Wybory Polaków - niepokojące

Wybory Polaków - niepokojące

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zaniepokojenie - tak najkrócej można określić reakcje zagranicy na wynik niedzielnych wyborów parlamentarnych w Polsce.
Wyrażają je niemieccy politolodzy, szczególnie dobrymi wynikami partii, które deklarują jawnie nieufność bądź wręcz niechęć wobec integracji z Europą.

Jak obawia się Markus Mildenberger - pracownik renomowanego Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej, dobre wyniki Samoobrony oraz Ligi Rodzin Polskich to "wyraz opozycji przeciwko zbliżeniu do Europy".

Zdaniem Dietera Bingena, dyrektora Niemieckiego Instytutu Kultury Polskiej w Darmstadt, w Polsce doszło do "załamania się umiarkowanej prawicy i klasycznego obywatelsko-mieszczańskiego centrum. (...) Jedyną opozycją, którą można będzie w przyszłym Sejmie traktować poważnie, jest Platforma Obywatelska" - ocenia.
"Chwiejność, chaos i nepotyzm to zjawiska, które bardziej przyczyniły się do totalnej klęski obozu rządzącego, niż zawód spowodowany nieudolnym wprowadzaniem reform" - ocenia Mildenberger. Porażkę tych ugrupowań tłumaczy brakiem profesjonalizmu oraz negatywnym wizerunkiem, jaki jako sprawujący władzę obóz tworzyły na zewnątrz. "Wynik wyborów oznacza wotum nieufności wobec rządu" - wtóruje mu Bingen. Jerzy Buzek, który jako pierwszy szef rządu przetrwał całą kadencję, pod koniec stał na czele rządu, najbardziej chaotycznego gabinetu od upadku komunizmu. Sprawiał wrażenie całkowitej bezradności, prowadząc samobójczą politykę personalną i wikłając się w afery korupcyjne - ocenia.

Za "fakt wstrząsający" uznał też Bingen niską frekwencję wyborczą. "Jest to tym bardziej niepokojące, że chodzi prawdopodobnie w dużej mierze o tych wyborców, którzy do tej pory byli podporą przemian. Konsekwencje dla Polski mogą być fatalne" - przewiduje.

Mimo to obaj nie spodziewają się istotnych zmian w polityce zagranicznej. Mildenberger oczekuje nawet od rządu SLD ożywienia polsko-niemieckich stosunków. Jego zdaniem Włodzimierz Cimoszewicz, który objąć ma tekę ministra spraw zagranicznych, ma "duże wyczucie" w sprawach niemieckich.

Nieco łagodniejszą ocenę wystawia odchodzącemu obozowi rządzącemu ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. Uważa on, że AWS i UW zapłaciły najwyższą polityczną cenę za bardzo potrzebne Polsce reformy gospodarcze. Zostały one jednak przeprowadzane bez bliższego przyjrzenia się sytuacji w kraju, bez uwzględnienia jak zostaną przyjęte i analizy, czy podołamy - powiedział.

Za największą niespodziankę uznaje bardzo wysoki wynik odniesiony przez "ugrupowanie, którego nie było" - Samoobronę. Tłumaczy go niską frekwencją. "Dowodzi to, że 60. proc. wyborców albo obojętne jest kto nimi rządzi, albo też, że nadal tak, jak w okresie rządów komunistycznych uważają, że nie ma żadnego znaczenia na kogo głosują".

Z zaniepokojeniem wyniki wyborów zostały również przyjęte przez czołowych przedstawicieli Polonii amerykańskiej - mówi redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika" Maciej Wierzyński. Najbardziej niebezpieczne - jego zdaniem - jest to, że procesy modernizacji w Polsce mogą być poważnie zagrożone. W sytuacji, kiedy klęskę poniosły dawny AWS i UW, kontynuację obecnej polityki - tj. spójnych reform rynkowych i konsekwentnego dążenia do integracji z Unią Europejską - reprezentuje właściwie tylko Platforma Obywatelska.

"SLD deklaruje, że będzie kontynuować reformy, ale po prawej stronie mamy blok tych, którzy będą się im przeciwstawiać. SLD też zresztą poparła wielka liczba ludzi, którzy głosowali na nią nie dlatego, że im się podobały reformy Balcerowicza. Istnieje więc groźba powstania koalicji ponad podziałami skierowanej przeciw procesom unowocześnienia" - powiedział Wierzyński.

Obawia się też głębokiego niezadowolenia Polaków, na co wskazują wyniki głosowania.

"Sensacją jest oczywiście prawie 10 proc. zdobytych przez Samoobronę - partię kierowaną przez demagoga, który łamał prawo i powinien siedzieć w więzieniu. To sygnał jakichś bardzo groźnych procesów" - dodał .

Klęska partii wywodzących się z obozu posierpniowego, tj. UW i AWSP, to dla prof. Bartłomieja Kamińskiego, ekonomisty z Uniwersytetu Maryland i eksperta Banku Światowego, to "sygnał, że coś złego się dzieje z polskimi elitami politycznymi, świadczący też, że ludzie, nie mając wielkiego wyboru, podejmują decyzje desperackie". "Wejście do Sejmu Samoobrony i to w sile 45-50 mandatów oznacza, ze debaty w parlamencie spadną do bardzo niskiego poziomu i mogą się dziać dziwne i bardzo niesympatyczne rzeczy. Mogą się też pojawić formy interwencjonizmu państwowego, co na dłuższą metę będzie fatalne dla Polski".

em, pap