Wybór Warszawy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy Polsce uda się przystąpić do Unii Europejskiej na warunkach tak korzystnych, jak to było w wypadku Hiszpanii i Portugalii?
Czy naszym politykom powiedzie się jak irlandzkim i brytyjskim trudna sztuka wynegocjowania warunków, które umożliwią nam szybkie doścignięcie czołówki Europy? Czy uda się im na przykład wywalczyć prawo do znacznego obniżania podatków od przedsiębiorstw oraz stworzenia raju fiskalnego na wyspie Wolin? Pewne jest jedno: przyszła pozycja naszego kraju w unii zależy przede wszystkim od tempa reformowania kraju, ale także od wyobraźni, determinacji i zręczności władz oraz reprezentujących je negocjatorów.
Doświadczenia państw członkowskich UE wskazują, że wkrótce po przystąpieniu do niej może się zmniejszyć tempo wzrostu gospodarczego kraju. Polska nie może sobie na to pozwolić. Nasze państwo dokonało wprawdzie w ostatnim dziesięcioleciu znaczącego postępu cywilizacyjnego, ale w porównaniu z krajami piętnastki jesteśmy ciągle słabi. Nasz PKB na mieszkańca nie przekracza 40 proc. unijnego. Przystępując do UE, polskie przedsiębiorstwa muszą w kilka lat dostosować się do warunków działania, które zwykle znacznie bogatsze firmy zachodnie przyjmowały przez dziesięciolecia. Na krótką metę może to osłabić konkurencyjność niejednego sektora naszej gospodarki.
Powinniśmy nie tylko dokładnie ustalić, w jakich sprawach będziemy się domagać ustępstw ze strony Brukseli, lecz także określić, jakie miejsce chcielibyśmy zająć w unijnej strukturze. Jednym słowem, czy interesuje nas dynamiczny, lecz wymagający determinacji i jasnej wizji model irlandzki, czy raczej zachowawczy model grecki? Dotychczasowa historia integracji europejskiej dowodzi, że dobrze umotywowane żądania mają dużą szansę akceptacji przez unijnych negocjatorów. Pod jednym warunkiem: że katalog spraw nie jest zbyt obszerny, a parasol ochronny musi być wykorzystany do poprawy konkurencyjności produktów. Najbliższe rundy rozmów są bodajże ostatnią szansą na wypromowanie polskiej specjalności. Jeżeli nie uda się wprowadzić na zachodni rynek produktu made in Poland, to może nasz kraj powinien się kojarzyć z usługami (na przykład finansowymi, leczniczymi czy związanymi z rekreacją), w których moglibyśmy zaoferować europejską jakość?
Unia Europejska wywiera na nas nacisk, abyśmy jeszcze przed przystąpieniem do elitarnego klubu dostosowali wszystkie ustawy do unijnych norm. Nawet gdyby miało to negatywne skutki. Tak jest na przykład w wypadku ochrony środowiska. - Nie wiadomo, czy wszystkie standardy, których przyjęcia domaga się od nas Bruksela, przyjęlibyśmy w takim samym zakresie, gdybyśmy nie wstępowali do unii. Jeżeli nawet, to nie tak szybko - odpowiada minister Jacek Saryusz-Wolski, szef Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. - Jesteśmy na dorobku i nie chcemy, aby dostosowywanie się do wymogów UE zaszkodziło wzrostowi gospodarczemu. Na pewne unijne rozwiązania mogą sobie pozwolić tylko kraje na wyższym od nas poziomie rozwoju. Gdyby Bruksela nie zgodziła się na rozszerzenie, to pewne elementy aquis communitaire, które mogłyby być zbytnim obciążeniem dla budżetu państwa czy konkurencyjności przedsiębiorstw, wprowadzilibyśmy później.
"W swoich staraniach o wejście do UE państwa z Europy Środkowej i Wschodniej traktowane są gorzej niż Hiszpania i Portugalia" - stwierdził premier Węgier Viktor Orban na łamach miesięcznika "Business Central Europe". Zwrócił też uwagę, że oba iberyjskie kraje zostały jej członkami na korzystniejszych warunkach, niż proponuje się to obecnym kandydatom. Wspólnota zgodziła się na wszystkie najważniejsze okresy przejściowe, których żądała Hiszpania. Prawo krajowe może w czasie ich obowiązywania w określonych dziedzinach odbiegać od unijnych norm. Gdy są one dobrze przemyślane i uzyskają akceptację Brukseli, mogą służyć wzmocnieniu konkurencyjności gospodarki kandydata.
Hiszpania i Portugalia większość procesów dostosowawczych zakończyły po przystąpieniu, przy znacznym wsparciu unijnych funduszy. Dzięki siedmioletniemu okresowi przejściowemu Madryt uzyskał zgodę na specjalną taryfę celną, która mocno ograniczała import unijnych towarów na hiszpański rynek. W ten sposób przedsiębiorstwa uzyskały czas na poprawienie jakości swoich towarów i usług, a firmy, które dobrze go wykorzystały, mogą teraz z powodzeniem konkurować na wspólnym rynku. Tymczasem polski rynek już w tej chwili, na kilka lat przed przystąpieniem do UE, jest praktycznie otwarty na zachodnie towary. Efektem tego jest ogromny deficyt w obrotach handlowych.
Przez sześć lat od wstąpienia do wspólnoty Hiszpania mogła utrzymywać monopol państwowy na produkty tytoniowe i naftowe. Madryt znacznie ograniczył dostęp obcym kutrom na swoje łowiska. Na dostosowanie rolnictwa dano temu państwu dziesięć lat. Portugalia wynegocjowała stopniowe znoszenie ceł przez sześć lat, a na dostosowanie rolnictwa - dziesięć lat.
Niższy niż w pozostałych państwach unii, bo tylko dziesięcioprocentowy podatek od przedsiębiorstw to z kolei ogromny sukces irlandzkich negocjatorów, którzy dostrzegli w tym szansę dla swojego kraju i sposób na szybsze dogonienie europejskiej czołówki. Postawili na przyspieszony rozwój własny, nawet kosztem integracji z Europą. - Nie jesteśmy pod tym względem wyjątkowi - mówi Walter Brazil z Allied Irish Bank. - Prawie każdy kraj członkowski zachował dla siebie jakieś wyjątki. W kilku europejskich regionach zbudowano specjalne strefy podatkowe. Portugalczycy czerpią korzyści z International Business Center zlokalizowanego na Maderze, która należy do Portugalii, tyle że jest oddalona od niej o tysiąc kilometrów. Do 2011 r. inwestorzy mogą tam liczyć na ulgi podatkowe, armatorzy mniej płacą za zarejestrowanie statku, obowiązują także ulgi celne i podatkowe przy wymianie walut. Hiszpanie przyznali specjalny status Wyspom Kanaryjskim, dzięki czemu miejscowi producenci rolni otrzymują ulgi celne. Na wyspach niższe są taryfy przewozowe zarówno towarowe, jak i pasażerskie. Wielka Brytania zdołała wynegocjować specjalne regulacje dotyczące zależnych od niej terytoriów. Gibraltar czy wyspy na kanale La Manche (Man, Jersey) formalnie pozostają poza jurysdykcją Brukseli.
Jaka będzie polska specjalność? Wartość inwestycji zagranicznych w latach 1989-1999 przekroczyła w naszym kraju 30 mld USD i w istotny sposób przyczyniła się do utrzymania najwyższego w Europie Środkowej tempa wzrostu gospodarczego. Odegrało to również niebagatelną rolę przy przyjęciu nas do NATO. Czy podobnie będzie z Unią Europejską? Niestety, ciągle nie wypracowaliśmy mądrej długofalowej polityki inwestycyjnej. Kilka lat temu Polska postawiła na rozwój specjalnych stref ekonomicznych - obszarów, w których inwestorzy otrzymywali specjalne ulgi w zamian za wybudowanie zakładu i zatrudnienie okolicznych mieszkańców. Zdaniem Brukseli, firmom działającym w SSE przysługuje zbyt duża pomoc ze strony państwa. Chodzi o ulgi podatkowe, a zwłaszcza o zwolnienie z podatku dochodowego. Polska poprosiła o piętnastoletni okres przejściowy na utrzymanie obecnych stref. Zdaniem naszego rządu, zbyt szybkie ich zlikwidowanie zmniejszyłoby wiarygodność kraju w oczach zagranicznych inwestorów. Poza tym odszkodowania za już przyznane i odebrane przywileje podatkowe za bardzo obciążyłyby budżet.
Doświadczenia Irlandii uczą, że warto stworzyć warunki do inwestowania w branże przyszłościowe, takie jak teleinformatyka, usługi, turystyka, infrastruktura, edukacja. Aby zachęcić przedsiębiorców do tego, państwo musi postawić na edukację, naukę języków obcych, zaplecze naukowo-techniczne oraz wspomagać budowanie przejrzystego i efektywnego systemu prawnego.
Unia Europejska po raz pierwszy w trwających już ponad dwa lata rokowaniach w sprawie rozszerzenia zgodziła się na okres przejściowy zgłoszony przez jednego z kandydatów. Słowenia wywalczyła go w sprawie warunków działania banków spółdzielczych. Bruksela dała Lublanie dodatkowe dwa lata na dostosowanie się do unijnych przepisów. Przykład ten dowodzi, że prośba kandydata może liczyć na przychylność negocjatorów, gdy zaproponowany okres nie jest zbyt długi i nie narusza zasad konkurencji.
Nie wszystkie propozycje Polski przyczyniają się do zwiększenia naszej konkurencyjności. Dotyczy to pięciu lat w zakresie nabywania przez cudzoziemców nieruchomości przeznaczonych na cele inwestycyjne oraz osiemnastoletniej ochrony nieruchomości rolnych i leśnych. W tym wypadku zwyciężyły względy ideologiczne, a nie ekonomiczne. Węgrzy i Czesi nie są tak pryncypialni i nie stwarzają takich barier jak my. Czy zatem kapitał zagraniczny nie będzie chętniej inwestował w tych krajach niż w Polsce?
Statystyki MSWiA wskazują, że roczne zakupy ziemi (w tym rolnej) nie przekraczają dziesięciu tysięcy hektarów. Szacuje się, że Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa dysponuje dwoma, trzema milionami hektarów. Zakładając, że w wyniku akcesji do Unii Europejskiej przepisy zostaną zliberalizowane, to nawet dziesięciokrotne przyspieszenie tego procesu niewiele zmieni. Przy ogromnej i powiększającej się nadprodukcji rolnej w UE zwiększenie areałów upraw o dwa miliony hektarów jest nierealne. Wykorzystując argumenty ekonomiczne musimy zdecydować, ile hektarów może leżeć odłogiem, a ile powinno służyć rekreacji, edukacji, przyczyniać się do rozwoju infrastruktury i usług, itd. Ile miejsc pracy i ile pieniędzy z podatków generuje każdy hektar ziemi, który nie jest wykorzystywany na celów rolniczych?

Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.