Abp. Gocłowski zeznawał w sądzie dziewięć godzin

Abp. Gocłowski zeznawał w sądzie dziewięć godzin

Dodano:   /  Zmieniono: 
abp. Tadeusz Gocłowski (fot. WPROST) Źródło: Wprost
Zeznający jako świadek w procesie dotyczącym afery finansowej w kościelnym wydawnictwie Stella Maris, były metropolita gdański abp. Tadeusz Gocłowski, był przesłuchiwany blisko dziewięć godzin w gdańskim sądzie okręgowym. - Z treści zeznań arcybiskupa wynika, że o trudnej sytuacji i nieprawidłowościach w Stella Maris dowiedział się dopiero później, tj. ok. 2002 roku - wyjaśnił po przesłuchaniu prokurator Strzelecki. I dodał: "Zeznanie nie było przełomowe".
Przesłuchanie abp. Gocłowskiego, bez udziału dziennikarzy, odbyło się na terenie gdańskiej kurii biskupiej, ponieważ biegły lekarz sądowy uznał w swojej opinii, że przesłuchiwanie abp. Gocłowskiego w sądzie może negatywnie wpłynąć na stan jego zdrowia. Hierarcha cierpi bowiem na dolegliwości kardiologiczne.

- Zawsze świadek ma prawo być chory. To nie jest precedens, to nie jest nic nadzwyczajnego, że rozprawa odbywa się poza sądem. Wierzę w to, że taki świadek jak ksiądz arcybiskup będzie świadkiem wiarygodnym - powiedział dziennikarzom przed wejściem do kurii obrońca jednego z oskarżonych Jacek Potulski.

O nieprawidłowościach dowiedział się rok później

Prokurator Przemysław Strzelecki przed przesłuchaniem podkreślał, że przesłuchanie abp. Gocłowskiego ma ustalić, w jakim zakresie osoby bezpośrednio zaangażowane w działalność wydawnictwa informowały go o sytuacji w firmie. - Oczekuję tego, że ks. arcybiskup przekaże nam swoją wiedzę na temat tego, jaki był stan jego wiedzy o sytuacji w wydawnictwie, czy były osoby, które mu taką wiedzę przekazywały i jak to się odbywało, w sposób formalny czy bardziej nieformalny - dodał.

Jednak już po przesłuchaniu prokurator Strzelecki powiedział, że zeznania abp. Gocłowskiego, podobnie jak te ze śledztwa prokuratorskiego, nie były przełomowe. - Z treści zeznań arcybiskupa wynika, że o trudnej sytuacji i nieprawidłowościach w Stella Maris dowiedział się dopiero później, tj. ok. 2002 roku - wyjaśnił. I dodał: "Ksiądz arcybiskup był w dobrej formie. Na pytania odpowiadał rzeczowo. To, że przesłuchanie trwało tak długo, wynikło z szeregu pytań sądu, ale także i stron".

Jest więcej osób zamieszanych w tę sprawę

Dwóch głównych oskarżonych w procesie Stella Maris to 60-letni b. kapelan abp. Gocłowskiego i jego pełnomocnik w Stella Maris, ks. Z.B. oraz 45-letni b. dyrektor wydawnictwa, syn znanego trójmiejskiego adwokata T.W. - sąd pozwolił jedynie na podawanie inicjałów oskarżonych. Na ławie oskarżonych zasiada też m.in. współwłaściciel dwóch firm konsultingowych z Gdyni J.B., który w latach PRL był pracownikiem cenzury. Wszyscy odpowiadają przed sądem za współudział w przywłaszczeniu w latach 1997-2001 mienia ponad 20 spółek handlowych na kwotę ponad 67 mln zł, pranie pieniędzy oraz uszczuplenia podatkowe na szkodę Skarbu Państwa w wysokości kilkunastu milionów złotych. Grozi im do 10 lat więzienia.

Jak działali?

Według prokuratury, afera Stella Maris polegała na tym, że firmy konsultingowe J.B. i jego oskarżonego wspólnika K.K. zawierały z różnymi spółkami kontrakty na doradztwo, których wykonanie powierzali z kolei kościelnemu wydawnictwu. W rzeczywistości usługi te były całkowicie fikcyjne i zlecenia nigdy nie zostały wykonane. Pieniądze ze spółek, które zlecały fikcyjne usługi B. i K., przelewane były najpierw na konta ich firm, a później, po odjęciu kilku procent, do Stella Maris. Wydawnictwo pobierało kolejne kilka procent prowizji i na końcu większość pieniędzy wracała do osób zarządzających spółkami. Stella Maris, działając jako podmiot gospodarczy w ramach archidiecezji gdańskiej, była zwolniona z podatku dochodowego od osób prawnych w części przeznaczonej na cele statutowe Kościoła.

pap, dar