Smutek po Stańczyku

Smutek po Stańczyku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Maciej Rybiński był Stańczykiem przełomu wieków. Jego ironiczne, cięte i erudycyjne felietony, w lekki sposób poruszały najważniejsze problemy społeczne i polityczne. A styl pisania sprawiał, że trudno go było zapisać do jakiejś partii (choć nie ma co ukrywać próbowano to robić), dzięki czemu trafiał on do różnych ludzi.
Teraz jego humoru, inteligencji i spostrzegawczości już zabrakło, i nie widać nikogo, kto mógłby, jak on z humorem, ale bez zacietrzewienia chłostać braki i problemy Polski.

A nie ma, co ukrywać, że choć od czasów Stańczyka minęło wiele wieków, to nadal tacy, jak on są nam – w Polsce – koniecznie potrzebni. Tak się bowiem składa, że w naszej kulturze, żeby rzeczywiście trafić do społeczeństwa, ale i do polityków, trzeba mieć takie cechy mówienia i pisania, jak słynny królewski błazen… Tylko w ten sposób można bowiem zostać usłyszanym (na Rusi było podobnie, tyle, że tam do ludzi trafić mogli wyłącznie Boży szaleńcy, jurodiwi) i zrozumianym.

W dniu pogrzebu Macieja Rybińskiego pozostaje nam płacz nad utraconymi możliwościami politycznymi, nad nienapisanymi felietonami i zaprzepaszczonymi szansami na scenariusze, które – jak kiedyś Alternatywy 4 – piętnowałyby absurdy III RP. I gorzka refleksja, że w naszym kraju najbardziej potrzebni mu ludzie, tak często odchodzą przedwcześnie