Zych: po co nam Trybunał Stanu?

Zych: po co nam Trybunał Stanu?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Józef Zych z PSL, szef Sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej której głównym zadaniem jest przygotowywanie wniosków o pociągnięcie polityków do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu zastanawia się czy instytucja Trybunału ma w Polsce rację bytu. W ciągu ostatnich 20 lat Trybunał zajął się jedynie tzw. aferą alkoholową, a także sprawą byłego ministra skarbu Emila Wąsacza. Posłowie zastanawiają się, czy kompetencji organu nie powinien przejąć sąd.
– Do Trybunału Stanu wpływa bardzo mało spraw. Skoro tak, to może lepiej go zlikwidować, może jest niepotrzebny – zastanawia się Zych. Wątpliwości ma również jego zastępca w Sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej Michał Stuligrosz z PO. – Powinniśmy się zastanowić, czy konieczne jest dalsze funkcjonowanie Trybunału Stanu. Choć najpierw powinniśmy spróbować naprawić cały system – zastrzega.  Stuligrosz zwraca jednak uwagę, że są kraje, w których nie ma odpowiednika naszego Trybunału Stanu. – Koledzy z parlamentów skandynawskich dziwią się, że u nas istnieje takie ciało. Tam polityków sądzi sąd. Trybunału broni poseł Andrzej Dera z PiS.  – Jeśli coś źle funkcjonuje, to nie jest to od razu argument, żeby to coś likwidować. Czy jeśli rząd źle rządzi, to należy zlikwidować rząd?

 

Sąd dla polityków

Zgodnie z konstytucją Trybunał Stanu ma sądzić najważniejsze osoby w państwie oskarżone o złamanie konstytucji i ustaw. Na jego czele z mocy prawa stoi prezes Sądu Najwyższego, a w skład Trybunału wchodzi jeszcze 18 osób wybranych przez Sejm na czas kadencji parlamentu. Trybunał może orzekać kary przewidziane w kodeksach karnym i karnym skarbowym, a także pozbawić praw wyborczych, zabrać ordery lub zdecydować o utracie stanowiska.

Nierychliwy Trybunał

Mimo, że Trybunał Stanu istnieje w polskim prawie od 1990 roku dotychczas rozstrzygnął jedynie sprawę tzw. afery alkoholowej dotyczącej nieprawidłowości przy imporcie trunków, za które odpowiedzialni byli m.in. ministrowie w rządzie Mieczysława Rakowskiego. W 1997 r. Trybunał skazał dwie osoby na utratę biernego prawa wyborczego na pięć lat. W 2005 roku Sejm zdecydował o postawieniu przed Trybunałem Emila Wąsacza, ministra skarbu w rządzie Jerzego Buzka, któremu zarzuca się niedopełnienie obowiązków przy prywatyzacji Domów Towarowych Centrum, TP SA i PZU. W 2006 r. Trybunał ze względów formalnych umorzył postępowanie, ale po roku zdecydował rozpatrzyć sprawę jeszcze raz. Mimo że od tego momentu upłynęły dwa lata postępowanie wciąż się nie rozpoczęło, ponieważ Sejm nie jest w stanie wyłonić ze swojego składu dwóch posłów oskarżycieli. Zgodnie z prawem muszą być oni prawnikami posiadającymi uprawnienia do występowania przed sądem. Na razie kandydat jest tylko jeden – Andrzej Dera.

Wąsacz nie kryje irytacji przedłużającym się postępowaniem. - Chciałbym już mieć to za sobą. Ta sprawa wciąż nade mną wisi - denerwuje się. Podkreśla również, że wolałby być sądzony przez sąd. – W składzie Trybunału często byli politycy. Moje losy mogą zależeć od tego, czy będzie tam większość przychylna czy nieprzychylna mi politycznie.

"Rzeczpospolita", arb