Wojna powietrzno - desantowa

Wojna powietrzno - desantowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stany Zjednoczone rozmieszczają swoje oddziały zbrojne wokół Afganistanu. Analitycy twierdzą, że jeśli dojdzie do wojny - nie będzie zmasowanej inwazji.
Grupa amerykańskich sił powietrzno-morskich, z lotniskowcem "Theodore Roosevelt" na czele, wyruszyła w środę z portu Norfolk w Wirginii na Morze Śródziemne. Lotniskowiec "Roosevelt" z 75 samolotami na pokładzie płynie na czele konwoju 14 okrętów, na których jest w sumie 15 tys. ludzi. W grupie znajdują się trzy jednostki desantowe z 2 tysiącami marines.
W środę też wydano rozkaz przegrupowania w rejon Zatoki Perskiej dodatkowych stu samolotów.
Jak wynika z wypowiedzi amerykańskiego ministra obrony Donalda Rumsfelda i jego współpracowników amerykańskie siły zbrojne nie powtórzą tym razem ostrzeliwania jego baz ograniczoną liczbą rakiet cruise, jak to zrobiła w1998 r. administracja prezydenta Clintona. Akcja ta spaliła na panewce.
Stratedzy USA uważają też, że nie ma sensu zmasowane bombardowanie infrastruktury wojskowej i cywilnej w Afganistanie, gdzie jest ona uboga i prymitywna, a terroryści mieszkają w namiotach i polegają na prostych środkach łączności bezprzewodowej i dużej mobilności.
Przewiduje się raczej ograniczone przygotowanie lotnicze, a następnie akcję wojsk lądowych. Jak podają anonimowe źródła w administracji, nie będzie to jednak frontalna inwazja, jak w pustynnej wojnie nad Zatoką Perską, tylko seria specjalnych operacji przeprowadzanych przez oddziały powietrzno-desantowe.
Akcję tego rodzaju wymuszają niesłychanie trudne w Afganistanie warunki terenowe, a także to, że USA pragną uniknąć koncentracji licznych wojsk amerykańskich w sąsiednim Pakistanie, skąd musiałaby ruszyć inwazja.
Mimo poparcia rządu pakistańskiego dla polityki Waszyngtonu, znaczna część muzułmańskiej ludności tego kraju jest wrogo nastawiona do USA i solidaryzuje się z afgańskimi talibami. Pentagon planuje więc stacjonowanie wojsk poza Pakistanem - np. na okrętach na Morzu Arabskim - i przerzucenie ich tam dopiero w ostatniej chwili, bezpośrednio przed akcją w Afganistanie, która przeprowadzałyby siły specjalne.
Rozważa się też akcje komandosów z terenów zajmowanych w Afganistanie przez tamtejszą opozycję, tzw. Sojusz Północny (kontroluje ona 10 procent terytorium kraju), oraz z graniczących z Afganistanem krajów Azji środkowej - byłych republik ZSRR: Uzbekistanu i Tadżykistanu. Jak informują przedstawiciele administracji, operacje te mogłyby się rozpocząć w ciągu najbliższych tygodni.
Generał Stanisław Koziej z polskiego Sztabu Generalnego taką taktykę nazwał "strategią rajdów", znaną od lat w teorii wojskowości. Tłumacząc na czym polega, Koziej przypomniał... "zagończyków" broniących wschodnich kresów Rzeczpospolitej. Ich taktyka polegała na tropieniu zbrojnych band i rozbijaniu ich szybkimi atakami przeważających, dobrze wyszkolonych żołnierzy armii regularnej.
Współcześni "zagończycy" mieliby przy współpracy wywiadu atakować, wykorzystując najnowsze rodzaje broni rozbijać rozproszone w górskim Afganistanie grupy talibów i terrorystów.
les, pap