Szef CBA: od socjaldemokraty do antykomunisty

Szef CBA: od socjaldemokraty do antykomunisty

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak /Wprost 
Mariusz Kamiński w czasach studenckich deklarował się jako socjaldemokrata – wspominają jego koledzy. Jako lider Ligi Republikańskiej zasłynął z licznych demonstracji przeciwko prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, chodząc na jego publiczne spotkania z transparentem „Dezynsekcja, deratyzacja, dekomunizacja”.


Mariusz Kamiński konspirować zaczął już pod koniec lat 70., jako uczeń. Gdy bezpieka odkryła, że ma kontakty z działaczami KOR, został relegowany ze szkoły, a jego rodzice musieli się tłumaczyć z „niepoprawnej" postawy syna. Udało się mu wrócić do szkoły i kontynuować naukę. Jednak pierwsza wpadka nauczyła go ostrożności. - Pamiętam, że w kontaktach z opozycjonistami zaczął używać pseudonimu – wspomina Wojciech Bogaczyk, kolega Kamińskiego ze szkolnych lat. – Ktoś jednak zdradził jego pseudonim. Gdy później, w trakcie zabawy karnawałowej w 1981 roku zwróciłem się do niego, dla żartów używając tego pseudonimu, wybuchła draka. I choć tym razem, obeszło się bez interwencji bezpieki, to jednak młody Kamiński zaczął być bardziej ostrożny. – Jako student szybko związał się z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów.

Studentów i błyskawicznie stał się jednym z przywódców organizacji – opowiada Paweł Zalewski, dziś europoseł Platformy Obywatelskiej, wcześniej działacz PiS, który poznał Kamińskiego w czasie jego studiów na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego. Zalewski wspomina, że w latach 80. Kamiński zasłynął z tego, że organizował różne akcje protestacyjne, marsze i demonstracje. – Decyzje o tych akcjach zapadały spontanicznie, przez co ich uczestnicy potrafili być nieuchwytni dla milicji – opowiada Zalewski, który kilka razy sam brał udział w demonstracjach. Co ciekawe: w tamtych czasach sam Kamiński, choć działał w opozycji, deklarował się jako socjaldemokrata. – Bliski był mu socjalizm przedwojenny, niepodległościowy, a nie marksistowski – zastrzega Bogaczyk. – Miał poglądy, które wówczas określano jako lewicowo-laickie, bliższa mu była opcja ideowa reprezentowana przez lewe skrzydło KOR. W czasach NZS-u Kamiński blisko współpracował ze środowiskiem obecnej Partii Demokratycznej, a szczególnie z Janem Lityńskim.

Po transformacji ustrojowej został liderem Ligi Republikańskiej powołanej w geście protestu przeciwko coraz większym wpływom postkomunistów w demokratycznej Polsce. I choć Liga liczyła ledwie kilkuset członków, w większości trzydziestolatków, to jednak cztery razy trafiła na czołówki mediów. Najpierw, w 1995 roku, kiedy zorganizowała marsz protestacyjny w dzień objęcia fotela prezydenckiego przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Kamiński i jego koledzy pojawili się wówczas z transparentami: „Dezynsekcja, deratyzacja, dekomunizacja" i „SLD=KGB". Drugi raz, pół roku później, 27 maja 1996 roku, kiedy na Uniwersytecie Jagiellońskim działacze Legii obrzucili jajami ministra edukacji Jerzego Wiatra, byłego komunistycznego aparatczyka. W końcu, 1 maja w 2001 roku, w całej Polsce, Liga zorganizowała kontrmarsze z okazji Święta Pracy, wydając przy tym komunikat, że celem jest „zneutralizowanie skutków wirusa SLD-BSE roznoszonego przez komunistów- nosicieli".

Życie prywatne Mariusza Kamińskiego toczyło się równie dynamicznie, jak jego polityczna kariera. Pod koniec lat 80., kiedy brał ślub z koleżanką ze studiów, koledzy z NZS zrobili mu dowcip i przyszli pod kościół z transparentem: „Ślub w PRL, rozwód w wolnej Polsce". Sprawdziło się i jedno i drugie. Jednak sam Kamiński zawsze unikał komentowania swojego życia prywatnego.

O ile w latach 80. świetnie odnalazł się w środowisku NZS, o tyle w wolnej Polsce związał się z braćmi Kaczyńskimi. Pracował w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, potem w Generalnym Inspektoracie Celnym, w końcu przez krótki czas w Biurze Kontroli TVP. Złośliwi szeptali, że zmuszono go do odejścia, bo wykrył zbyt dużo nieprawidłowości i zaniepokojeni pracownicy TVP chcieli się go pozbyć. W 1997 roku Kamiński po raz pierwszy zasiadł w ławach sejmowych. W okręgu warszawskim został wybrany z list Akcji Wyborczej „Solidarność". Gdy w 2001 roku powstał PiS, zapisał się do tej partii, a wraz z nim koledzy z Ligii Republikańskiej, którzy stali się trzonem partii Kaczyńskiego. Sam Kamiński dbał o wysokie standardy etyczne pozostałych członków. – Wyjątkowo uczciwy człowiek i przesiąknięty patriotyzmem do szpiku kości – mówi o nim Zbigniew Romaszewski, w latach 80 przewodniczący sejmowej Komisji Praworządności i Praw Człowieka, później wicemarszałek Senatu z PiS. – Zawsze kierował się dobrem państwa i czystością życia publicznego i dla nikogo nie stosował taryfy ulgowej. Romaszewski podaje przykład Karola Karskiego, którego Kamiński nie chciał w PiS, uzasadniając to tym, że Karski należał kiedyś do partii lewicowej. Kamiński przegrał i Karski znalazł się w PiS. – Mimo tamtej sytuacji, bardzo pozytywnie oceniam ministra Kamińskiego i jego działania jako szefa CBA – mówi Karski. – Nie chowam do niego urazy za tamtą sprawę.

Mariuszowi Kamińskiemu nie brakowało również wrogów. Politycy PO i SLD oskarżali go o fanatyzm i wykorzystywanie służby specjalnej do interesów własnej partii. – Nie mam wątpliwości, ze CBA to policja polityczna PiS, której zadaniem jest pomóc tej partii powrócić do władzy – mówi Janusz Zemke, wieloletni szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych, przeciwnik powoływania CBA. – Mam nadzieję, że cała afera hazardowa będzie początkiem końca tej fatalnej instytucji.

Najbliższa przyszłość Mariusza Kamińskiego nie rysuje się optymistycznie. Jego dni na stanowisku szefa CBA wydają się policzone. Przyjdzie mu również zmierzyć się z prokuraturą, która oskarża go o nadużycia i przekroczenie uprawnień. Nad głową Kamińskiego zbierają się czarne chmury. Ale z pewnością łatwo nie odpuści. Bo nigdy łatwo nie odpuszczał.