Republika absolutna

Republika absolutna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po marcowych wyborach prezydenckich w Rosji zapadła cisza. I to taka, od której dźwięczy w uszach, bo niespodziewana
Obywatele przewidywali szybkie i zdecydowane posunięcia, tymczasem nowy szef państwa - ucieleśnienie woli i energii - milczał. Brakuje mu doświadczenia? A może wszystko było grą pozorów i Putin jest po prostu słabym prezydentem? - zastanawiano się. Rosyjski przywódca zachowywał się tak, jakby realizował dziecięce marzenia: latał ponaddźwiękowym myśliwcem bombardującym, obserwował rakiety startujące z pokładu okrętu wojennego, raz odegrał nawet rolę traktorzysty. Poza tym robił niewiele, ale tylko na pozór.
Powyborczy bezruch w wielkiej polityce trwał niespełna dwa miesiące i - jak się okazało - była to cisza przed burzą. Władimir Putin przygotowywał rewolucję w strukturach władzy. Rosyjscy wyborcy chcieli widzieć na miejscu starego, zniedołężniałego Borysa Jelcyna młodego i silnego przywódcę, który byłby w stanie zaprowadzić w kraju porządek. Putin zrozumiał, że to wystarczy do wygrania wyborów, ale będzie niewystarczające do rządzenia państwem. Bo tak naprawdę ludzie oczekują od swojego lidera wskazania drogi prowadzącej ku rozkwitowi. Cel jest jasny, tyle że co najmniej od kilkunastu lat wszyscy kolejni przywódcy tylko się od niego oddalali.

Nie tak dawno jeszcze kremlowscy wodzowie panowali nad jedną szóstą lądów, a ich imperium nazywało się Związkiem Radzieckim. Teraz ich władzy podlega ósma część globu, ale i to państwo mogli stracić. Frederick Forsyth nie był jedynym, kto wyobraził sobie upadek Rosji. Wizje rozkładu federacji, poparte silnymi argumentami, roztaczali trzeźwi i zorientowani w politycznej rzeczywistości intelektualiści. Jelcyn nienawidził komunistów, walczył z nimi z zajadłością neofity. Ale nie był też demokratą i chyba nie bardzo to pojęcie rozumiał. Był w gruncie rzeczy autokratą zafascynowanym tylko niektórymi przejawami demokracji. Nigdy nie walczył z wolnością słowa, ale godził się na zwyrodnienie prasy. Swoboda wypowiedzi przybrała w Rosji formę współżycia oligarchicznych klanów, wykorzystujących media jako pole walki do rozwiązywania swoich konfliktów.
"Bierzcie tyle władzy, ile zdołacie przełknąć" - powiedział Jelcyn w 1993 r. przywódcom rosyjskich regionów. I oni skwapliwie z tego skorzystali. Niektóre obwody i autonomiczne republiki zmieniły się w udzielne księstwa.
Gubernatorzy i prezydenci tworzyli własne prawa, często sprzeczne z konstytucją. Jako senatorowie zasiadający w Radzie Federacji, decydowali o losach całego państwa. Gubernatorski fotel dawał parlamentarny immunitet i nieograniczoną niemal władzę nad całym regionem.
Putin postanowił naprawić błędy poprzednika. Najpierw zdecydował się na odebranie regionalnym kacykom władzy, którą tak rozrzutnie obdarował ich poprzedni prezydent. Podzielił więc Rosję na siedem wielkich okręgów federalnych i na ich czele postawił swoich pełnomocnych przedstawicieli. Dał im władzę nadrzędną wobec przywódców obwodów i republik i uczynił to w prosty sposób. Będą panować nad przepływem środków budżetowych oraz nadzorować wszystkie federalne organa władzy: oddziały Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Federalnej Służby Bezpieczeństwa, policji podatkowej, sądy itp. To był dla gubernatorów cios, ale nie ostatni i nie najmocniejszy. Putin pozbawił ich przyznawanych automatycznie senatorskich foteli i przywilejów, a zarazem wprowadził mechanizm zdejmowania z urzędów lokalnych przywódców. W obydwu wypadkach kremlowska argumentacja nie daje możliwości poważnej polemiki. Gubernatorzy powinni się zajmować sprawami regionów, zamiast siedzieć w stolicy i bawić się w politykę - tłumaczył Putin. W Radzie Federacji zasiądą przedstawiciele regionalnych władz, tworząc w ten sposób profesjonalny senat. Nie ma też powodu, by w uzasadnionych wypadkach nie zdejmować ze stanowisk szefów regionalnej administracji, jeśli konstytucja przewiduje taką możliwość w stosunku do samego prezydenta. Pozbawionych immunitetu gubernatorów będzie teraz można stawiać przed sądem, a na czas śledztwa i procesu prezydent będzie miał prawo zawiesić ich w pełnieniu obowiązków. W ten sposób Putin buduje wertykalną strukturę władzy, w której wszystko zależy od Kremla, a lokalni przywódcy stają się jedynie administratorami.
Na najważniejsze figury w nowym systemie władzy regionalnej wyrastają prezydenccy przedstawiciele w siedmiu nowych okręgach federalnych. Jest wśród nich tylko dwóch cywilów - były premier Siergiej Kirijenko (w okręgu nadwołżańskim w Niżnym Nowgorodzie) i były ambasador Rosji w Polsce, a później minister do spraw WNP Leonid Draczewski (w okręgu syberyjskim ze stolicą w Nowosybirsku). Północnym Kaukazem rządzić będzie z Rostowa nad Donem gen. Wiktor Kazancew, dowódca wojsk walczących od kilku miesięcy w Czeczenii, w Jekaterynburgu zaś zasiądzie szef okręgu uralskiego, a ostatnio wicepremier i minister spraw wewnętrznych, gen. Piotr Łatyszew. Daleki Wschód (siedziba w Chabarowsku) przypadł w udziale gen. Konstantynowi Pulikowskiemu, dowódcy rosyjskich wojsk podczas pierwszej wojny w Czeczenii. Do Petersburga (okręg północno-zachodni) Putin wysłał swojego przyjaciela, wicedyrektora Federalnej Służby Bezpieczeństwa, gen. Wiktora Czerkiesowa. Wreszcie okręg centralny, ale bez Moskwy, dostał się gen. Giennadijowi Połtawczence. Granice nowych federalnych okręgów niemal idealnie pokrywają się z granicami okręgów wojskowych, co też ułatwi panowanie nad krajem.
Paradoksalnie zaprowadzenie dyscypliny w rosyjskich regionach stało się dla Kremla ważniejsze (i trudniejsze) niż kierowanie nowym rządem, którego siedzibą jest Moskwa. Podlega on bezpośrednio i bezwzględnie prezydentowi. Głównym kryterium doboru ministrów powinny być więc przede wszystkim ich profesjonalne talenty i skuteczność w działaniu. Nie jest ważna ewentualna przynależność partyjna, bo tak naprawdę żaden z nich nie mógłby walczyć o interesy swojego ugrupowania. W Rosji nie rządzą partyjne koalicje, tylko osobiście zatwierdzający skład gabinetu prezydent. A gabinet skompletowany zgodnie z jego wolą okazał się nowy-stary. Putin pozostawił prawie wszystkich szefów resortów "siłowych", czyli podległych bezpośrednio jemu. Więcej zmian personalnych dokonano w resortach ekonomicznych. Gospodarką rządzić będzie wicepremier Aleksiej Kudrin, który zgodnie z oczekiwaniami premiera Kasjanowa miał być tylko ministrem finansów, ale Putin zdecydował inaczej. Ministerstwo Rozwoju Gospodarczego i Handlu powołano dla czołowego stratega nowej kremlowskiej ekipy - Giermana Griefa. To jeden z putinowskiego "klanu petersburczyków", czyli przyjaciół i znajomych prezydenta jeszcze z czasów, gdy mieszkał on i pracował w północnej stolicy Rosji. Obecność Griefa, autora liberalnej "Koncepcji strategicznego rozwoju Federacji Rosyjskiej", ma gwarantować, że rząd nie zboczy na tory administracyjnego sterowania gospodarką. Przedstawione w ubiegły czwartek przez Kasjanowa założenia śmiałej reformy podatkowej świadczą o dużej determinacji gabinetu (w rządzie za podatki będzie odpowiadał Giennadij Bukajew). Reforma zakłada zlikwidowanie dotychczasowej skali podatków i wprowadzenie jednolitego podatku trzynastoprocentowego. W ten sposób ma wzrosnąć ściągalność należności, gdyż niski podatek zachęca do uczciwszego rozliczania się z dochodów, tym bardziej że zapowiedziano surowe kary dla osób i firm regularnie uszczuplających dochody państwa. Zlikwidowane zostaną też ulgi i preferencje przyznawane przedsiębiorstwom - zwykle "po uważaniu". Wzrosnąć mają łatwo ściągalne podatki bezpośrednie, na przykład akcyza na benzynę zostanie podniesiona aż sześciokrotnie. "Przyjęto jeden z ważniejszych pakietów dokumentów związanych z rozpoczęciem reform ekonomicznych nowego rządu Rosji" - stwierdził minister Grief.
Przed sobą Putin postawił na początek jeszcze jedno zadanie. Prezydent konsekwentnie usuwa wszystkie przeszkody uniemożliwiające mu sprawowanie niemal absolutnej władzy, jaką daje konstytucja. Ekipa Putina stara się też zapanować nad partiami. Szefowi państwa marzy się stworzenie systemu dwu-, najwyżej trzypartyjnego na wzór zachodni. Przy czym, rzecz jasna, najlepiej byłoby, gdyby wszystkie partie były proprezydenckie. Konsekwencji nie brakuje Putinowi i w odbudowywaniu rosyjskich wpływów w krajach WNP. Nie przypadkiem więc pierwszą podróż zagraniczną odbył do Uzbekistanu i Turkmenistanu. Prezydenci, a właściwie dożywotni monarchowie rządzący niepodzielnie w Taszkiencie i Aszchabadzie, bez chwili wahania oddali się pod opiekę Kremla, bo długo na to czekali. Rosja potrzebna im jest w walce z islamskimi ekstremistami, a także ze względu na wsparcie ekonomiczne. W zamian oczekują tylko gwarancji dla osobistej władzy, a to Putin da im na pewno i w dobrze pojętym rosyjskim interesie zrobi to szczerze. Po zawarciu porozumienia z prezydentem Karimowem jeszcze w Taszkiencie Putin mógł sobie pozwolić na grożenie nalotami afgańskim talibom, wspomagającym czeczeńskich separatystów. W Moskwie pojawiły się głosy, że Rosja może wysłać do Afganistanu wojska lądowe. Ale do tego nie dojdzie - nie wchodzi się dwa razy na te same grabie. Chociaż tym razem podobno jest inaczej, bo stanowisko Kremla popiera Waszyngton. Amerykanie bardzo chcieliby ponoć zgładzić saudyjskiego terrorystę Usamę Bin Ladena rosyjskimi rękami.
Zbyt szybko zaczęto w Moskwie powątpiewać w wolę i polityczne talenty prezydenta. Okresy pozornej ciszy mogą, jak się okazało, świadczyć tylko o jednym - Władimir Putin, na pozór spokojny, w rzeczywistości niestrudzenie pracuje. Buduje podstawy własnej imperialnej władzy.

Więcej możesz przeczytać w 23/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.