Posłanka Mucha otrzymywała "niemoralne propozycje"

Posłanka Mucha otrzymywała "niemoralne propozycje"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Uznawana za jedną z najpiękniejszych posłanek, Joanna Mucha z Platformy Obywatelskiej, w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” przyznała się do otrzymywania niemoralnych propozycji od parlamentarzystów innych partii.
- To się stało już pierwszego dnia mojej pracy w Sejmie. Byłam całkowicie zaskoczona – przyznaje pani poseł. - Zaczepił mnie jeden z posłów, nie z mojej partii, w bardzo bezpośredni sposób, chyba nawet użył słowa "kotku" i zapytał, który mam numer pokoju. Nie wiem, jakim cudem powstrzymałam się, by nie dać mu w twarz - opowiada Mucha.


Hotel sejmowy nie dla pracowitych

Propozycje ze strony innych posłów nie były jedyną przyczyną, dla której kilka miesięcy później posłanka Mucha wyprowadziła się z Sejmu. Choć Joanna Mucha nie chce zdradzić tożsamości swojego „adoratora" uchyla rąbka tajemnicy o prawdziwym obliczu sejmowego hotelu. - Przez cienkie ściany wszystko słychać, nawet w nocy są straszne hałasy. Nie da się ani spać, ani pracować – mówi. - W takich warunkach nie da się po prostu tam mieszkać. Chciałam mieć odrobinę prywatności i dlatego wyprowadziłam się stamtąd. Bo przyjechałam do Warszawy po to, by pracować - podkreśla.

Jak się bawią posłowie?

Joanna Mucha nie jest pierwszą osobą, która wyprowadziła się z hotelu sejmowego, bo nie mogła znieść nocnych hałasów, ciągłych biesiad i chamstwa na korytarzach. W styczniu 2007 roku media donosiły o podobnej aferze. Wówczas to posłowie Platformy Obywatelskiej Roman Kosecki i Andrzej Biernat w środku nocy dobijali się do sejmowego pokoju Sandry Lewandowskiej z Samoobrony. Lewandowska interweniowała wówczas u ówczesnego szefa klubu parlamentarnego PO Bogdana Zdrojewskiego. Roman Kosecki po otrzymaniu bury od Zdrojewskiego wysłał posłance czekoladki, kwiaty oraz SMS z przeprosinami. Poseł Biernat do niczego się nie przyznał.

W rozmowie z "Faktem" jeden z parlamentarzystów przyznaje, że takie sytuacje zdarzają się dość często. - Najweselej i najgłośniej jest wieczorem w dniu, gdy parlamentarzyści zjeżdżają do Warszawy. Rozmowy przy trunkach trwają do późnych godzin. - opowiada „Faktowi" jeden z posłów. Dodaje, że niektórzy z polityków po biesiadzie u kolegi nie mogą nawet dojść do swojego pokoju.

"Fakt", "Gazeta Wyborcza", Łp