 20.

Według tego sondażu, lista rządzącej UMP w koalicji z małą partią Nowe Centrum wyprzedziła Partię Socjalistyczną, która uzyskała 16,8 proc. poparcia.

Dużą niespodzianką jest trzecie miejsce i bardzo dobry wynik listy Ekologicznej Europy, prowadzonej przez Daniela Cohn-Bendita, z 15,1 proc. Ugrupowanie to zdystansowało następny w kolejności MoDem (Ruch Demokratyczny) pod wodzą Francois Bayrou - 8,5 proc., któremu przedwyborcze sondaże dawały wynik niemal dwukrotnie wyższy.

Ten sam sondaż wskazuje, że po kilka mandatów w PE uzyskają jeszcze następne w kolejności cztery listy: Front Lewicy (w tym komuniści), nacjonalistyczny Front Narodowy Jean-Marie Le Pena, Nowa Partia Antykapitalistyczna oraz francuska gałąź partii Libertas.

Bardzo podobne prognozy rezultatów podał TNS-Sofres. Według przewidywań tego ośrodka, frekwencja wyniosła około 40 proc., czyli byłaby najniższa w historii wyborów do Parlamentu Europejskiego we Francji.

Premier Francois Fillon z UMP skomentował w niedzielę wieczorem triumf swojej partii jako "rezultat francuskiej prezydencji w Unii Europejskiej pod wodzą prezydenta Republiki".

"To pierwszy raz od 1984 roku, kiedy większość prezydencka zwycięża w wyborach do Parlamentu Europejskiego" - podkreślił Fillon dodając, że sukces ten zachęca rząd do walki z kryzysem ekonomicznym. Nawiązując pośrednio do sukcesu partii ekologicznej, premier zaznaczył, że wielkim wyzwaniem dla rządzących jest walka z ociepleniem klimatu.

Szefowa socjalistów Martine Aubry komentując wyniki wyborów podkreśliła bardzo niską frekwencję, zwłaszcza wśród biedniejszych warstw społecznych. Podkreśliła, że bierze pełną odpowiedzialność za słabszy od oczekiwanego wynik swojej partii.

Ciesząc się z dobrego rezultatu, Cohn-Bendit powiedział, że chciałby "kontynuować tę wspaniałą przygodę, jaką jest zjednoczenie sił ekologów".

Opozycyjna konserwatywna partia Fidesz zdecydowanie wygrała na Węgrzech niedzielne wybory do Parlamentu Europejskiego (PE) z wynikiem 67 proc. - wynika z sondaży podanych po zamknięciu lokali wyborczych o godz. 19.00.

Według instytutu Szonda Ipsos partia byłego premiera Viktora Orbana będzie miała w PE 16 a według instytutu Szazadveg nawet 17 z 22 eurodeputowanych przypadających Węgrom. To o czterech lub pięciu więcej niż w minionej kadencji PE. Przedstawiciele Fideszu należą do największej w PE Europejskiej Partii Ludowej.

Spektakularna porażkę i drugie miejsce zajęła rządząca Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP) w wynikiem 19 proc. Zdobyła zaledwie cztery mandaty, o pięć mniej niż w wyborach sprzed pięciu lat.

Ponadto, jednego lub dwóch eurodeputowanych ma mieć skrajnie prawicowy Ruch na rzecz Lepszych Węgier.

Porażkę odnieśli liberałowie ze Związku Wolnych Demokratów, którzy nie wyślą do Brukseli i Strasburga ani jednego eurodeputowanego; dotychczas mieli dwóch.

Według Szonda Ipsos frekwencja wyniosła około 35 proc., nieco mniej niż w 2004 roku, kiedy głosowało 38,5 proc. uprawnionych.

Skrajni nacjonaliści flamandzcy ponieśli porażkę w niedzielnych wyborach europejskich i regionalnych w Belgii. Duże poparcie zyskali flamandzcy chadecy premiera Hermana Van Rompuy, a także francuskojęzyczni Zieloni.

W federalnej Belgii jednocześnie z wyborami do Parlamentu Europejskiego odbywały się wybory regionalne.

Ze wstępnych wyników publikowanych przez media wynika, że prawicowy, głoszący ksenofobiczne hasła Vlaams Belang zyskał w wyborach regionalnych ok. 13 proc. głosów, tracąc 12 punktów procentowych w porównaniu z wyborami w roku 2004. Ich elektorat przeszedł na stronę dwóch innych partii: 12 proc. zyskali żądający niepodległości Flandrii nacjonaliści z N-VA, zaś partia zwolennika większej flamandzkiej autonomii, skrajnie liberalnego populisty Jean-Marie Dedeckera zyskała ok. 8 proc. głosów.

Flamandzcy chadecy CD&V zyskali 26 proc. poparcia a ich koalicyjni partnerzy, liberałowie z Open VLD 14 proc., tracąc 5 proc. Socjaliści dostali 16 proc.

Po stronie francuskojęzycznej, wygrali niespodziewanie rządzący socjaliści, którym sondaże wróżyły zły wynik, dostając 28 proc. głosów. Tuż za nimi uplasowali się liberałowie z 27 proc. Na Zielonych z partii Ecolo głosowało 17 proc.

Jeśli chodzi o głosowanie do PE, to wstępne wyniki z części obwodów podane przez flamandzką telewizję publiczną VRT są podobne: dają zwycięstwo chadekom z CD&V (22,5 proc.). Kolejni są: socjaliści (19,6 proc.), liberałowie (17,2 proc.), Vlaams Belang (13,9 proc. - w porównaniu z 23,1 proc. w 2004 r.), nacjonaliści z N-VA (11,9 proc.), flamandzcy Zieloni (6,9 proc.) i populistyczna lista Dedeckera (6,1 proc.). Wyniki głosowania w obwodach francuskojęzycznych nie są jeszcze znane.

Wybory regionalne przyciągały w Belgii większą uwagę niż do Parlamentu Europejskiego, bo zależy od nich przyszłość kraju pogrążonego w kryzysie instytucjonalnym od wyborów parlamentarnych w 2007 roku.

Po wyborach mają bowiem rozpocząć się negocjacje frankofonów i Flamandów w sprawie decentralizacji kraju, czego od dawna domagają się mieszkańcy Flandrii. Wzmocnienie partii separatystycznych w wyborach regionalnych grozi tym, że nie przetrwa utworzona w bólach delikatna koalicja rządu federalnego, którą tworzy pięć partii - trzy francuskojęzyczne walońskie i dwie flamandzkie. A to oznaczałoby kolejne wybory federalne.

pap, keb